03

20.9K 1.6K 275
                                    

Uśmiechnęłam się grzecznie, odbierając rożek od miłego sprzedawcy w budce z lodami na plaży, w którym znajdowały się dwie gałki moich ulubionych waniliowych lodów. Pośpiesznie, ale grzecznie podziękowałam i pożegnałam się, odwracając, żeby udać się w jakieś zacienione miejsce. Upał tego dnia był niemiłosierny i miałam wrażenie, że zaraz się rozpuszczę albo upiekę jak w piekarniku. 

- Jak kurwa chodzisz - usłyszałam, wchodząc w coś, a raczej w kogoś. Jak poparzona zrobiłam krok do tyłu, czując jak moje policzki robią się czerwone. Zażenowana, nie myśląc o niczym innym niż zapadnięciu się pod ziemię, podniosłam głowę i zagryzłam wargę. Moje lody wylądowały na białej koszulce Ashton'a Irwin'a - przyjaciela Luke'a. Patrzył na mnie z mordem w oczach, zaciskając dłonie w pięści. 

Oddychałam płytko, czując, jak robi mi się jeszcze bardziej gorąco.

- Prze-przepraszam - mruknęłam niepewnie, zauważając za Ashtonem jego znajomych - Calum'a Hood'a, Michael'a Clifford'a, oczywiście Luke'a i kilku innych chłopaków, których tylko kojarzyłam z widzenia. 

- Gówno mi to twoje przepraszam da - warknął, wymijając mnie i podchodząc do budki z lodami. Nawet nie pytając o zgodę, wyciągnął, a właściwie wyszarpał chusteczkę z leżącego na ladzie pojemnika. Sprzedawca popatrzył na niego spod byka, ale nie odezwał się ani słowem. 

Nie spuszczałam z niego wzroku, nie wiedząc, co powinnam zrobić. W dłoni zaciskałam pusty już wafelek, który w żadnym stopniu nie przypominał obecnie rożka.

- I co się tak gapisz? - zapytał oschle, zaciskając zęby i pocierając chusteczką ogromną plamę na koszulce. Wzdrygnęłam się na jego głos, czując nieprzyjemne dreszcze. Chyba nigdy nie czułam się tak głupio. 

Szybko spuściłam wzrok, skupiając uwagę na swoich trampkach. Czułam płonące ciepło na policzkach. 

- Prze- zaczęłam cicho, ale przerwał mi niemal natychmiastowo.

- Przestań. Kurwa, ile razy można przepraszać - powiedział już nieco spokojniej, ale nie myślcie, że miło. - Po prostu stąd idź. 

Kiwnęłam tylko głową.

- Gdybym mogła ci to jakoś wynagrodzić...

- Idź już - syknął, wyrzucając chusteczkę do śmietnika i wyminął mnie, w ogóle na mnie nie patrząc. 

Stałam tam w bezruchu, wciąż czując się niesamowicie głupio. Usłyszałam za sobą śmiech, pewnie Ashton'a i reszty, czując na sobie ich spojrzenia. Ku mojemu nieszczęściu, żeby udać się do domu, musiałam przejść koło nich. Powoli przełknęłam ślinę i odwróciłam się tak powoli, jak tylko się dało. Spuściłam głowę i ruszyłam przed siebie. Miałam nadzieję, że dadzą mi przejść i nie będą zwracać na mnie uwagi, ale jak wiecie, nadzieja matką głupich.

- Sztywniaro, gdzie tak pędzisz? - Usłyszałam rozbawiony głos Calum'a, bynajmniej tak mi się wydawało. Kilka razy słyszałam, jak rozmawiał z Shirley.

- Może lepiej trochę zwolnij. Wpadniesz na nie wiadomo kogo i jeszcze źle się to dla ciebie skończy - teraz odezwał się Luke. - A jakoś nie jestem przekonany, że znalazłby się książę, który chciałby cię uratować.

Zatrzymałam się i podniosłam na nich wzrok. Wszyscy patrzyli na mnie z rozbawieniem, uśmiechając się od ucha do ucha. Szkoda tylko, że mi nie było do śmiechu.

Skupiłam wzrok na Luke'u, licząc na to, że chociaż będzie mu trochę głupio za to, co powiedział. Ale nic z tego, tylko pokręcił z pogardą i niedowierzaniem głową, a następnie ruszył przed siebie, co za nim uczyniła reszta.


