The Babysitter || l.h

By gorzkaczekolada

674K 51.9K 4K

„(..)Przeniosłam wzrok na panią Hemmings, która teraz uśmiechała się do mnie, doskonale zdając sobie sprawę... More

00
01
02
03
04
05
06
07
08
09
10
11
12
14
15
15 i 1/2
16
17
18
19
20
21
22
23
24
24 i 1/2
25
26 + Liebster Award
27
28
29
30
Epilog

13

18.9K 1.6K 101
By gorzkaczekolada

- Mamo, kupiłam to masło orzechowe Kraft'a w wersji crunchy! - Krzyknęłam, wpadając czym prędzej do domu i zamykając za sobą drzwi. Byłam szczęśliwa jak dziecko, że w końcu udało mi się kupić to z kawałkami orzechów. Zawsze jak wybierałam się do supermarketu były tylko w wersji "smooth". - Nie uwierzysz, jaką walkę na spojrzenia stoczyłam z panią Richardson! Pewnie nigdy mi tego nie wybaczy i od teraz będę niewychowaną dziewuchą z osiedla, ale mimo to uważam, że było warto. Tylko nie mów nic tacie!

Zaśmiałam się perliście, zrzucając z siebie dżinsową kurtkę, jednak kiedy odpowiedziała mi tylko cisza, natychmiastowo zamilkłam. Szczerze miałam dosyć atmosfery panującej w domu, ale nie miałam już zielonego pojęcia, co powinnam zrobić, żeby rodzice mi odpuścili. Dali mi wystarczającą nauczkę.

Wzruszyłam ramionami do siebie, powoli ruszając do kuchni, ale kiedy zauważyłam, że przy stole w jadalni siedzi i mama i tata stanęłam w pół kroku. Po chwili namysłu udałam się tam, stając tuż przed stołem i od razu zauważając, że atmosfera była tu tak gęsta i napięta, że mogłabym ją jeść łyżkami. Miny rodziców nie wróżyły niczego dobrego. Tato - zaciskał usta, uciekając wzrokiem na boki, mama - rozchyliła wargi, mrugając gorączkowo powiekami, żeby powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Przełknęłam powoli ślinę, czując, jak mój żołądek robi fikołki. Coś było nie tak.

- Przepraszam za tamto, naprawdę nie chciałam was zawieźć - niemal jęknęłam. Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby tylko było jak kiedyś. Żeby mama chodziła uśmiechnięta, a tato sprawdzał mi zadania domowe, udając poważnego i surowego, chociaż duma rozpierała go od środka. Oczy zalały mi się łzami, ale obiecałam sobie, że nie będę płakać. Jestem silna. Chyba.

- Tu nie chodzi o ciebie, kotku - odchrząknęła mama, posyłając mi smutne spojrzenie. A o co?

Tato wstał z krzesła, pocierając dłońmi o uda.

- Rozwodzimy się - słoik wyleciał mi z rąk, na szczęście nie rozbijając się o kafelki, tylko tocząc tuż pod stopy taty. Jednak nikt nie miał zamiaru go podnosić.

Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, która szybko starłam.

- Jak to? - Zapytałam cicho, pociągając nosem. To niemożliwe.

-My...

- Nie potrafimy się już dogadać, Ivy - dokończył tato, podchodząc do mnie i kładąc dłoń na moje ramię, którą szybko z siebie strzepnęłam.

- Przecież byliście ze sobą tak długo - mruknęłam, robiąc krok w tył. Nie potrafiłam wyobrazić sobie mieszkania tylko z jednym z nich i widywania drugiego tylko okazjonalnie.

- Prawda jest taka, że już od dawna nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka - odparł tato, ponownie siadając na krześle, ale tym razem na drugim końcu stołu - jak najdalej od mamy. - Odkąd wzięliśmy ślub.

Mama głośno prychnęła, zakładając rękę na rękę.

- Nie przypominam sobie, żeby ktoś cię do niego zmuszał - warknęła, tak groźnie, że aż cała zadrżałam.

- A twoi rodzice? - Głos zabrał tato, sztucznie się uśmiechając, na co mama ponownie prychnęła.

