11

18.6K 1.5K 119
                                    

Wystukiwałam rytm lecącej piosenki, uderzając paznokciami o drewniany blat kuchenny, siedząc na wysokim barowym krześle w kuchni z dala od bawiącego się towarzystwa w salonie. Pół godziny, które spędziłam razem z nimi, było najdłuższymi trzydziestoma minutami w moim życiu. Czułam się źle i byłam całkowicie zmieszana, dlatego ciągle wbijałam się w oparcie fotela, na którym siedziałam. Do tego Shirley co chwilę posyłała mi pokrzepiające, a zarazem współczujące spojrzenie, więc czułam się jeszcze gorzej. Nie chciałam psuć jej humoru swoim widokiem w tak szczególnym dla niej dniu, dlatego pod pretekstem pójścia po coś do picia, udałam się do kuchni.

Wzdrygnęłam się, czując czyjś dotyk na plecach. Zaciekawiona odwróciłam się na krześle, marszcząc brwi. Przede mną stała Shirley, której mina wyrażała zmieszanie i zakłopotanie.

- Chodź do nas, przecież nie spędzisz tu całego wieczoru - uśmiechnęła się do mnie zachęcająco.

- Dobrze mi tu - odpowiedziałam pewnie, mówiąc bynajmniej po części prawdę. Na pewno było mi tu lepiej niż tam.

- Ivy, dobrze wiem, że ściemniasz, prawa powieka Ci drży - mruknęła, posyłając mi rozbawiony uśmiech i zakładając rękę na rękę. Skubana znała mnie jeszcze lepiej, niż myślałam. Przygryzłam wargę, uciekając wzrokiem gdzieś na bok.

- Oh, no dobra, jest mi tu lepiej niż tam - przyznałam się, mówiąc tym razem stu procentową prawdę. Mój wzrok spoczął na jej błyszczących w półmroku oczach.

Usłyszałam jej głośne westchnięcie.

- Ale teraz Cię stąd zabieram i... - Podniosła do góry palec, uciszając mnie, kiedy otwierałam usta, żeby coś powiedzieć. - Masz iść ze mną, koniec kropka, dwa przecinki.

Przewróciłam teatralnie oczami, niechętnie ześlizgując się z krzesła.

- Będziemy grać w butelkę - puściła mi oczko, mówiąc głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Świetnie.

- Chcesz, żeby mnie wyśmiali, jak będę musiała zatańczyć na stole? Zresztą bez tego mnie wyśmieją - burknęłam z pretensją, posyłając jej nie zbyt przyjazne spojrzenie.

- Marudzisz. Poza tym właśnie o to w tym chodzi...

- Żeby mnie wyśmiali? - wcięłam jej się w słowo z szokiem wymalowanym na twarzy, prawie że piszcząc.

Teraz to ona przewróciła oczami.

- Boże... O to w tym chodzi, żeby się pośmiać - pokręciła głową na boki, załamana moją błyskotliwością. Po chwili jednak zmierzyła mnie wzrokiem, wskazując palcem na mój strój. - Mama?

Pokiwałam twierdząco głową, a na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech.

#

Po wypiciu przez Micheal'a Clifforda mieszanki wszystkiego, co było w lodówce, wrzaśnięciu Calum'a Hooda przez okno jak bardzo kocha koty pani Richardson - sąsiadki Shirley, tańcu na stole w wykonaniu Lottie i zjedzeniu całego słoika chrzanu przez dziewczynę, której imienia nie znałam, modliłam się za każdym razem, kiedy kręcono butelką, żeby jej szyjka nigdy nie zatrzymała się na mnie. Za każdym razem głośno wzdychałam, za co dostawałam groźne spojrzenie od solenizantki, siedzącej tuż obok mnie. Zresztą nie dziwiłam się jej - sama siebie miałabym już dość.

- Uspokój się - szepnęła mi do ucha, nachylając się w moją stronę. - Najwyżej najesz się trochę majonezu.

Zaśmiała się, a mi natychmiast zebrało się na wymioty, kiedy w głowie pojawił się obraz wcześniej wspomnianego sosu. Nienawidziłam majonezu, ponieważ moja babcia zawsze częstowała mnie sałatkami, w których dziewięćdziesiąt procent stanowił sos. Moje sprzeciwienia zdawały się wtedy na nic, musiałam jeść i koniec.

Posłałam jej mordercze spojrzenie, następnie odwracając głowę w kierunku środka kółka. Kręcenie butelką i wymyślenie zadania tym razem przypadło Ashton'owi, który często gromił mnie spojrzeniem, jakby wciąż będąc złym za lody, które wylądowały na jego koszulce. Butelka obróciła się wokół własnej osi kilka razy, przyprawiając mnie o niemałe palpitacje serca. Na szczęście jej szyjka zatrzymała się, wskazując na Luke'a, który posłał niezadowolone spojrzenie swojemu koledze. Ja natomiast odetchnęłam głośno, za co dostałam kuksańca w bok od Shirley.

