Drzwi do mieszkania zamknęły się powoli za Changbinem, który ze swoją pochmurną, śmiertelnie poważną miną, niczym nie przypominał chłopca sprzed zaledwie kilku godzin. Na chwiejnych nogach, których drżenia nie potrafił wytłumaczyć ani opanować, podszedł do kanapy, by zaraz osunąć się na nią bezwładnie. Chociaż... to pierwsze mogło być kwestią sporną. Tak naprawdę szatyn dokładnie znał powód, przez jaki jego serce nie przestawało kołatać, a kończyny stały się miękkie, odmawiając posłuszeństwa. Najzwyczajniej w świecie był przerażony, a strach ten wzmagał się jedynie z każdą mijającą sekundą. Changbin próbował jednak zgrywać twardego sam przed sobą, toteż wypierał z podświadomości wszelkie trwożliwe myśli, jakie nieustannie mieszały mu w głowie.
Jego wzrok padł na złożoną w kostkę kołdrę, spoczywającą tuż przy zagłówku kanapy. Niepewnie wyciągnął dłoń w jej stronę, ale kiedy tylko palce chłopaka musnęły materiał, odskoczył, niby oparzony. Zawahanie trwało jedynie moment, bo zaledwie chwilę po tym szatyn położył się na boku, wtulając twarz w pościel. Telefon w jego kieszeni zawibrował, oznajmiając przyjście kolejnej wiadomości. Dobrze wiedział, kto do niego pisał, prawdopodobnie po raz piętnasty w ciągu ostatniej godziny. Wiedział również, że ta osoba najpewniej umierała z niepokoju, obgryzając do krwi paznokcie, niepewna co oznacza jego milczenie. Mimo to, Changbin i tak nie zamierzał odpisywać. Jakakolwiek konwersacja z Hyunjinem, nawet ta tekstowa, była w tamtym momencie ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę. Po części dlatego, że obwiniał bruneta o to, co się wydarzyło, a po części po prostu czuł się cholernie rozbity.
Tak naprawdę nie miał żadnego prawa przypisywać przyjacielowi najmniejszej winy za zniknięcie Felixa, bo jedynym ponoszącym odpowiedzialność był tylko i wyłącznie on sam. Pomimo tego, jakiś głosik w głowie chłopaka podpowiadał, że może gdyby nie Hyunjin, wszystko byłoby w porządku.
Przecież po prostu dobrze się bawiłem... próbował usprawiedliwiać się w myślach. Właśnie ta dobra zabawa kilka godzin wcześniej sprawiła, że Changbin chwilowo poczuł się gotowy do podjęcia ostatecznej decyzji. Chwilowo wydawało mu się, że wkrótce będzie w stanie dać Hyunjinowi pewną i szczerą odpowiedź na jego wyznanie. Nie mówiąc nic na głos, postanowił, iż od tego właśnie wieczoru Felix będzie dla niego tylko Felixem, zapomni o wszystkich dwuznacznych momentach, jakie miały między nimi miejsce, zapomni nawet o skradzionym pocałunku. Przez moment odczuł dzięki tej decyzji ulgę. Wreszcie przestanie być rozerwany między dwoma bardzo ważnymi osobami i wybierze tę jedyną - jak mniemał - właściwą.
Ale dotrzymanie obietnicy okazało się być trudniejsze, niż się zdawało, szczególnie, gdy patrzył prosto w gwieździste tęczówki młodszego chłopaka. Widząc w jego oczach nieopisaną radość na swój widok zrozumiał, że oddanie serca Hyunjinowi nie jest możliwe, dopóki Felix jest blisko. Nie potrafił wytłumaczyć dlaczego tak było, ale w obecności rudowłosego zapominał o bożym świecie, stawał się nagle więźniem tej niewinnej, dziecięcej twarzyczki i pragnął opiekować się nim przez resztę wieczności.
Dlatego, tknięty nagłymi wyrzutami sumienia względem Hyunjina, potraktował młodszego w taki, a nie inny sposób, nie zdając sobie nawet sprawy z niefortunnego doboru słów, jakich użył.
On... Musiał zwątpić, że w ogóle traktuje go jak przyjaciela, uświadomił sobie z przestrachem szatyn, gdy krążył w okolicy swojego bloku, nadaremnie wypatrując rudowłosego. I chociaż to Felix zrozumiał wszystko opacznie, Changbin dobrze wiedział, że na jego miejscu poczułby się równie odtrącony. Z wypowiedzi Seo jasno wynikało, że przygarnął chłopaka tylko i wyłącznie z poczucia obowiązku, a nie jakichś głębszych pobudek. Formułując swoje myśli właśnie w taki sposób, próbował obronić się przed urokiem rudowłosego, aby przypadkiem nie złamać zbyt szybko swojego postanowienia.