- Do ołtarza cię nie zaciągnęli! Zresztą doskonale pamiętam, jak wtedy zapierałeś się, że mnie kochasz! - Krzyknęła, zrywając się na proste nogi. Ja tylko wodziłam wzrokiem z jednego na drugie i tak w kółko. Ale nie płakałam.

- Oh, ty mówiłaś dokładnie to samo! Ale to na mnie zwaliłaś cała winę, kiedy twoja córka nie wróciła do domu!

- Moja córka?! Sama sobie jej nie zrobiłam! - Spojrzałam z oburzeniem na mamę, która sama nie dowierzała w to, co właśnie powiedziała. Pokręciłam tylko głową i nie mówiąc nic, wybiegłam z domu. Nie potrafiłam dłużej tego słuchać -jak mają się kłócić, to nie przy mnie. Trzasnęłam drzwiami najmocniej jak się dało, w tym samym momencie dając upust łzom, które przez ten cały czas cisnęły mi się do oczu.

#

Twarde belki ławki wbijały mi się w tyłek, ścierpła mi cała noga, robiło się ciemno i było mi cholernie zimno, ale miałam to kompletnie gdzieś. Wciąż siedziałam skulona na ławce, przytulając kolana do klatki piersiowej. Nie obchodziło mnie też, że zaniedbany park za szkołą nie jest najlepszym miejscem dla samotnej dziewczyny ubranej w krótką letnią sukienkę. Ani nie przejmowałam się tym, że włosy od wiatru całe się poplątały czy że tusz spływał mi po policzkach. Jedynym o czym teraz myślałam był rozwód rodziców. I może było to samolubne, ale kompletnie nie wyobrażałam sobie życia bez jednego z nich. Niby będę utrzymywać kontakty z obojgiem, ale już nigdy nie zjemy w trójkę śniadania, nie pooglądamy meczu czy nie pójdziemy razem na głupie zakupy. Wszystko miało się zmienić.

I miałam wrażenie, że przeze mnie. Gdybym tamtej nocy normalnie wróciła do domu, nigdy by się nie pokłócili, a wróciłabym gdyby nie pijany Luke. Byłam teraz na niego zła, ba! byłam wściekła. Miałam ochotę pójść do niego, kopnąć go w dupę i zapytać czy jest dumny.

Ale z drugiej strony przecież nie wiedział do czego to, co zrobił, doprowadziło...

Z resztą nie obchodzi mnie, czy to jego wina czy nie. To ja nawaliłam i koniec. I właściwie dlaczego go w to wplątuję?

Głośne śmiechy i męskie głosy przywołały moją uwagę, sprawiając, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zaczęłam szybciej oddychać, czując jak nad moim ciałem kontrolę zaczął przejmować strach. Podniosłam z wahaniem głowę, oglądając się po parku za źródłem tych odgłosów. Kilkanaście czy kilkadziesiąt, nie wiem, metrów ode mnie, drugą alejką, szła paczka przyjaciół, czytaj Luke, Calum, Michael i Ashton, przepychając się, rozmawiając i głośno się śmiejąc. Mimo że wcale nie byłam zachwycona ich widokiem, odetchnęłam z ulgą. Lepsi oni od jakiś pijanych napalonych facetów. Schowałam głowę pomiędzy kolana, licząc, że mnie nie rozpoznają i po prostu pójdą dalej. Po dłuższej chwili ciszy stwierdziłam, że nie powinno ich tu już być, a poza tym zaczynała mnie juz boleć szyja, więc wyprostowałam się, napotykając wzrokiem czwórkę stojących i szepczących coś do siebie chłopaków, którzy na dodatek patrzyli teraz na mnie. Pociągnęłam tylko nosem, wycierając szybko mokre policzki i zerwałam się z ławki, idąc w przeciwnym kierunku. Cisza. Śmiech. Cisza. Przyśpieszyłam kroku, nieświadomie kierując się w głąb parku.

I szłabym dalej, gdyby nie sylwetka Luke'a, która pojawiła się przede mną, zastępując mi drogę. Westchnęłam cicho, chcąc go ominąć, jednak zrobił krok w bok, skutecznie mi to uniemożliwiając. Oddychał płytko, co świadczyło, że musiał biec, aby mnie dogonić. Spojrzałam za siebie przez ramię, ale w pobliżu nie było już nikogo.

