81. Pod skórą

340 24 8
                                    

CHARLOTTE POV.

To była dla mnie niezwykle długa noc. Znakomitą jej większość spędziłam wpatrując się w sufit, lub przekręcając się z boku na bok, próbując zasnąć. Gdy w końcu mi się to udało, sen którego zaznałam, był płytki i niespokojny. Śniłam o ośrodku Libelluli. O igłach i odłamkach szkła. Słyszałam głośne krzyki oraz dźwięki strzałów. Wszystko mnie swędziało, w szczególności skóra szyi, głowy i przedramion.

Mimo tego obudziłam się dość wcześnie sama, gdy Alfred spał jeszcze smacznie do góry brzuchem na swoim kojcu. Tak cholernie mu zazdroszczę. Próbowałam na ponownie odpłynąć, ale parcie w pęcherzu mi na to nie pozwoliło. Niechętnie musiałam zwlec się z łóżka i udać do łazienki, z na wpół zamglonym wzrokiem. Ziewając głośno, przecierałam jednocześnie oczy. W końcu aby się nieco bardziej ocucić, pochyliłam twarz nad umywalką i przemyć ją chłodną wodą.

Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy mimo kontaktu z cieczą moja dłonie, okazały się bardziej niż brudne... Całe w różnokształtnych planach.

Podwijam rękawy swojej piżamy najwyżej jak jestem w stanie. Jest ich znacznie więcej. Mrugam kilkukrotnie, będąc pewne, że to mój wzrok z braku snu płata mi figle. Koniec końców patrzę w lustro. Gdy dostrzegam swoją twarz, dekolt oraz włosy, jedyne co mogę zrobić, to...

- Aaaaaaaaa!

Główny krzyk opuszcza moje gardło, podstawiając na nogi prawdopodobnie połowę mieszkańców wieży jak i nie wszystkich. Mimo iż na pierwszy rzut oka mój wygląd jest raczej komiczny, a nie makabryczny, mnie dosłownie przeraża. Wyglądam bowiem jak ofiara jakiegoś nieudanego dowcipu rodem z kolonii.

Do moich uszu dobiega odgłos drapania pazurami po drzwiach, a zaraz potem głośne szczekanie, świadczące o tym, mój Alfred właśnie stara się mi ruszyć na ratunek. Jak się okazuje nie tylko on. Ktoś trzaska drzwiami od mojego pokoju.

- Charlie! - woła spanikowany, męski głos - Co się stało!?

Nie wierzę.

- Steve?! - pytam, chociaż znam odpowiedź. Nie była bym w stanie pomylić jego głosu z żadnym innym.

- Charlie nic ci nie jest? - jest już przy drzwiach od łazienki.

- Nie! Nie! Nie wchodź proszę! - wołam, kierując swój wzrok w stronę wejścia, modląc się w duchu, aby nie przyszło mu do głowy wyważenia  tych drzwi.

Gdyby mnie teraz zobaczył... Zapadła bym się pod ziemię. Dosłownie! Przeniknęła bym przez podłogę, żeby tylko na mnie nie patrzył w tym... Odmiennym stanie.

-  Czemu? Co się stało? - w jego głosie słychać troskę.

Wczoraj widziałam się z nim aż pięć cholernych razy. Dwa razy, gdy oddawałam mu Alfreda, żeby mógł go wyprowadzić, dwa jak mi go zwracał, no i jeden raz podczas obiadu.   Zamieniłam nawet parę zdań, za każdym razem o mały włos nie dostając eksplozji serca i starając się jak najszybciej uciec. On za to, starał się zachowywać, jak gdyby nigdy nic, ale za każdym razem, gdy tylko naszego spojrzenia się krzyżowały, widziałam w jego oczach niepokój. Jedno wiem na pewno...

W tej chwili nie mam najmniejszej ochoty go widzieć.

- Zawołaj proszę Nataszę - polecam cicho, ale na tyle głośno, że słyszy.

Jak na początku naszej znajomości Rosjanka wręcz mnie przerażała, teraz czuję się w jej obecności najswobodniej. Okazała się być w głębi duszy bardzo ciepłą i troskliwą osobą, w dodatku z poczuciem humoru. Wciąż czasami nachodzą mnie myśli, iż tylko taką udaje i że pomaga mi ze względu na rozkazy z góry, ale staram się je ignorować, oraz zrzucać ich obecność na moją paranoję.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz