25

18.3K 1.5K 99
                                    

Odkąd Luke mnie pocałował... Znów się szczerzę jak głupia... Często łapałam się na myśleniu o nim samym. Potrafiłam całkowicie odpłynąć, wyobrażając sobie w głowie jak szeroko i przede wszystkim szczerze się uśmiecha, jak śmieje się z moich żartów, żeby nie było mi przykro, chociaż obydwoje zdajemy sobie sprawę, że śmieszne to one na pewno nie są, jak wysuwa nieświadomie język, kiedy się skupia i jak delikatnie i czule całuje, wzbudzając we mnie stan szczęścia, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Po jego pocałunku z trudem powstrzymałam się przed skakaniem z radości i głośnym piszczeniem, czując szalejące w brzuchu przysłowiowe motylki. To nie tak, że był to mój pierwszy pocałunek w życiu, chociaż pod pewnym względem taki był... Nigdy nie czułam się tak, jak wtedy...

Nie widzieliśmy się od ponad czterech tygodni - tuż po wizycie w Sydney Luke wraz z całym zespołem 5 Seconds of Summer (czyli tym, w którym gra i śpiewa) wylecieli do Melbourne, gdzie nagrywali piosenki w profesjonalnym studiu muzycznym i teledysk do pierwszego singla, natomiast ja tydzień później wraz z moją rodzicielką udałyśmy się do Hiszpanii do dziadków od strony ojca, którzy nagle i niespodziewanie chcieli się ze mną zobaczyć. Oczywiście udawali jakby żaden rozwód nie miał miejsca - dla mamy byli mili, chyba jak nigdy, o tacie nic nie wspominali, dlatego obydwie miło spędziłyśmy tam całe dwa tygodnie ferii zimowych. Na szczęście panowało tam lato, więc w końcu byłam tam, gdzie moje ukochane upały. Opaliłam się na brązowo, ale niestety tu i ówdzie zaczęła schodzić mi skóra, nad czym straszliwie ubolewałam. Do tego tuż po powrocie złapało mnie przeziębienie, ale na szczęście wróciłam już prawie do pełni sił. Jednak nie zawsze było tak miło. Czasami, czyli tuż po krótkich rozmowach telefonicznych czy paru wiadomościach wymienionych z Luke'iem, bo tylko na tyle mógł sobie pozwolić, ogarniało mnie dziwne i nieprzyjemne uczucie. Tęsknota. Szczerze, prawdziwie i całkowicie za nim tęskniłam, co jeszcze bardziej uświadamiało mnie, że byłam w nim zauroczona. Shirley ciągle mi to wmawiała, a ja uparcie się przed tym broniłam, chociaż co raz bardziej czułam, że jest zupełnie inaczej. Bałam się tego i za wszelką cenę przed tym uciekałam, bo tak naprawdę nie wierzyłam, że chłopak jak Luke mógłby być szczerze, prawdziwie i całkowicie mną zainteresowany. Odkąd wraz z chłopakami założył zespół, czyli już od ponad dwóch lat, chyba każda dziewczyna w szkole próbowała do niego "zarywać". No może, oprócz Shirley i mnie... chociaż teraz powinnam powiedzieć, że tylko oprócz Shirley... Wcześniej oczywiście cała podstawówka się w nim kochała - przynajmniej od czasu, kiedy się tu przeprowadziłam. Luke - szczupły blondyn, o przydługich blond włosach i najwyższym wzroście, z ogromnym poczuciem humoru i luźnym stylem bycia był marzeniem większości dziewczynek. Wtedy nie chodziło o jakieś kontakty fizyczne, ale o sam fakt wzbudzenia jego zainteresowania własną osobą. Miałam to szczęście, a raczej nieszczęście, że od samego początku wzbudzałam je u niego. Każdego roku chyba nie było dnia, żeby chociaż raz nie spojrzał na mnie z tym swoim charakterystycznym wyrazem twarzy zarezerwowanym tylko dla mnie czy nie rzucił w moją stronę jakimś przezwiskiem, z którego śmiał się każdy, kto słyszał. Mając jeszcze jakieś dziewięć lat, odwdzięczałam się mu. Kiedy jego słowa bądź czyny szczerze, prawdziwie i całkowicie mnie dotknęły, wołałam do niego "pingwinku", na co reagował jedynie przewróceniem oczu i założeniem ręki na rękę, odchodząc ode mnie dumnym krokiem. Nasi rodzice od razu się polubili, przynajmniej moja mama z jego rodzicami, dlatego nierzadko bywałam w domu Hemmingsów. Moje przezwisko dla Luke'a wzięło się stąd, że kiedyś gdy miałam jakieś osiem lat, niespodziewanie ich odwiedziłam, a on ciekawy, kto przyszedł, zszedł w piżamie onesie, która była pingwinem. Chytrze to wykorzystywałam przeciwko niemu, dopóki prawie cała podstawówka nie odwróciła się ode mnie. Moje poczucie wartości spadło wówczas do zera, a ja stałam się tym, za kogo uważali mnie oni - sztywną dziewczyną, podporządkowaną ojcu. Przestałam w ogóle się bronić, przyjmując każde złe słowo na mój temat ze skulonym ogonem. W końcu niby przestałam się tym wszystkim przejmować, ale wciąż mnie to bolało... gdzieś głęboko w sercu. Dopiero kiedy poznałam Shirley, mogłam chociaż chwilę w ciągu dnia być prawdziwą sobą.

