Rozdział 6

168 8 3
                                    

Spojrzałam za siebie, przeciągle studiując oblane czerwonym, klimatycznym światłem otoczenie. Ostatnie blaski Krwawej Pełni już z nie tak wielkim trudem przedostawały się przez korony rosnących gęsto drzew, ślizgając się z niezwykłą dumą po ściółce i opadłych na nią liściach, po grubych, szorstkich korach i coraz bardziej łysych gałęziach, po ostrych kolcach krzewów i zdobiących je jadalnych owocach. Otoczenia nie wypełniał żaden widoczny na pierwszy rzut oka ruch, a wibrująca cisza miała zniknąć dopiero po nadejściu upragnionego przez ofiary świtu. Dla obcych taki widok mógłby wydawać się niezwykle mroczny a nawet straszny, jednak mojej osobie kojarzył się wyłącznie z pozytywnymi przeżyciami i przyjemnie wypełnionym na zimę brzuchem.

– Wrócę tu niedługo – obiecałam sobie szeptem.

Mocno wątpiłam w wypowiadane słowa, ale od podjętej decyzji nie było już odwrotu. Jedyna dobra rzecz w tym, że wataha nie przyjęła źle wiadomości o moim kolejnym wybyciu i szczerze życzyła mi powodzenia na nowej drodze życia. Westchnęłam ciężko i wymusiłam skrzywienie wilczych ust, aby w końcu pożegnać się na jakiś czas z tak doskonale znanym terytorium. Przekroczyłam granicę i delikatnie otarłam się o bok czekającego na mnie wilka, sygnalizując swoją gotowość do nieuchronnego wybycia. Zimer uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a ja szybko odwróciłam wzrok od jego pyska. Nie chciałam akurat teraz ponownie rozwodzić się nad tym, jak pięknie wyglądał, gdy otwarcie pokazywał swoją radość.

Ruszyliśmy spokojnym tempem w głąb terytorium Zity i co chwilę odnosiłam wrażenie, że przewodniczący zerkał z zaciekawieniem na moją osobę. Jednak mogło mi się tak tylko wydawać. Między nami panowała bezwzględna cisza, dzięki której doświadczaliśmy możliwości wsłuchiwania się w kojące dźwięki lasu. Otaczały nas najróżniejsze zapachy, w tym wyraźne wonie członków innego stada. Czułam się trochę jak intruz, choć zdawałam sobie sprawę, że miałam pełnoprawne przyzwolenie na przebywanie w miejscu, w którym się teraz znalazłam. W końcu Alfa sąsiadującego z moim plemienia się na to zgodził, a tak naprawdę sam mnie tu zaciągnął. Szum opadających liści i głuche odgłosy stawianych przez nas kroków uspokajały mnie, a skupienie na nich pozwalało mi na chwilę przestać myśleć o nadchodzących wydarzeniach. Pragnęłam jeszcze przez kilka sekund, jeszcze przez kilka minut lub najlepiej jeszcze przez kilka godzin egzystować jako dzika wilczyca i dać się pochłaniać w pełni zwierzęcemu rozumowaniu.

Zimer po dłuższym czasie zatrzymał się i zaczął się rozglądać, jakby czegoś szukał. Jego kształtne uszy kręciły się przy tym na boki. Nie rozumiałam, o co mu chodziło, więc sama przestudiowałam uważnym spojrzeniem okolicę, która nijak się nie różniła od pozostałej części lasu. Wszędzie te same drzewa, zwalone pnie, te same krzewinki i nawet te same wonie. Nic innego, nic niezwykłego, ale po zachowaniu przewodniczącego poznałam, że znaleźliśmy się w jakiejś szczególnej lokalizacji.

– Coś się stało? – zapytałam zdziwiona, nie słysząc nic podejrzanego.

– Powinni już od dawna tu być – wymamrotał ewidentnie niezadowolony i zwrócił łeb w moją stronę, patrząc na mnie z przepraszającym wyrazem. – Wybacz mi, ale muszę zadzwonić.

Skinęłam łbem na znak, że nie miałam nic przeciwko temu, więc na moich oczach ciało Zimera przeszło praktycznie niezauważalną przemianę. Zdążyłam tylko mrugnąć, a już stał przede mną ten sam przystojny, odziany w śnieżne, puszyste futro mężczyzna, który odwiedził zajmowaną przeze mnie celę w dworze Dark. Sięgnął dłonią do kieszeni po wewnętrznej stronie okrycia i wydobył z niej komórkę. Kliknął w urządzenie parę razy i przyłożył je do przebitego trzema złotymi kolczykami ucha. Miał na sobie o wiele więcej biżuterii niż przy naszym pierwszym spotkaniu, co dodawało mu arystokratycznego uroku. Na bladych palcach błyszczało kilka dużych pierścieni wysadzanych pasującymi do jego oczu kamieniami szlachetnymi, a szyję oplatał mu delikatny łańcuszek z zawieszką w kształcie siedmioramiennej gwiazdy. Nie odwrócił się do mnie tyłem, więc swobodnie mogłam przyglądać się wysokiej, umięśnionej sylwetce wybijającej się spod białych ciuchów oraz każdemu wykonywanemu przez nią ruchowi.

WolfKnightWhere stories live. Discover now