EPILOG. Czy wy kiedykolwiek dojrzejecie?

1.6K 121 274
                                    

Na moim profilu pojawiła się ankieta dotycząca następnego Ziama. Jeśli chcecie, to zapraszam do udziału xx

Plus chciałabym jeszcze serdecznie ładnie poprosić, abyście zawitali w podziękowaniach, jeśli tylko jeszcze nie macie nas dość!

💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙


Harry zmarszczył brwi w roztargnieniu, nigdzie nie mogąc dostrzec swojego męża. Był pewny, że jeszcze kilka sekund temu widział go przy bufecie, lecz najwyraźniej wystarczyło na moment odwrócić wzrok, by mężczyzna wmieszał się w kolorowy tłum. Oczywiście nie miał najmniejszych wątpliwości, iż już wkrótce się odnajdą skoro Louis, mimo upływu lat, wciąż kochał zwracać na siebie uwagę zbyt głośnym zachowaniem. Naprawdę, to on powinien być gwiazdą wieczoru, nie Harry.

Co chwilę ktoś go zagadywał, zalewał bezsensownymi pytaniami, czy też chwalił pokaz, a brunet szczerze pławił się w tych wszystkich komplementach, zawsze złakniony dobrego słowa - Louis zdecydowanie rozpuścił go przez te wszystkie lata razem - lecz w ułamek sekundy przestały mieć najmniejsze znaczenie, kiedy na horyzoncie dostrzegł szeroki uśmiech Horana. Dopiero co był mocno speszony obecnością samej redaktor naczelnej amerykańskiego Vogue'a, jednak w tamtym momencie bezceremonialnie przerwał jej w połowie zdania i przeprosił, by w kilku krokach znaleźć się przy Niallu i zgarnąć go do silnego uścisku.

- Gdzieś ty się podziewał? - wymamrotał tuż przy uchu przyjaciela, nim w końcu niechętnie go puścił. Po jego organizmie rozlało się przyjemne ciepło, sączące się prosto od serca do każdego zakamarka, wymywając całe napięcie związane z pokazem. Miał przy sobie jedną z najważniejszych osób w jego życiu, teraz już będzie musiało być dobrze i nawet sam Tomo Koizumi nie będzie tak straszny. Może trochę?

- Dobry szef musi kontrolować pracowników. Szczególnie, jeśli organizuje after party dla swojego najlepszego przyjaciela i jego sławnych znajomych... O mój... Czy to Brooklyn Beckham?! - Irlandczyk wydał z siebie coś na wzór krzyczącego szeptu, mocno ściskając nadgarstek bruneta.

Harry parsknął śmiechem, odgarniając z czoła zagubionego loczka, gestem prawdopodobnie, teoretycznie podkradzionym od Louisa. Ciemny brąz przeplatał się ze srebrem siwizny, pierwszymi pojedycznymi nićmi i Harry szczerze nienawidził tego, jak przypominały mu jego lata. Tylko on wiedział, ile razy przy strzyżeniu był bliski poproszenia fryzjera o nałożenie mu farby i zamazanie śladów nieubłaganie zbliżającej się starości. Właściwie już był stary zdaniem wielu - chociażby siedemnastoletniej córki, Tessy - ale nie zamierzał mówić tego głośno.

- Prawdopodobnie tak. Niall, szczerze... Jesteś właścicielem kilku wystarczająco ekskluzywnych restauracji, żeby widok paru celebrytów nie był tak szokujący, jak może... dwadzieścia lat temu.

- Cóż, ty jesteś, cytując Vogue'a: prawdopodobnie największym modowym odkryciem XXI-wiecznej Europy, a mimo to musiałem z tobą siedzieć na telefonie ponad godzinę, bo byłeś przerażony wizją poznania osobiście ich... redaktor naczelnej?

Mężczyzna zmrużył oczy i już szukał jakiejś odpowiedzi, która skutecznie zamknęłaby usta przyjaciela, lecz w ciągu ułamka sekundy zapomniał, o co właściwie był zły, kiedy para szczupłych ramion owinęła go od tyłu na wysokości talii. Nie musiał się nawet odwracać, czy spoglądać w dół na dłonie ułożone płasko na jego brzuchu, by wiedzieć do kogo należały. Te same ręce trzymały go ciasno przy sobie już trzydzieści lat, a ich dotyk, ciepło, faktura były tak znajome, przyjemne, jak każdy oddech. Mimo to pozwolił sobie na moment skupić wzrok na dwóch cyfrach - dwójce i ósemce - znajdujących się na środkowym oraz serdecznym palcu szatyna, a czuły uśmiech zmazał całą niedawną irytację. W końcu znalazł się we właściwym miejscu.

Let's Play A Game || Larry&ZiamWhere stories live. Discover now