21 | TO WALK AMONG THE CHOSEN

123 4 13
                                    


Aż sam nie wierzę, że to mówię, ale naprawdę dobrze jest wrócić do domu.

Jeszcze jakiś czas temu mógłbym śmiało stwierdzić, że życie na gigantycznym statku – na którym to mimo wszystko nadal pełnię rolę kapitana – i zwiedzanie obcych planet jest znacznie lepsze niż ciągłe siedzenie na Cybertronie, zwykle nawet nie mając nic fajnego do roboty, ale ten ostatni kurs pokazał mi, że jednak czasem dobrze wrócić na stare śmiecie i zwyczajnie trochę poleniuchować. Tutaj przynajmniej nie muszę megacykl w megacykl wysłuchiwać pouczeń Megatrona o tym, co mógłbym robić lepiej – albo czego w ogóle nie robić – i mogę po prostu trochę od niego odpocząć. To nie tak, że bardzo przeszkadza mi obecność byłego Lorda Decepticonów na Lost Light, czy też jego pozycja, ale... od kiedy dołączył do załogi, na statku panuje zupełnie inna atmosfera i to chyba właśnie przez nią tak bardzo stęskniłem się za domem.

Nie będę ukrywać – to, że na Lost Light zaszły zmiany, jest głównie moją winą i jestem tego w pełni świadom. Co prawda dogadujemy się z conami coraz lepiej, już nawet prawie nigdy nie dochodzi do bójek, jeśli już się o coś kłócimy, ale nadal można wyczuć między nami te „zgrzyty," za każdym razem, kiedy choćby znajdujemy się w jednym pomieszczeniu, przez co ciężej traktować mi ten statek jako dom, w którym przecież powinienem czuć się bezpiecznie.

A nie czuję...

Chwilami zastanawiam się, czy to aby na pewno wina deceptów albo Megatrona. W końcu żaden z nich tak naprawdę ani razu – w sensie, ani razu na pokładzie Lost Light – nie zagroził ani mnie, ani nikomu innemu z załogi, a więc powinienem mieć do nich trochę więcej zaufania, tak jak Blackstar. Czasami myślę, że to może nie przez nich, a przez wszystko inne, co ostatnimi czasy się wydarzyło. Starcie z Overlordem, zagrożenie ze strony Quintesson, ta dziwna, niepokojąca przepowiednia, o której powiedział mi Rewind... Ja chyba... chyba wyczuwam, że coś się zbliża. Coś złego. I potężnego. I wiem, że cokolwiek to jest, ja będę musiał stawić mu czoła.

W takich momentach naprawdę mam powoli dość Płomienia i całej tej odpowiedzialności z nim związanej. Wiem, że dzięki niemu są tacy, którzy patrzą na mnie jak na jakiegoś bohatera, którym przecież niegdyś tak bardzo chciałem być, ale sęk w tym, że już chyba tego nie chcę... Przetrwałem naprawdę wiele – wojnę domową na Cybertronie, a potem jeszcze na Ziemi, starcie z Unicronem, a nawet i Overlordem – i prawda jest taka, że już nie chcę ryzykować. Potrzebuję spokoju i czegoś na kształt stabilizacji. Blackstar założyła swoją własną rodzinę, przygarniając tego słodkiego malucha, a więc w pewnym sensie rozpoczęła kolejny etap w swoim życiu. I nie wiem, czy ja nie chciałbym zrobić tego samego...

Nie chcę być już bohaterem. I nie chcę dokonać żadnych wielkich czynów. Pragnę jedynie być sobą, mieć spokojne życie i nie obawiać się megacykla, kiedy w końcu moje szczęście mnie opuści i kiedy... kiedy już nie będę mógł wrócić do domu.

-Chciałaś mnie widzieć? – pytam, wchodząc do gabinetu Blackstar, a ta w momencie wstaje od biurka i ruchem ręki zachęca mnie, bym podszedł bliżej.

Zaraz po lądowaniu Zetca poinformował mnie, że Star chciała się ze mną widzieć i że czeka w Siedzibie, dlatego poprosiłem Megatrona, by pomógł Magnusowi nadzorować proces rozładunku, a następnie sam ruszyłem na spotkanie z siostrą. Skrycie miałem nadzieję, że będzie chciała, żebym poznał jej syna osobiście, jednak teraz, kiedy nigdzie go nie widzę, zaczynam podejrzewać, że chodzi o coś zupełnie innego, i w dodatku chyba bardzo ważnego, zważywszy na fakt, że tak bardzo jej się do tego spotkania śpieszyło.

I nie wiem, czy mi się to podoba...

-Chodź, chodź – ponagla mnie, zaraz potem wskazując na jeden z foteli, a więc posłusznie siadam na nim, podczas gdy femme zajmuje miejsce naprzeciw.

LOST LIGHTWhere stories live. Discover now