06 | CYBERTRONIAN HOMESICK BLUES

117 5 40
                                    


-Hedonio, nadciągamy! – woła ochoczo Swerve, ustawiając się w kolejce do swojego transportowca.

Jako że odwaliliśmy na Telemus kawał dobrej roboty, teraz nadszedł czas na naszą zasłużoną nagrodę w postaci wycieczki na jedną z najbardziej rekreacyjnych planet jakie istnieją: Hedonię. Ta mała, niepozorna planetka tak naprawdę kryje w sobie całą masę rarytasów, tak dla organizmów organicznych, jak i tych mechanicznych. Są tutaj liczne zabytki, wielki targ pełen międzygalaktycznych pamiątek, przysmaków, książek, gadżetów, alkoholi, zwierzaków – tak naprawdę mógłbym wyliczać w nieskończoność – cała masa barów i klubów tanecznych, a nawet plaża, do złudzenia przypominająca te ziemskie, i rozległe morze. Co prawda nie mam szczególnej ochoty na bliskie spotkanie z piachem, bo jakbym miał potem czyścić z niego mechanizmy wewnętrzne, to jednak myślę, że nie jest to warte spaceru wzdłuż brzegu, ale nie pogardzę małymi zakupami. Może uda mi się coś kupić Blackstar, bo jednak z naszej dwójki to ona bardziej chciała zwiedzać obce planety, a w ten sposób przynajmniej będzie miała fajny souvenir, dzięki któremu – mam nadzieję – pozostanie wierna swoim marzeniom o międzyplanetarnych podróżach i w końcu je spełni.

Postój w Hedoni początkowo nie był planowany – znaczy, wiedzieliśmy, że gdzieś się zatrzymamy, bo Lost Light i tak musi mieć ten megacykl odpoczynku pomiędzy skokami, a więc czemu by nie skorzystać z tego czasu i nie spożytkować go w jakiś ciekawy sposób? Nikt jednak tak naprawdę nie wiedział, gdzie dokładnie wylądujemy, dlatego nie trudziliśmy się niepotrzebnie z planowaniem i uznaliśmy, że zatrzymamy się w pierwszym lepszym – byle ciekawym – miejscu i, ku uciesze załogi, padło akurat na Hedonię. Chyba jeszcze nigdy – oczywiście w trakcie tego kursu – nie widziałem ich tak szczęśliwych, a na Telemus zdarzyło nam się parę naprawdę radosnych chwil, jak na przykład kiedy Drift postawił wszystkim drinki u Swerve'a – ja nawet nie chcę wiedzieć, skąd on ma tyle pieniędzy – a więc wybór właśnie tej planety musiał ich naprawdę zadowolić.

Jednakże, ku mojemu zdziwieniu, nie wszyscy chcieli wybrać się na tą zasłużoną wycieczkę. Perceptor uznał, że woli popracować w laboratorium, a że Brainstorm nie chciał wypaść na gorszego, zadecydował, że on też zostanie i zajmie się którymś ze swoich wynalazków. First Aid stwierdził, że jeden z medyków powinien pozostać na pokładzie tak na wszelki wypadek, a że Knock Out miał w planach zakup nowej polerki, mech nie miał za dużego wyboru, podobnie zresztą jak Trailbreaker, choć on z nieco innego powodu – poprzedniego wieczora opił się w Swerve's i zwyczajnie nie zdążył jeszcze wytrzeźwieć. No, ogólnie zebrało się jeszcze parę osób, które niekoniecznie czuły potrzebę, by odwiedzić Hedonię – głównie górników – dlatego ostatecznie uznaliśmy, że polecimy transportowcami, podczas gdy Lost Light będzie sobie na nas spokojnie czekać nieopodal orbity planety. Wiem, że jako Kapitan powinienem zostać i pilnować swojego statku, ale...

Naprawdę muszę iść na te zakupy.

-Pamiętajcie, że będziemy tam mieli sześć cykli czasu wolnego! – przypominam wszystkim, nawołując głośno, a echo moich słów niesie się po całym hangarze – Myślę, że to dość czasu, żebyście zrobili wszystko, na co macie ochotę, dlatego wiedzcie, że nie będziemy czekać na spóźnialskich!

-A jak się jest w grupie z kimś, kto ma immunitet? – pyta Swerve, palcem wskazując na Infinity, która właśnie przywala sobie w twarz z otwartej ręki, będąc wyraźnie zażenowaną pytaniem mecha. Szczerze? Nie wiem nawet o co mu chodzi, ale metalurg należy do tego tupu osób, którym trzeba powiedzieć coś wprost albo zawsze znajdą sobie jakieś „ale", dlatego po prostu stwierdzam stanowczo:

-Tak, Swerve; nawet jak jest się w grupie z kimś, kto ma immunitet, obowiązują cię te same zasady – mech nie odpowiada, a jedynie wzdycha ciężko ze zrezygnowaniem – Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania? – rozglądam się dookoła, doszukując się jakiś rąk uniesionych w górę, aż ostatecznie dostrzegam machającego do mnie Whirla. Czując, o co chce zapytać, po prostu uprzedzam go z odpowiedzią – Nie, nie możesz tam nic wysadzić, Whirl.

LOST LIGHTWhere stories live. Discover now