Tak cholernie chciało mi się ryczeć, ale nie miałam zamiaru robić tego przy nim, dlatego dosłownie co sekundę pociągałam nosem, pocierając dłońmi zmarznięte ramiona.

- Mógłbyś się odsunąć? - Zapytałam cicho zachrypniętym głosem, wpatrując się w czarne balerinki na moich stopach. On nie odezwał się słowem tylko wyciągnął w moim kierunku paczkę chusteczek, którą po chwili przyjęłam, mrucząc niemrawe dziękuję. Jedna z nich wytarłam oczy i mokre policzki, a w drugą wysmarkałam nos.

- Ivy, co się stało? - Zapytał niepewnie, jakby nie wiedząc, czy w ogóle powinien to robić. Zresztą dziwne, że w ogóle się tym zainteresował. Przecież nie raz ryczałam w szkole na oczach wszystkich, a wtedy tylko głupio uśmiechał się pod nosem.

- Mogę Ci jakoś pomóc?

Prychnęłam cicho pod nosem, a przez moją twarz przeszedł cień uśmiechu.

- Zabrzmiałeś jak ta natrętna ekspedientka ze sklepu. - Burknęłam mniej więcej to samo, co powiedział mi, kiedy zadałam mu identyczne pytanie. Zaśmiał się cicho. - Po prostu daj mi spokój.

Nie robiąc sobie nic z moich słów, położył dłoń na moje ramię, dokładnie tak samo jak jakaś godzinę temu mój ojciec. Na samą myśl o nim przeszedł mnie dreszcz, a do oczu przypłynęły nowe łzy. Jednak jego ręki nie strzepnęłam, sama nie wiedząc dlaczego. Po prostu nie chciałam.

- Jesteś przemarznięta - odparł, ściągając ze swoich ramion czarną katanę, a następnie zarzucając mi ją na ramiona.

Boże, Hemmings coś ty taki romantyczny... To na pewno ty?

Od razu do mojego nosa doszedł przyjemny zapach jego perfum, dlatego niekontrolowanie zadrżałam.

- Dziękuję - szepnęłam, szczelniej okrywając się dżinsowym materiałem. Szczerze mówiąc, nie miałam zamiaru wypierać się, że nie trzeba, bo trzeba - było mi okropnie zimno. Dlatego posłałam mu krzywy uśmiech, a raczej coś co miało go imitować, bo wyszedł tylko krzywy grymas.

- Moi rodzice biorą rozwód - powiedziałam tak cicho, że nawet nie wiedziałam, czy był w stanie to usłyszeć. Nie wiedziałam, dlaczego nagle zachciało mi się zwierzać właśnie jemu. Przecież nie powiedziałam nic nawet Shirley.

Częstotliwość uderzeń mojego serca momentalnie wzrosła, a przez ciało przeszła fala gorąca, kiedy jego silne ramiona otoczyły moje drobne ciało. Zszokowana tym, co właśnie się działo, dopiero po dłuższej chwili byłam w stanie odwzajemnić jego gest, wtulając się w jego klatkę piersiową i kładąc dłonie na jego plecach. Kiedy zaczął delikatnie pocierać dłońmi moje plecy, przekazując mi, że mam u niego wsparcie, w co prawdziwie uwierzyłam, rozpłakałam się na dobre.

- Ciii... - Szepnął do mojego ucha, nie odsuwając się ode mnie nawet o milimetr. - Oni wciąż Cię kochają i będą kochać.

Wystarczyła jego bliskość, żeby tląca się gdzieś w głębi mnie złość do niego całkowicie wyparowała.

Continue Reading

You'll Also Like

1.2K 51 10
"I w tej chwili, z każdym momentem coraz bardziej utwierdzam się, że niekochanie cie to moje szczęśliwe zakończenie". !!UWAGA!! Książka zawiera: wulg...
1.4M 69.3K 43
Po tym, jak niespodziewanie pocałował mnie na boisku wiedziałam, że to niestety nie będzie koniec. Od:Harry Mam nadzieję, że się wyśpisz bo mam zam...
6.2K 245 29
Dzień dobry polecam przeczytać książka na początku jest nudna, ale pużniej się dzieje polecam przeczytać bo chyba warto XD z góry przepraszam za błę...
658K 2K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.