Rozdział 63. Za nawet mniej, niż dobę mieli zostać małżeństwem...

Start from the beginning
                                    

Przybycie Zayna oraz Louisa zostało przypieczętowane ich donośnymi śmiechami, jakby nikogo dookoła nie było. Obaj wyglądali na zadowolonych z siebie i trudno było się dziwić, kiedy stanęli przed pozostałymi idealnie o piętnastej. I oczywiście może Barbara wyglądała pięknie, lecz została w zaledwie kilka sekund przyćmiona przez Malika, który dosłownie błyszczał w czarnej, brokatowej koszuli oraz pożyczonym od Harry'ego rozświetlaczem na kościach policzkowych i powiekach. Guziki rozpięte do połowy wyraźnie odsłaniały zbierane od trzech lat tatuaże, a obcisłe spodnie tylko podkreślały jego bardzo szupłą figurę, tworząc całość, od której nie dało się oderwać wzroku. Choć to akurat nie było niczym nowym.

- Idziemy? - zagadał Tomlinson i w pierwszej kolejności podszedł do ukochanego z zamiarem skradnięcia mu całusa. Jednak ledwo podniósł głowę, a zwątpił dostrzegając jeszcze większą różnicę wzrostu, niż zwykle, a jego wzrok bardzo szybko powędrował na stopy. - Masz na sobie obcasy. Dlaczego?

Harry, który przywykł do ciągłego wspierania go przez Louisa w temacie eksperymentów stylistycznych, zaskoczony również wbił wzrok w swoje czarne buty, a jego serce jakby zwolniło swoje bicie. Czyżby przekroczył jakąś granicę? Ale czy w ogóle była jakaś linia wyznaczająca, co jest właściwe dla danej płci?

- Um, pasowały do mojego zestawu? I wciąż tak uważam... Nie podobają ci się? Bo mi bardzo.

Szatyn za późno zrozumiał, jak bardzo myląca mogła być jego wypowiedź, dlatego szybko obdarował chłopaka pięknym uśmiechem, nim pokręcił głową z dozą czułości.

- Podobają. Nawet bardzo i nie mam problemu z facetem w takim wydaniu. Dla mnie możesz nawet założyć sukienkę i wciąż będzie idealnie. Ale przez nie, nie mogę pocałować cię tak łatwo, jak bym sobie tego życzył.

W końcu na twarz Stylesa powrócił szeroki uśmiech, nim nachylił się bardziej i ułożył dłoń na policzku szatyna. Louis już nie czekał ani sekundy dłużej i w końcu na chwilę połączył ich usta we wspólnym, miłosnym tańcu w akompaniamencie rozczulonego westchnienia Barbary. Pragnęła czasami, by i ją ktoś pokochał tak mocno, jak Zayn i Liam, czy Harry i Louis, choć zdarzało jej się w to wątpić. Ich związki były wyjątkowe, inne, takie jakich nie widzimy na co dzień wśród znajomych, w mijanych na ulicy parach, czy nawet filmowych bohaterach. Tutaj dosłownie miłość była tak ogromna, że nie było miejsca na nic innego. I jeśli coś takiego nie zdarzało się wszystkim, jak wielka była szansa, że i ją kiedyś spotka? I czy mogła uwierzyć, że ktoś inny obdarzy ją tak głębokim uczuciem, kiedy sama siebie nawet nie do końca lubiła?

- W porządku? - szepnął Niall i objął przyjaciółkę w talii. W tak wąskiej talii, jakiej się nie spodziewał, zawsze skrywanej przez rozciągnięte bluzy. Wciąż nie mógł przestać się nią zachwycać.

- Hm? Tak, tak. Zamyśliłam się po prostu.

- Nad sensem istnienia?

Palvin zaśmiała się cicho, maskując tym swoje zdenerwowanie i pokręciła przecząco głową. Szybko zerknęła na swój telefon, mając nadzieję znaleźć tam coś co pomoże jek wybrnąć z sytuacji, aż jej wzrok skupił się na zegarku, a żołądek momentalnie ścisnął się z nerwów.

- Nie... Tylko nad tym, że już dawno powinnam być w trakcie obiadu.

- Czyli jednak nad sensem istnienia - zażartował Malik i pomachał kluczykami od samochodu. - Weźmiemy coś na wynos, bo nie mamy za dużo czasu i po ślubie pójdziemy już na normalniejsze żarcie. Chodźmy.

Wszyscy wyglądali na zadowolonych z takiego układu i bez słowa sprzeciwu ruszyli za chłopakiem zaraz jadąc do najbliższego miejsca z fast foodami na wynos. Czyli tradycyjnie KFC. Nie byli nazbyt oryginalni i nawet nie próbowali tacy być.

Let's Play A Game || Larry&ZiamWhere stories live. Discover now