Ashton potarł dłońmi o siebie i uśmiechnął się chytrze, nie spuszczając ze mnie wzroku. Już domyślałam się, co się kroi pod jego czupryną. Spuściłam pośpiesznie wzrok, mając nadzieję, że to odwiedzie go od jego niecnego planu.

- A więc Lukey, dzisiaj sobie potańczysz - zaczął, wciąż uśmiechając się chytrze, a mnie zaczęło momentalnie mdlić. - Wolnego z panną Gonzalez.

Kurde, no nie.

Moje serce zaczęło szaleć, a oddech momentalnie stał się płytszy, kiedy twarze wszystkich skierowały się na mnie i kiedy zaczęli głośno "wyć", dodając otuchy wyzwanemu chłopakowi.

Natychmiastowo przeniosłam wzrok na Hemmingsa, który beztrosko wzruszył ramionami.

- Mogłeś się bardziej postarać - powiedział rozbawiony blondyn, wstając z podłogi i obchodząc wszystkich, aby podejść do mnie. Wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja posłałam przestraszone spojrzenie Shirley, która tylko ponaglająco mnie popchnęła. Niepewnie ją chwyciłam, zbierając się z podłogi. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, a moje policzki spłonęły rumieńcem.

Czułam ciepło jego dłoni, kiedy ciągnął mnie w kierunku wolnej przestrzeni w salonie, a serce biło mi tak szybko, jak chyba jeszcze nigdy.

- Łaskawie włączylibyście coś wolniejszego - krzyknął do dwójki chłopaków, którzy stali najbliżej wieży stereo, do której podłączony był ipod. Odwrócił się, stając twarzą do mnie, gdyż dotychczas przyszło oglądać mi jego plecy. Ale szczerze mówiąc, znacznie lepiej czułam się wcześniej.

Zawstydzona spuściłam głowę, będąc totalnie zmieszaną i niepewną, co w ogóle powinnam zrobić. Moje policzki okropnie piekły, dlatego nie miałam najmniejszej ochoty podnosić głowy.

Kiedy po domu rozniosły się pierwsze dźwięki piosenki Chester'a See (załącznik u góry), usłyszałam głośne oklaski. Momentalnie zachciało mi się płakać, miałam ochotę stąd uciec i nie pokazywać się nigdy więcej.

Nagle poczułam, jak Luke chwyta mnie za dłonie i niekontrolowanie spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się delikatnie, ale miałam wrażenie, że moje zawstydzenie wcale go nie śmieszyło, a raczej przejęło. Powoli położył moje dłonie na swoim karku, które niepewnie splotłam ze sobą, a swoje umieścił na mojej talii, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. Mój żołądek związał się w supeł, serce dudniło, a całe ciało się skrępowało, więc ciężko było mi wykonać nawet najmniejszy ruch. Kiedy Luke zrobił krok w przód, a następnie w tył lekko nastąpiłam mu na stopę, więc pośpiesznie posłałam mu przepraszające spojrzenie. On tylko szeroko się uśmiechnął, jakby nic się nie stało.

Będąc tak blisko niego, do moich nozdrzy doszedł zapach jego perfum, który skutecznie odwracał moją uwagę. Dlatego nawet nie zdawałam sobie sprawy, że minęła już ponad połowa piosenki.

- Już im się znudziliśmy - rzekł do mojego ucha, okręcając nas tak, że stałam teraz twarzą do reszty. Faktycznie, wszyscy zajęli się rozmową, już nawet chyba nie chcieli grać w butelkę, a nas mieli głęboko w poważaniu.

- To dlaczego wciąż tańczymy? - zapytałam cicho, marszcząc z konsternacją brwi, kiedy wciąż kołysaliśmy się w rytm muzyki. Posłał mi rozbawione spojrzenie, wzruszając delikatnie ramionami.

- I'm swept off my feet, my heart skips a beat, but there's really only one thing to say, God damn you're beautiful to me - słyszałam jak cicho podśpiewywał, wbijając mnie tym dosłownie w podłogę. Nigdy nie spodziewałam się, że śpiewa, a do tego aż tak dobrze. Wiedziałam natomiast, że nie było to skierowane do mnie, ale mimo to byłam pod ogromnym wrażeniem. Tak ogromnym, że nawet nie zauważyłam, kiedy piosenka się skończyła, a Luke zostawił mnie, odchodząc z szerokim uśmiechem.


The Babysitter || l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz