Przybycie Zayna oraz Louisa zostało przypieczętowane ich donośnymi śmiechami, jakby nikogo dookoła nie było. Obaj wyglądali na zadowolonych z siebie i trudno było się dziwić, kiedy stanęli przed pozostałymi idealnie o piętnastej. I oczywiście może Barbara wyglądała pięknie, lecz została w zaledwie kilka sekund przyćmiona przez Malika, który dosłownie błyszczał w czarnej, brokatowej koszuli oraz pożyczonym od Harry'ego rozświetlaczem na kościach policzkowych i powiekach. Guziki rozpięte do połowy wyraźnie odsłaniały zbierane od trzech lat tatuaże, a obcisłe spodnie tylko podkreślały jego bardzo szupłą figurę, tworząc całość, od której nie dało się oderwać wzroku. Choć to akurat nie było niczym nowym.
- Idziemy? - zagadał Tomlinson i w pierwszej kolejności podszedł do ukochanego z zamiarem skradnięcia mu całusa. Jednak ledwo podniósł głowę, a zwątpił dostrzegając jeszcze większą różnicę wzrostu, niż zwykle, a jego wzrok bardzo szybko powędrował na stopy. - Masz na sobie obcasy. Dlaczego?
Harry, który przywykł do ciągłego wspierania go przez Louisa w temacie eksperymentów stylistycznych, zaskoczony również wbił wzrok w swoje czarne buty, a jego serce jakby zwolniło swoje bicie. Czyżby przekroczył jakąś granicę? Ale czy w ogóle była jakaś linia wyznaczająca, co jest właściwe dla danej płci?
- Um, pasowały do mojego zestawu? I wciąż tak uważam... Nie podobają ci się? Bo mi bardzo.
Szatyn za późno zrozumiał, jak bardzo myląca mogła być jego wypowiedź, dlatego szybko obdarował chłopaka pięknym uśmiechem, nim pokręcił głową z dozą czułości.
- Podobają. Nawet bardzo i nie mam problemu z facetem w takim wydaniu. Dla mnie możesz nawet założyć sukienkę i wciąż będzie idealnie. Ale przez nie, nie mogę pocałować cię tak łatwo, jak bym sobie tego życzył.
W końcu na twarz Stylesa powrócił szeroki uśmiech, nim nachylił się bardziej i ułożył dłoń na policzku szatyna. Louis już nie czekał ani sekundy dłużej i w końcu na chwilę połączył ich usta we wspólnym, miłosnym tańcu w akompaniamencie rozczulonego westchnienia Barbary. Pragnęła czasami, by i ją ktoś pokochał tak mocno, jak Zayn i Liam, czy Harry i Louis, choć zdarzało jej się w to wątpić. Ich związki były wyjątkowe, inne, takie jakich nie widzimy na co dzień wśród znajomych, w mijanych na ulicy parach, czy nawet filmowych bohaterach. Tutaj dosłownie miłość była tak ogromna, że nie było miejsca na nic innego. I jeśli coś takiego nie zdarzało się wszystkim, jak wielka była szansa, że i ją kiedyś spotka? I czy mogła uwierzyć, że ktoś inny obdarzy ją tak głębokim uczuciem, kiedy sama siebie nawet nie do końca lubiła?
- W porządku? - szepnął Niall i objął przyjaciółkę w talii. W tak wąskiej talii, jakiej się nie spodziewał, zawsze skrywanej przez rozciągnięte bluzy. Wciąż nie mógł przestać się nią zachwycać.
- Hm? Tak, tak. Zamyśliłam się po prostu.
- Nad sensem istnienia?
Palvin zaśmiała się cicho, maskując tym swoje zdenerwowanie i pokręciła przecząco głową. Szybko zerknęła na swój telefon, mając nadzieję znaleźć tam coś co pomoże jek wybrnąć z sytuacji, aż jej wzrok skupił się na zegarku, a żołądek momentalnie ścisnął się z nerwów.
- Nie... Tylko nad tym, że już dawno powinnam być w trakcie obiadu.
- Czyli jednak nad sensem istnienia - zażartował Malik i pomachał kluczykami od samochodu. - Weźmiemy coś na wynos, bo nie mamy za dużo czasu i po ślubie pójdziemy już na normalniejsze żarcie. Chodźmy.
Wszyscy wyglądali na zadowolonych z takiego układu i bez słowa sprzeciwu ruszyli za chłopakiem zaraz jadąc do najbliższego miejsca z fast foodami na wynos. Czyli tradycyjnie KFC. Nie byli nazbyt oryginalni i nawet nie próbowali tacy być.
YOU ARE READING
Let's Play A Game || Larry&Ziam
FanfictionPrywatne, prestiżowe liceum w Londynie nr. 1 od lat cieszy się nieposzlakowaną opinią, najwyższym poziomem nauczania oraz niezaprzeczalną cnotą uczniów... A co, jeśli wszystko wrócimy do góry nogami? Jeśli pod przykrywką idealnej szkoły, doskonałyc...
Rozdział 63. Za nawet mniej, niż dobę mieli zostać małżeństwem...
Start from the beginning