Wiele przeszłam i wycierpiałam przez innych, do których również zaliczał się Luke Hemmings, dlatego uważałam, że moje obawy, może i niesłuszne, nie brały się znikąd. Mimo to nawet nie wiem, kiedy zaczęłam odliczać dni do jego powrotu do Harvenshill. Tak bardzo nie mogłam doczekać się, aż wróci.

- Ivy! - usłyszałam głos Molly, dlatego wyrwawszy się ze swoich przemyśleń, spojrzałam na nią znad książki, której wcale nie czytałam. Patrzyła na mnie, mrugając szybko powiekami i robiąc swoją słodką minkę, którą zawsze mnie przekupowała. Siedziała na podłodze przed fotelem, na którym siedziałam, układając puzzle z Myszką Minnie.

- Co chcesz? - zapytałam, patrząc na nią z niewzruszonym wyrazem twarzy. Uśmiechnęła się do mnie, ukazując swoje mleczaki.

- Tylko herbatkę - mruknęła, nawet na mnie nie spoglądając, gdyż ponownie skupiła uwagę na kolorowej układance. Zdziwiona patrzyłam na nią przez dłuższą chwilę. Zazwyczaj chciała jakieś słodycze, których mama zabraniała jej jeść.

Powoli wstałam z fotela, odkładając książkę na stolik i ruszyłam w kierunku kuchni.

- Wiesz, gdzie mnie szukać, jak coś - powiedziałam, wchodząc do pomieszczenia, na tyle głośno, żeby była w stanie mnie usłyszeć. W odpowiedzi dostałam jedynie krótkie "mhm", gdyż za pewne nawet nie zwróciła uwagi na to, co powiedziałam. Nalałam do czajnika elektrycznego wodę, włączyłam go, wyciągnęłam torebkę ulubionej herbaty dziewczynki, wrzuciłam ją do różowego kubka, doskonale zdając sobie sprawę, że z innego by się nie napiła i czekałam, aż woda się zagotuje, wpatrując się w kafelki pomiędzy blatem a górnymi szafkami.

Niespodziewanie poczułam na biodrach dłonie, których dotyk momentalnie wywołał szybsze bicie mojego serca i uczucie jakby przeszył mnie prąd. Wzięłam głęboki wdech, będąc niesamowicie zaskoczoną i szczęśliwą jednocześnie, gdyż doskonale wiedziałam, kto mnie dotykał. Czułam zapach perfum i gumy miętowej, kiedy głowa Luke'a znalazła się w zagłębieniu mojej szyi, a jego dłonie oplotły się wokół mojej talii. Przytulił się do mnie od tyłu, dlatego położyłam dłonie na jego dłoniach.

Nie mówiliśmy wtedy do siebie nic - po pierwsze zagłuszał nas czajnik, a po drugie słowa były zbędne.

Czując ogromną potrzebę zobaczenia jego twarzy i nie potrafiąc dłużej jej wstrzymywać, odwróciłam się. Stanęłam na palcach, kładąc dłonie na jego policzkach, które nieco mnie drapały przez dwudniowy zarost i wpatrując się w jego oczy, za którymi tak bardzo tęskniłam. Pochylił się do mnie tak, że nasze twarze i usta dzieliły zaledwie milimetry. Serce dudniło mi w piersi, a gdzieś z tyłu głowy pojawiały się wszelkie obawy, które skutecznie ignorowałam. Przymknęłam na chwilę powieki, napawając się tą chwilą i powoli zjeżdżając jedną dłonią na jego klatkę piersiową. Część mnie chyba nie mogła uwierzyć, że to naprawdę on. Czułam przyśpieszone bicie jego serca, dlatego uniosłam powieki, napotykając jego wzrok.

Gdzieś w tle usłyszałam, że woda właśnie się zagotowała.

- To były zarazem najgorsze i najlepsze cztery tygodnie w moim życiu - wyszeptał, delikatnie ocierając wargami moje. Wypuściłam cicho powietrze, zaplatając dłonie na jego karku.

- Tęskniłam za Tobą, wiesz? - odpowiedziałam również cicho, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. - Co?

- Ja umierałem z tęsknoty - szepnął, opuszczając powieki. Złączył nasze usta w namiętnym, ale i delikatnym pocałunku pełnym uczucia, który wyrażał o wiele więcej niż słowa. Muskał moje usta swoimi, obudzając siedzące w moim brzuchu motylki do życia.

- Ile moż... - do moich uszu dobiegło urwane w środku zdanie, a następnie dźwięk jak gdyby coś uderzyło o podłogę. Szybko odsunęłam się od Luke'a, wyglądając zza niego na dziewczynkę obok której na podłodze leżała lalka barbie. Na jej twarzy malowało się obrzydzenie, dlatego już po chwili pobiegła z powrotem do salonu, krzycząc głośno "fuj".

Nie mogłam się nie uśmiechnąć.

- Szykuj się na poważną rozmowę z mamą. Ta mała to wielka plotkara. - odparł, uśmiechając się szeroko, a ja zachichotałam pod nosem. Kiedy tak patrzyłam na pełnego radości choć ewidentnie zmęczonego blondyna, dotarło do mnie, że zależało mi na nim o wiele bardziej, niż sądziłam.

The Babysitter || l.hWhere stories live. Discover now