– Wzywałaś mnie, Królowo – powiedziała Nuqra, podchodząc pod podest w Głównej Sali.
Przed chwilą skończyłam drugi w tym tygodniu Sąd. Odkąd miesiąc temu posadziłam Shadowa na stanowisku zwierzchnika Agentów, wykrywalność przestępstw bardzo wzrosła, a organizacja zaczęła działać jeszcze sprawniej. Mężczyzna wprowadził wiele zmian i udoskonaleń, na które sama bym nie wpadła i cały czas trzymał się ściśle moich wytycznych. Przychodził do mnie z każdą ważną sprawą i posłusznie stosował się do wydanych rozkazów. Zwykle z wyprzedzeniem wiedział również, jaką decyzję podejmę. Widziałam, że zadowalanie mnie sprawiało mu przyjemność. Nie narzekał na żadne ze środków kontrolujących, jakie wobec niego wprowadziłam i trzymał język za zębami nawet przed Zimerem, choć wyznał mi, że miał dużą ochotę mu powiedzieć o moich tajemnicach.
Tak naprawdę sama bym to zrobiła, ale przewodniczący był totalnym ateistą i twardo stąpał po ziemi, jak na członka Dzikiego Społeczeństwa przystało. Miał nawet trudności z uwierzeniem w zaświaty, które dla większości z nas stanowiły rzecz oczywistą. Bałam się, że mnie wyśmieje, gdy wyjawię mu prawdę. Poza tym potrzebowałam w swoim życiu bliskiej osoby, która by o tym nie wiedziała. Musiała przecież istnieć jakaś równowaga.
– Tak – odparłam do lwicy, podnosząc się z tronu. – Przejdźmy się.
Opuściłyśmy powolnym krokiem Główną Salę i zaczęłyśmy iść korytarzem w kierunku piętra. Chciałam się trochę rozruszać, dlatego nie przyjęłam Nuqry w gabinecie.
– Jak postępuje epidemia? – zapytałam.
Lwica była radną odpowiedzialną za kontrolę służby zdrowia, więc to ona regularnie zdawała mi raport o chorobie. Co prawda informacje od niej służyły mi jedynie za porównanie, ile społeczeństwo wiedziało w stosunku do całej prawdy przekazywanej mi przez Pustkowię.
– Jest coraz gorzej. – Ciężko westchnęła. – Obecnie zarażonych Krótkowiecznych jest siedemdziesiąt trzy procent, z czego szesnaście już zmarło. Dodatkowo choruje pięć procent Długowiecznych, ale u nich wystąpiły na razie tylko trzy przypadki śmiertelne. Nie ważne jakie środki podejmujemy to dalej się rozprzestrzenia. Żadne leki nie działają.
– Czy pojawiły się przypadki wyzdrowienia?
– Nie. – Pokręciła przecząco głową. – Coraz więcej Krótkowiecznych trafia do szpitali i odkrywamy kolejne mutacje tego wirusa. Problem w tym, że pojawia się on niemal bezobjawowo, więc wiemy dopiero o nim w ostatnim stadium choroby. Wcześniej każdy może się zarazić. Zarządziłam kwarantannę, ale to i tak w jakiś sposób się roznosi. Nie damy rady tego powstrzymać, nawet jeśli wynaleźlibyśmy lek, a na to nie ma co liczyć.
– Ile dajecie Krótkowiecznym? – kontynuowałam beznamiętnym tonem.
– W tym tempie rok, może maksymalnie dwa lata.
– Ile? – zdziwiłam się.
– Takie są wstępne prognozy. Uważamy, że Anatonis skończy najszybciej, bo znaleźliśmy tam ognisko zapalne.
– Dobrze – mruknęłam, ale od razu się zreflektowałam: – To znaczy niedobrze. Róbcie, co możecie, ale nie czarujmy się, Krótkowieczni wyginą. Cóż, tak najwyraźniej zadecydowała przyroda.
Ta, przyroda, prychnęłam w myślach.
– Będę musiała powiadomić o tym fakcie społeczeństwo.
– Na pewno chcesz to zrobić, Królowo? – zapytała kobieta. – Wywoła to panikę i niemałe poruszenie. A jeśli wtedy zwrócą się przeciwko Tobie pod wpływem nieracjonalnych myśli? Władca zawsze staje się w takich sytuacjach celem ataku. Tak było przecież w przypadku protestów za istnienia Opozycji.
JE LEEST
WolfKnight
FantasyKsięga I trylogii |WolfKnight| W moim świecie podzieloną na rasy i społeczeństwa ludzkość obowiązuje ścisła hierarchia i tylko najpotężniejsi mogą dostąpić zaszczytu respektu i władzy, płacąc za to ceną przelanej krwi. W tych mrocznych czasach, gdzi...