Rozdział 4

152 10 0
                                    

Jesienny wiatr targał już częściowo kolorowymi liśćmi wiszącymi na gałęziach drzew. Okrywający wystające korzenie mech wydawał się jeszcze bardziej wilgotny niż zazwyczaj. Uniosłam pysk w górę, aby dojrzeć na prześwitującym, późno-wieczornym niebie pojedyncze chmury, które na szczęście nie zwiastowały deszczu. Nie tak miękkimi opuszkami łap napotykałam nierówności pokrytego trawą podłoża. Przeskakiwałam każdy pień, każdą dziurę i omijałam wszystkie bagienka. Srebrne kosmyki powiewały przed moimi oczami, a serce miarowo pulsowało. Musiałam jednak uważać, aby go nie przeciążać, więc utrzymywałam wolniejsze tempo. Nie uciekałam przecież przed niczym, mogłam dać sobie więcej czasu na długą podróż.

Tak, czułam to, czułam tę woń wolności i jej cudowny, wręcz nieopisywalny smak. Zero budynków, zero ścian, zero kajdan, zero tortur, zero cierpienia, zero bólu, zero intruzów, zero oprawców, zero ludzi i w szczególności zero arystokratów. Gęsty, znajomy las, a przede wszystkim jego zapach, wzbudzał we mnie jednocześnie spokój i ekstazę – rozkosz niemożliwą do porównania z czymkolwiek innym. Nawet napełnienie pustego brzucha, nawet przegryzienie gardła wrogowi nie dawało mi tyle radości, ile świadomość braku ograniczeń i możliwość nieskończonego przemierzania dzikiego świata. Mogłabym tak biec przez niego bez końca, gdyby tylko starczyło mi sił.

Przekroczyłam oznaczoną świeżymi odchodami granicę i po paru kolejnych metrach musiałam przeskoczyć ten sam strumień, do którego Shadow wpadł podczas naszego pierwszego pojedynku. Zaśmiałam się w duchu, przypominając sobie widok przemoczonego Władcy Cieni i Snów, wkurzonego do granic możliwości. Jak zimne krople spływały po jego gładkim, okrytym szatą ciele i jak w czekoladowych oczach błyskały szaleńcze iskierki. W mojej głowie trochę przypominał złe na rodziców dziecko i z obecnej perspektywy wydawało mi się to nawet zabawne, ale dobrze wiedziałam, że takie nie było. Narażałam swoje zdrowie w tamtej wymuszonej przez arystokratę walce, lecz teraz zdawałam sobie sprawę z tego, że postąpiłam słusznie. Ostatecznie z nim wygrałam i liczyłam na bezwzględny spokój z jego strony. Wkrótce pewnie i tak uda mi się o nim zapomnieć.

Powitało mnie radosne wycie pozostałych członków Void, której część wyłoniła się spomiędzy pni odgradzających jeden z jelenich zagajników. Młodsi członkowie rodziny od razu dopadli do mnie, kręcąc się wokół i węsząc. Po chwili dołączyli do nich starsi, mrucząc wiele pytań naraz i wyrażając swoje zaniepokojenie moją długą nieobecnością. Wilki ocierały się o moje boki i każdy z nich starał się polizać mnie po pysku. Stykali się ze mną nosami, niektórzy skakali lub szczekali pełnymi ulgi głosami, inni machali żywo, nisko trzymanymi ogonami. Warknęłam raz, gdy zaczęli na za dużo sobie pozwalać, więc plemię odsunęło się trochę, aby dać mi odetchnąć. Zwierzęce oczy wpatrywały się we mnie i tylko we mnie.

– Wygrałam – odezwałam się w końcu, podnosząc pysk wysoko do góry i obdarzając watahę uspokajającym uśmiechem. – Pokonałam intruza, który wkroczył na nasz teren. Zapłaciłam za to wysoką cenę, bo pozbawiono mnie wolności, ale wróciłam i nie zamierzam was więcej opuszczać.

W ich pełnych inteligencji ślepiach widziałam prawdziwy podziw dla mojej osoby, dla ich potężnej Alfy. Zwycięstwem zawsze można było zaimponować innym, a do tego mogłam jeszcze pochwalić się przetrwaniem niewoli, co dla wilków wydawało się niemal niemożliwe. Zamknięcie w ciasnej klatce? Uch, okropieństwo! Ja również tak nadal sądziłam i doświadczenie tego na własnej skórze nic w tym temacie nie zmieniło. Ponadto małe, ceglane pomieszczenia w głębokich piwnicach zaczęły mi się mimowolnie kojarzyć z cierpieniem fizycznym i torturami. Jakby na myśl o tym cholernym sztylecie i oddawanym przez niego doznaniu moje serce zabiło mocniej ze strachu. Naprawdę chciałam o tym całym zdarzeniu jak najszybciej zapomnieć i wypchnąć je nawet ze swojej podświadomości. Wcale nie brakowało mi powracających co noc koszmarów. Wcale!

WolfKnightWhere stories live. Discover now