#

 Molly patrzyła na mnie, nie mrugając nawet okiem. Założyła rękę na rękę na klatce piersiowej, przechylając głowę na bok.  

- Cemu jesteś smutna? - zapytała, a kiedy wzruszyłam tylko ramionami, głośno westchnęła. - Pocekaj chwilkę. 

Wstała szybko z dywanu, na którym siedziała i pobiegła do swojego pokoju, zostawiając mnie na moment samą. Po chwili przybiegła z powrotem, niosąc w rękach beżowego misia.

- Jak go przytulisz, tak mocno - zademonstrowała, ściskając misia z całych sił. - Poczujesz się lepiej. 

Podała mi go, uśmiechając się i będąc zadowoloną ze swojego pomysłu. Wzięłam go od niego i przycisnęłam do piersi. 

- Tak? - zapytałam, ale Molly pokiwała przecząco głową, więc ścisnęłam go jeszcze mocniej. - Tak?

Westchnęła głośno i podbiegając do mnie, rzuciła mi się na szyję, o mały włos nie wywracając mnie na plecy. Może i siedziałam na dywanie, ale nigdy nic nie wiadomo.

- Tak mocno - powiedziała, zaciskając rączki na mojej szyi. Zaśmiałam się głośno, otaczając rękami drobne ciałko dziewczynki.

- Udusisz mnie! - krzyknęłam rozbawiona, kiedy po domu rozniósł się charakterystyczny odgłos otwieranych drzwi. Zmarszczyłam brwi, momentalnie spoglądając na zegarek. 

- Mamo! - niestety do moich uszu dobiegł głos Luke'a.  Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, ale kiedy Molly zorientowała się, kto przyszedł, szybko wyrwała mi się z ramion i pobiegła do swojego brata. Powoli wstałam z dywanu i poszłam w kierunku, gdzie udała się dziewczynka. 

Obydwoje znajdowali się teraz w kuchni. Luke trzymał małą na rękach, a ona tuląc się do jego szyi, coś zawzięcie mówiła, nie przerywając nawet na sekundę. 

Wtedy jego wzrok skrzyżował się z moim, a ja poczułam dziwny dreszcz przechodzący przez całe moje ciało. Skrzyżowałam ręce, zagryzając wnętrze policzka. 

- No popatrz, jest smutna - powiedziała Molly, odrywając się od szyi brata i pokazując palcem na mnie. Moje serce zaczęło bić nienaturalnie szybko i jestem niemal pewna, że na moich policzkach widniały teraz dwa ogromne wypieki.

Westchnęłam cicho.

- Na mnie w takim razie już pora- powiedziałam, odwracając się na pięcie i ruszając do przedpokoju. Zakładałam na nogi trampki, kiedy koło mnie pojawił się Luke, który (jak zwykle zresztą) wszedł pewnym siebie krokiem, trzymając dłonie w kieszeniach spodni tak, że wystawały mu tylko kciuki.

Zignorowałam go i jakby nigdy nic, kontynuowałam to, co robiłam wcześniej, a mianowicie sznurowałam właśnie buty. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale starałam się nic sobie z tego nie robić.

Czasem nie mogłam uwierzyć, że nasi rodzice od wielu lat się przyjaźnią, a my nawet jeszcze nigdy ze sobą dobrowolnie nie rozmawialiśmy.

Chwyciłam za klamkę i już chciałam wyjść, kiedy usłyszałam jego głos.

- Ivy, poczekaj - powiedział pewnym głosem. Odwróciłam się szybko z niedowierzaniem patrząc na niego. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś ze szkoły, oczywiście oprócz Shirley, nazwał mnie po imieniu. - Możemy zapomnieć o tym, co wcześniej powiedziałem?

Niepewnie popatrzyłam na niego. Zaskoczył mnie tym, bo może i nie przeprosił, ale lepsze było to niż nic. Na jego twarzy dostrzegłam cień nadziei, co było dla mnie jeszcze większym zaskoczeniem.

- Okej - odpowiedziałam powoli, wzruszając ramionami, po czym odwróciłam się do drzwi. Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść.

- To na razie, Sztywniaro - usłyszałam za plecami, kiedy zamykałam za sobą drzwi.


Czyli wszystko po staremu.

The Babysitter || l.hWhere stories live. Discover now