Rozdział 45. Czy nie obiecałem ci kary?

1.7K 116 47
                                    

- Ufasz mi?

Liam nie wiedział do końca co się dzieje, kiedy oczy miał przewiązane krawatem, w ten sposób będąc pozbawionym jednego ze swoich zmysłów. Sytuacja stała się jeszcze bardziej niekomfortowa wraz z zetknięciem się jego nadgarstków z czymś zimnym, co ostatecznie było odpowiedzialne za skępowanie rąk, dość skutecznie ograniczając ruchy. Nie mógł powiedzieć, że podoba mu się ta sytuacja, gdyż nienawidził być pozbawionym kontroli, lecz jeśli miałby komukolwiek zaufać byłby to tylko Zayn. Dlatego, mimo silnych obiekcji, przytaknął bez najmniejszego zawahania, czekając na kolejny ruch ze strony bruneta. Niestety nic takiego jeszcze przez chwilę nie nastąpiło, a jedynym czym został obdarowany, to miarowe stuknięcia, można by przypuszczać wybijające rytm kroków oraz cicha muzyka lecąca w tle. Bardzo szybko dało się wyczuć jego niezadowolenie, lecz zachował resztki cierpliwości oraz samokontroli, pozwalając tym swojemu chłopakowi na wszystko. Może prawie wszystko.

- Teraz rozwiążę krawat, ale obiecaj mi, że poczekasz pięć sekund zanim otworzysz oczy, dobrze? - szepnął Zayn wprost do ucha Liama. Jego obecność tak blisko oraz głos były niespodziewane, w wyniku czego Payne musiał podskoczyć z zaskoczenia. Zaraz jednak powoli skinął głową, czując, że była to jedyna właściwa odpowiedź.

Opuszki palców Malika delikatnie musnęły jego linię szczęki, obrysowały kontur ust i dopiero wtedy powoli przybliżyły się do granatowego materiału na jego oczach. Szatyn poczuł, że chłopak na moment się zawahał, ale ostatecznie powędrował do węzła i dość szybko się z nim rozprawił. Payne musiał walczyć ze swoją ciekawością, żeby od razu nie otworzyć oczu, lecz nie chciał zawieść zaufania Zayna. Kiedy muzyka zaczęła grać głośniej, a Liam doliczył do dziesięciu - tak na wszelki wypadek - w końcu, wciąż z lekkim wahaniem, jego powieki się uniosły, a wzrokiem starał się objąć, jak największą powierzchnię pokoju, by w końcu spocząć na narzeczonym. Chłopak siedział na fotelu tyłem do niego, przez co nie był w stanie nic zobaczyć prócz ciemnych kosmyków wystających ponad oparcie. Każda pojedyncza sekunda wydłużała się nieśmiłosiernie, przez co ich sześć, które zdążył wytrzymać w ciszy, w jego odczuciu trwały tyle co cała piosenka. Niecierpliwie poruszył nogami, z trudem wytrzymując to napięcie, rozchodzące się po całym jego ciele. Czuł się całkowicie bezbronny, pozbawiony kontroli nie tylko nad sytuacją, ale też nad własnym ciałem, przez co wcześniej odczuwane podniecenie zaczęło drastycznie ustępować złości. Gdyby tylko się uwolnił, pokazałby Zaynowi, co myśli na ten temat, jednak o dziwo ten plastik był całkiem wytrzymałym tworzywem.

- Zee? - szepnął z wyraźną chrypką w głosie. Jeśli nie był w stanie nic zrobić, to miał nadzieję choć za pomocą słów przekonać Malika do działania, co najwyraźniej nie było takie proste, jak zwykle. - Kurwa, proszę no.

Prawie jęknął z ulgą, kiedy obrotowy fotel wreszcie drgnął wraz z pierwszymi słowami piosenki, a brunet powoli obrócił się w jego stronę. Jednak jakikolwiek dźwięk utknął gdzieś w połowie jego gardła, pozostawiając usta nieme i rozchylone w zaskoczeniu. Wrząca krew w pierwszej kolejności niczym tsunami wpłynęła na całą jego twarz, by później z podwójną mocą spłynąć w dół prosto do członka wciąż jeszcze niestety ukrytego pod materiałem bokserek oraz garniturowych spodni. Gdyby tylko mógł przypuszczać, że po powrocie do domu zastaną go takie widoki, nie ociągałby się przed teatrem, bo mógłby przysiąść, iż żaden spektakl, czy dzieło sztuki, nigdy nie będą mogły być przez niego określane mianem pięknego. Nie w momencie, kiedy spojrzenia ich brązowych oczu wymieszały się wspólne w gorącą, płynną czekoladę, ani gdy wzrok Liama rozpoczął swą wędrówkę po ciele narzeczonego, bezskutecznie próbując zawiesić się na jednym punkcie.

Prawie miał ochotę zapłakać nad tym, że nie miał możliwości chociażby tylko dotknięcia tego ciała, a delikatny uśmieszek, jaki uformował się na wargach chłopaka był niczym gwóźdź do trumny. Z fascynacją i uwielbieniem podziwiał odcień brązu w oczach bruneta, tym razem ciemniejszy, niż jeszcze zaledwie pół godziny temu, kiedy zostawiał Payne'a, by się przygotować. Zawsze tak ostro zarysowane kości policzowe tym razem zostały dodatkowo przyozdobione przez rumieniec, jakże sprzeczny z pewną siebie miną, również nie potrafiły na dostatecznie długo przyciągnąć jego uwagi, a spojrzenie na moment zatrzymało się na ustach Malika, które wyglądały na czerwieńsze i bardziej lśniące, jakby były efektem długich, namiętnych pocałunków, choć przecież jeszcze nawet się nie dotknęli. W jakiś niemożliwy do uzasadnienia sposób pasemko jego teraz po części zielonych włosów, opadające na czoło nadało całemu wyglądowi nieco... drapieżności? A to wszystko wciąż było zaledwie niewielkim procentem całego chłopaka.

Let's Play A Game || Larry&ZiamWhere stories live. Discover now