19

17.4K 1.5K 105
                                    

- Lukey, Lukeeeeey! - Skandowała Molly, wywołując tym ciągły uśmiech na mojej twarzy. Skakała z podenerwowaniem za każdym razem, kiedy jej brat miał w rękach piłkę. Nawet nie muszę mówić jaka radość ją ogarniała, kiedy trafiał nią do kosza. Znajdowałyśmy się na sali gimnastycznej The High School of Harvenshill, na której odbywał się mecz szkolnej drużyny koszykarskiej. Wcale nie należał on do super ważnych ani nie było tu całej szkoły kibicującej koszykarzom, jednak Molly tak bardzo chciała tu przyjść, że nie potrafiłam jej odmówić.

Posłałam jej rozbawione spojrzenie, poprawiając dłońmi spódnice. Tuż za mną stał Colton, który o dziwo nie grał, więc byłam lekko mówiąc skrępowana. Niefajnie się stało, wiedząc, że ktoś kogo nie lubisz i kto nie lubi ciebie, był tuż za tobą. Tym bardziej, że słyszałam jego kąśliwe komentarze w moją stronę, które starałam się ignorować.

- Oh, wciąż nie wierzę, że Hemmings odważył się z tobą pokazać na mieście. - szepnął mi "mój ulubieniec" do ucha, sprawiając, że zadrżałam. Automatycznie zrobiłam mały krok przed siebie, zwiększając chociaż o odrobinę odległość między nami. - Musisz być dobra w łóżku.

Z oburzeniem obróciłam się w jego stronę, posyłając mu mordercze spojrzenie. Trzeba mieć tupet, żeby mówić o kimś takie rzeczy, a do tego jeszcze przy dziecku.

- Co? - niemal pisnęłam, spoglądając kątem oka na Molly, która na szczęście była na tyle zajęta meczem, że na nas nie zwracała uwagi. Musiałam unieść głowę, żeby móc na niego patrzeć, bo po pierwsze był wyższy, a po drugie stał w rzędzie wyżej.

Zaśmiał się kpiąco.

- Czas dorosnąć. - Otóż to, hipokryto... Patrzył na mnie z góry z uśmiechem błąkającym się na jego ustach. - Wszyscy wiemy, że inaczej nawet nie podszedłby do ciebie, a co dopiero dotknął.

Spuściłam wzrok, czując, jak na moje policzki wtargnęły rumieńce. Każde jego pojedyncze słowo było małą szpileczką wbijaną w moje serce. Złapałam Molly za rączkę i chciałam już odejść od niego, żeby dziewczynka nie musiała słuchać słów kogoś o tak niskim poziomie moralności, ale jego słowa zatrzymały mnie w pół kroku.

- Ale jeżeli jesteś taka jak swoja matka, to wątpię.- powoli odwróciłam głowę w jego kierunku. On patrzył na mnie z kpiną i wyższością, natomiast jego kolega z trudem powstrzymywał śmiech, zasłaniając usta dłonią i błąkając wzrokiem po podłodze. - Nic dziwnego, że twój ojciec robi to teraz z moją matką.

Na jego twarz wtargnął ironiczny uśmiech, a z mojej odpłynęły wszystkie kolory. Niemal zachłysnęłam się powietrzem, kompletnie nie mogąc w to uwierzyć. Próbowałam coś powiedzieć, ale jedyne co z tego wyszło to otwieranie i zamykanie buzi naprzemian. Nie potrafiłam się nawet odezwać.

W końcu nie zważając na niezadowolenie dziewczynki, wzięłam ją na ręce i poszłam na drugi koniec trybun. Odstawiłam ją na ziemię, a sama oparłam się o barierki, gdyż teraz stałyśmy najbliżej boiska.

Stamtąd spojrzałam na niego, a on dostrzegając to, posłał mi zwycięski uśmiech, unosząc brwi. Odwróciłam pośpiesznie wzrok, siadając na krześle za mną i chowając twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, czy chciałam płakać, śmiać się czy krzyczeć.

#

Tym razem Luke nie miał pojęcia, że ja i Molly wybieramy się na mecz, więc obydwoje pojechaliśmy osobnymi samochodami. Dzięki temu czekałyśmy na niego w domu Hemmingsów, oglądając bajki na ulubionym kanale dziewczynki. Ja tak naprawdę udawałam zainteresowaną, natomiast Molly ewidentnie tak była, patrząc ze skupieniem w ekran i niemal nie mrugając. W rękach ściskała dużego misia, co jakiś czas się do niego przytulając. Po mojej głowie chodziły tylko słowa Coltona i mój ojciec całujący się z kobietą, która nie była moją mamą. Co jeżeli to właśnie dla niej zostawił mamę? Ogarnęła mnie złość i już w tamtej chwili miałam ochotę pojechać do Sydney i wykrzyczeć mu, co o nim myślę. A dla jego dobra lepiej by było, gdyby tego nie wiedział.

The Babysitter || l.hWhere stories live. Discover now