Jednak teraz, leżąc samotnie w ciemnym salonie, uświadomił sobie, jak bardzo bezsensowne ono było. Felix był typem osoby, której nie dało się odtrącić ani odsunąć w żaden sposób, jeżeli już raz się do niej zbliżyło. Bo nikt nie uśmiechał się w tak słoneczny sposób jak on, nikt nie miał równie zaraźliwego śmiechu. Nikt nie rumienił się tak niewinnie i nikt nie podejmował równie impulsywnych, szalonych decyzji. Felix był wyjątkowy w każdym calu, miał w sobie siłę do rozjaśnienia nawet najbardziej pochmurnych chwil i Changbin całym swoim sercem potrzebował, by chłopak czynił piękniejszymi właśnie jego dni.
Nieważne jednak jak mocno chciał mu to oznajmić w tamtym momencie, nie był w stanie. Rudowłosy rozpłynął się w powietrzu, jak gdyby tak naprawdę nigdy nie istniał. Zniknął, a w dodatku jego telefon milczał uporczywie, chociaż szatyn zostawił na jego skrzynce pocztowej co najmniej dwadzieścia wiadomości głosowych.
Być może nie znał go tak długo, jak Minho czy Hyunjina, ale te prawie dwa miesiące wystarczyły, by ten ujawnił przed nim swoje najsłabsze strony. Znając drugie, znacznie bardziej kruche i emocjonalne oblicze chłopaka, Changbin obawiał się o niego tak bardzo, że czuł zimno przeszywające go na wskroś. Felix na skraju załamania był gotowy zrobić wszystko. On po prostu nie myślał trzeźwo. Poddawał się wszystkim negatywnym emocjom, oddając głosom w głowie władzę. Pozwalał smutkowi na zjadanie się od środka, dawał się wciągnąć w najbardziej mroczne zakamarki i co najgorsze - przyznawał głosom rację. Wierzył, że to co mówią jest prawdą, zapominając, iż przecież ich celem jest sprowadzenie go na manowce.
Czy...czy on wziął tabletki? Zapytał sam siebie i ta myśl zmroziła go do szpiku kości. Bez pomocy pigułek, Felix mógł skończyć jeszcze gorzej. Doprowadzony do granic rozpaczy, był przecież w stanie stracić przytomność. Dlatego też Changbin drżał na samą myśl, że chłopak w tej chwili mógł błąkać się po ciemnych, wcale nie tak bezpiecznych o tej porze ulicach, dręczony przez własne fobie.
Chowając własną dumę do kieszeni, wyciągnął telefon, by wejść w konwersację z Hyunjinem. Od ilości nieprzeczytanych smsów zakręciło mu się w głowie.
Do: Binnie Oppa
Binnie, wszystko w porządku? Tak szybko się rozłączyłeś...
Coś się stało, prawda? Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć...
Ej, bo zaczynam się martwić
Seo Changbin! Gdzie jesteś?
Changbin, czy to przeze mnie? Jesteś na mnie zły?
Czy ja coś zrobiłem? Proszę, powiedz, zrozumiem...
Changbin, błagam, możesz się do mnie nie odzywać, jeśli nie chcesz, ale chociaż powiedz, że żyjesz...
Szatyn przełknął z trudem ślinę, wpatrując w rozmazujące się przed jego oczyma literki. Nie wiedzieć czemu nagle zachciało mu się płakać. Nie należał do osób, które zwykły mazać się z byle powodu, ale to wszystko najzwyczajniej w świecie go przytłoczyło. Niechcący zranił dwójkę przyjaciół w ciągu jednego wieczoru. O ile słowo 'przyjaciel' było odpowiednim określeniem dla obojga chłopców. Szybko przetarł oczy wierzchem dłoni, nie pozwalając łzom wydostać się spod powiek, po czym wystukał krótką wiadomość.
Do: Flower boy Jinnie
Żyję i nie jestem na ciebie zły. Po prostu mam pewien problem i potrzebuję numeru Jisunga.
Do: Binnie Oppa
Jisunga? Okej... 778435993. Czy powiesz mi o co chodzi?
Do: Flower boy Jinnie
dzięki
Na pytanie nie odpowiedział. Na ten moment nie miał siły niczego tłumaczyć. Zresztą wymagałoby to przyznania się do dotychczasowych kłamstw. Ojciec Seo zawsze powtarzał, że kłamstwo ma krótkie nogi i prędzej czy później wyjdzie na jaw, dlatego Changbin wiedział, iż nie powinien zwlekać z wyjaśnieniami ani minuty dłużej. Mimo to zamierzał odciągać poważną rozmowę najdłużej jak się dało. A przynajmniej dopóki w jakiś sposób nie poukłada sobie myśli. Albo życia.
Na szczęście miał przynajmniej numer Jisunga. Han był pierwszą osobą, jaka przyszła Changbinowi do głowy, gdy próbował odgadnąć miejsce pobytu Felixa. Minęło jednak sporo czasu, zanim nacisnął przycisk 'wyślij', gdyż nie miał pojęcia, jak właściwie powinien to wszystko rozegrać. Wiedział, że jeśli ubierze całą sytuację w nieodpowiednie słowa (do czego niewątpliwie miał dziś tendencję), spadnie na niego lawina niewygodnych pytań, a w dodatku Han zacznie się niepokoić.
- Spokojnie. On nie ma pojęcia, że Felix u mnie mieszka - powiedział do siebie, by dodać sobie jakiejkolwiek otuchy. Z tą myślą, wystukał kolejną krótką wiadomość, na którą odpowiedź przyszła bardzo szybko.
Do: Jisung
Cześć, tutaj Changbin. Czy jest może u ciebie Felix?
Do: Changbin
Cześć Changbin. Felix? U mnie? A powinien być?
Szatyn przygryzł wargę, przecierając twarz dłońmi. Czyli jego przewidywania nie były trafne. Poczuł, jak nagle robi mu się słabo, bo skoro chłopak nie udał się do swojego najlepszego przyjaciela, to gdzie indziej u licha mógł być?
Do: Jisung
Nie wiem. Po prostu nie ma go u siebie.
Do: Changbin
Z tego co wiem, miał nocować u ciebie.
Z ust Changbina wyrwał się cichy jęk. Kolejne jego kłamstwo zostało zdemaskowane, bo jak widać - Felix zdążył podzielić się z przyjacielem najnowszymi nowinkami. Po raz pierwszy od dawna, szatyn doświadczył klaustrofobicznego uczucia osaczenia. Tak bardzo nie wiedział co powinien zrobić, że nagle zaczęło mu brakować tchu, a serce w jego piersi raz zwalniało tempa, a raz biło niczym na alarm. Przez głowę Changbina przemknęła myśl, że Felix prawdopodobnie doświadczał czegoś podobnego bardzo często i to dodatkowo dobiło chłopaka. Najpewniej nawet w tym momencie, gdziekolwiek teraz się znajdował, czuł się równie przytłoczony, jakby został zamknięty w klatce, z której nie było wyjścia. Przymknął oczy, próbując uspokoić oddech, ale niewiele to zmieniło.
Do: Jisung
Właściwie to tak. Ale pokłóciliśmy się i wyszedł i... Po prostu pomyślałem, że mógł pójść do ciebie.
Do: Changbin
Jak to wyszedł??? O co się pokłóciliście?
Do: Jisung
To chyba teraz nie jest najważniejsze. Mógłbyś zorientować się, czy nie ma go u kogoś z waszej paczki?
Do: Changbin
No tak, zaraz zadzwonię do Chana. Ale jeśli coś mu się przez ciebie stanie, to ci tego nie daruję!
Do: Jisung
Uwierz, że sam sobie nigdy nie wybaczę.
Changbin odrzucił telefon na bok, który odbił się od kanapy, po czym upadł na podłogę, ale szatyn niewiele sobie z tego zrobił. Nawet nie kłopotał się, by sprawdzić czy przypadkiem nic nie stało się z ekranem. Z głośnym westchnieniem opadł na poduszki, wciskając w nie twarz, próbując stłumić w ten sposób narastającą chęć do krzyku. Wiedział, że Felix prawdopodobnie nie byłby szczęśliwy wiedząc, iż chłopak postanowił zaalarmować wszystkich jego przyjaciół, ale jeśli to miało w jakikolwiek sposób pomóc, był gotowy znieść złość rudowłosego. O ile w ogóle będzie miał szansę jeszcze kiedyś jej doświadczyć.
Nawet nie myśl w ten sposób, skarcił się w myślach. Na sto procent jest bezpieczny. Na tysiąc, próbował perswadować sobie szatyn, ale te pocieszenia wydały mu się słabe i niewiele znaczące. Nie mógł zatrzymać wizji, nasuwających mu coraz to nowe niebezpieczeństwa, które mogły czyhać na rudowłosego, pomijając fakt, że najbardziej niebezpieczny był sam dla siebie. Będąc pewnym, iż tej nocy już nie zaśnie, podniósł się powoli i powłóczystym krokiem ruszył do kuchni, by przygotować olbrzymi kubek herbaty, która - jak miał nadzieję - w jakiś sposób ukoi jego nerwy. W rzeczywistości wiedział, że nawet jeśli wypiłby hektolitry ulubionego naparu z nutą pomarańczy, nie zazna spokoju, dopóki Felix nie stanie ponownie w jego drzwiach.
a/n
Dzisiaj króciutki rozdział, ale obiecuję, że następne będą zdecydowanie bardziej emocjonujące^^
Miłego dnia słońca! Czy u was wciąż trwa strajk?
xoxo [stayxhere]