Po krótkim spacerze po okolicy weszłam do domu i zamknąwszy za sobą drzwi, poczułam niesamowity zapach roznoszący się po całym domu. Ściągnęłam ze stóp balerinki i czym prędzej popędziłam do kuchni, gdzie moi rodzice wspólnie przyrządzali obiad. Zawsze tak robili, kiedy obydwoje byli o tej porze w domu. Niestety ostatnio zdarzało się to coraz rzadziej.
Kiedy mama mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Myj ręce i wracaj, już nakładamy - powiedziała ciepło.
Wysłuchawszy jej i zrobiwszy to, co powiedziała, zasiadłam do stołu w jadalni, gdzie czekał na mnie pełen talerz jedzenia.
- Była tu twoja koleżanka ze szkoły - odezwał się mój tato, kiedy już skończyliśmy jeść, bo o rozmowie jedząc, nie było mowy.
- Shirley, tato - przerwałam mu, za co posłał mi karcące spojrzenie.
- Wiec była tu, gdyż nie odbierałaś telefonu. Chciała cię zabrać na koncert zespołu, Koktaline, czy jakoś tak - mówił, nie spuszczając ze mnie wzroku - Ale powiedziałem, że nie masz dzisiaj czasu, a nawet jeśli byś miała, to byś nie chciała, bo będziesz się uczyć. Miałem rację, prawda?
Otworzyłam szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, w to co właśnie słyszałam.
- Kodaline, tato - powiedziałam, zaciskając dłonie w pięści pod stołem. W środku mnie wzbierała się złość, ale robiłam co w mojej mocy, żeby tego nie pokazać. Szczerze miałam już dość zachowania mojego ojca. Traktował mnie jak małe dziecko i we wszystkim decydował za mnie, nie pytając mnie nawet o zdanie. A mam już siedemnaście lat i przynajmniej w niektórych sprawach, chciałabym móc za siebie decydować. - Dlaczego z odpowiedzią nie poczekałeś na mnie? Dobrze wiedziałeś, że za chwilę wrócę.
Pokręcił tylko delikatnie głową, wstając od stołu, co równało się z zakończeniem rozmowy.
- To ja przeżyłem czterdzieści dwa lata i to ja wiem, co jest dla ciebie najlepsze - rzekł z ogromną powagą. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Z nadzieją spojrzałam na mamę, która tępo wpatrywała się w stół, nawet na mnie nie spoglądając.
Śmiało mogłam powiedzieć, że zaczynało się we mnie gotować.
- To dziwne, bo ja odnoszę zupełnie inne wrażenie - burknęłam pod nosem, nie mogąc się dłużej powstrzymywać.
- Coś mówiłaś? - zapytał, wpatrując się we mnie. Miałam wrażenie, że jego wzrok przeszywa mnie na wskroś. Pokręciłam tylko głową. - To dobrze.
I tak po prostu wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie z otwartą buzią, bo było tak wiele słów, których nie śmiałam wypowiedzieć, choć tak bardzo chciałam.
*
Stając na palcach, wypatrywałam z jakże wielką niechęcią pomiędzy ludźmi wychodzącymi z sali gimnastycznej blond włosów Hemmingsa. Grał dzisiaj mecz koszykówki, na który musiałam zabrać Molly, żeby dotrzymać złożoną jej przez mamę obietnicę. Jak dla mnie były to dwie najgorsze i najbardziej dłużące się dwie godziny, ale dla dziewczynki raczej najbardziej ekscytujące wydarzenie w jej jakże krótkim życiu. Przez cały ten czas skakała, wykrzykując ile sił w płucach imię swojego brata, zwracając na siebie, a przy tym i na mnie uwagę innych, a teraz zasypiała mi na rękach ze zmęczenia. Zresztą dochodziła już dziewiąta wieczorem, co równało się z jej porą do spania, która i tak ostatnio znacznie się przesunęła.
Niby wypatrywałam Luke'a w tłumie, ale tak naprawdę miałam ogromną nadzieję, że wyjdzie jako jeden z ostatnich. Niestety ku mojej nie uciesze, już po chwili zauważyłam go, jak zmierza w moim kierunku, podtrzymując przewieszoną przez ramię torbę sportową. Powoli odwróciłam się i ruszyłam w kierunku samochodu, którym nakazała mi jechać pani Hemmings. Nie czekałam, aż do nas dojdzie, gdyż chciałam sobie chociaż trochę oszczędzić skrępowania i zażenowania, bo tak właśnie się przy nim czułam. Do tego humor jakoś mi nie dopisywał po jakże przyjemnym wczorajszym obiedzie z rodzicami.
YOU ARE READING
The Babysitter || l.h
Fanfiction„(..)Przeniosłam wzrok na panią Hemmings, która teraz uśmiechała się do mnie, doskonale zdając sobie sprawę, że nie potrafiłabym odmówić dziewczynce. - No, dobrze - powiedziałam niepewnie, zagryzając wargę. - Zostanę opiekunką Molly. Molly Hemmi...