02

23K 1.6K 62
                                    

Pierwszy dzień, a właściwie cały wieczór opieki nad Molly minął mi naprawdę dobrze, bo po pierwsze: Luke wyszedł z domu kilka minut po moim przyjściu i nie pokazał mi się nawet na oczy, po drugie: pani Hemmings upiekła pyszne czekoladowe ciasto specjalnie dla mnie (uwielbiam tę kobietę) i po trzecie: Molly przez ponad dwie godziny zajęła się sama sobą: układała puzzle, rysowała, przeglądała książki i oglądała bajki, więc miałam czas, żeby się pouczyć i chwilę poczytać. Pomimo zapewnień pani Hemmings, że jej córka chodzi do łóżka po 19, tego dnia nie mogła zasnąć aż do przeszło dwunastej w nocy. Dopiero kiedy usłyszała samochód wjeżdżający na podjazd, pobiegła prędko do swojego pokoju i wskoczyła do łóżka, aż całe zaskrzypiało. Zaś kiedy jej mama weszła do królestwa swojej księżniczki, udawała, że śpi. Jedynym minusem tego było, że wróciłam do domu dopiero koło pierwszej, a położyłam się spać grubo po drugiej, a dla mnie to było naprawdę bardzo późno.

I w ten oto sposób siedziałam teraz ledwo żywa, podpierając głowę ramieniem, na mojej ukochanej lekcji biologii. Bez ironii. Na serio. I pomimo to jak bardzo kochałam ten przedmiot, teraz za nic nie potrafiłam się skupić na słowach wypowiadanych przez panią profesor Woodley. Dlatego niemal nie spadłam z krzesła, kiedy jej twarz znalazła się tak blisko mojej, że śmiało mogłam zobaczyć każdą pojedynczą zmarszczkę na jej twarzy.

I poczuć nieprzyjemnie pachnący oddech.

- Widzę, że jest pani bardzo zainteresowana moim wykładem, panno Gonzalez, więc z pewnością będzie pani znała odpowiedź na moje pytanie, nieprawdaż? - zapytała, świdrując mnie nieznoszącym sprzeciwu wzrokiem i  uderzając wskaźnikiem w otwartą dłoń. Przełknęłam powoli ślinę, czując wzrastającą suchość w gardle i niepewnie rozejrzałam się po klasie, czując,  że wzrok każdego spoczywa na mnie. Mogłam sobie tylko wyobrazić jak wielkie są rumieńce, które pojawiły się na moich policzkach. Spuściłam na sekundę głowę, nie mogąc dłużej znieść wrednego spojrzenia nauczycielki. Przygryzłam wnętrze policzka i unosząc wzrok, zauważyłam jak siedzący kilka ławek przede mną, dokładnie po przekątnej, Luke Hemmings, uporczywie wymachuje ręką chcąc zwrócić moją uwagę.

- Nie mamy dużo czasu, znasz odpowiedź czy nie? - zapytała ponownie, ale ja całą swoją uwagę skupiłam na Luke'u, który teraz poruszał bezgłośnie ustami, podpowiadając mi, co powinnam powiedzieć. 

N... GLI... KO... ZY... DO... WE

- N-glikozydowe - niemal wykrzyknęłam, trochę zbyt gwałtownie, a pani Woodley zmarszczyła brwi, przyglądając mi się uważnie. Wtedy powoli odwróciła się w kierunku ławki Hemmingsa, jakby domyślając, że sama do tego nie doszłam. Na szczęście, już wcześniej wyczuwając jej zamiary, chłopak zdążył się odwrócić.

Tylko, kurczaki, czy on właśnie uratował mi tyłek?

#

Siedziałam właśnie po turecku na kanapie w domu państwa Hemmingsów, zawzięcie próbując zrozumieć materiał z chemii, który przerobiliśmy na dzisiejszych lekcjach. Dochodziła dziewiętnasta, co znaczyło, że przyszedł czas na oglądanie bajek, dzięki czemu miałam chwilę na naukę. Podniosłam wzrok znad książki, żeby spojrzeć na rozłożoną na fotelu Molly, której oczy były zamknięte, a klatka piersiowa unosiła się powoli i miarowo. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten rozczulający widok i z powrotem wróciłam do przeglądania notatek w zeszycie. 

Nagle poczułam, jak kanapa tuż obok mnie ugina się. Szybko spojrzałam przed siebie, ale Molly wciąż cicho pochrapywała na fotelu. Moje serce zaczęło szybciej bić, a ręce zaczęły się delikatnie trząść. Niepewnie przekręciłam głowę, a kiedy zobaczyłam twarz Luke'a wpatrzonego w ekran telewizora, gdzie właśnie leciała jakaś bajka, odetchnęłam z ulgą. Ale teraz zamiast się bać, czułam się okropnie spięta i nie miałam zielonego pojęcia, jak powinnam się zachować. On za to zdawał się doskonale wiedzieć, co robić, a mianowicie wciąż zachowywał się, jakby mnie nie było. 

Dopiero czując mój wzrok na sobie, spojrzał na mnie i zmarszczył brwi, posyłając mi pytające spojrzenie. 

- Emm... Mogę ci jakoś pomóc? - zapytałam niepewnie, zamykając zeszyt leżący na moich kolanach. Usłyszawszy moje słowa, uśmiechnął się kpiąco.

- Mogę ci jakoś pomóc? - powtórzył, próbując naśladując mój głos, a mi zrobiło się okropnie głupio i chciałam stamtąd uciec, jak najszybciej się da. - To zabrzmiało jakbyś była jedną z tych natrętnych ekspedientek, Sztywniaro. Nikt w tych czasach raczej nie zwraca się tak do kolegów.

Przełknęłam niezręcznie ślinę, posyłając mu zakłopotane spojrzenie. 

- Od kiedy jesteśmy kolegami? - zapytałam, nie będąc pewną czy w ogóle powinnam się odezwać. Bawiłam się rękawami bluzy, czekając na odpowiedz, ale niestety się jej nie doczekałam. - Właśnie.

Zebrałam do rąk wszystkie moje książki i zeszyty i powoli wstałam z kanapy, jedną ręką naciągając na tyłek bluzę. 

- Dokąd idziesz? - zapytał obojętnie, wyciągając przed siebie rękę z pilotem i zmieniając kanał. 

Wzięłam jeszcze tylko telefon ze stolika i włożywszy go do kieszeni spodni, ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych.

- Do domu - powiedziałam cicho, nie chcąc zbudzić małej. Znajdując się w przedpokoju, odłożyłam wszystko, co miałam w rękach na szafkę i założyłam na stopy moje stare, znoszone trampki, które niegdyś były białe.  Wtedy przyszło mi coś do głowy i nie zastanawiając się długo, podeszłam do przejścia do salonu.

- Luke? - powiedziałam cicho, ale wystarczająco głośno, żeby mnie usłyszał. Odwrócił głowę w moim kierunku i posłał mi pytające spojrzenie. - Dziękuję za pomoc.

Wzruszył tylko ramionami, ponownie skupiając uwagę na ekranie telewizora.

The Babysitter || l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz