3. Samotny

2K 91 38
                                    

STEVE POV.

Samolot który pilotuję leci właśnie w swoją ostatnią podroż. Mknie przez przestworza z zawrotną szybkością. Pragnie wypełnić swe przeznaczenie, dolecieć do Nowego Jorku i na zawsze zmienić jego obraz. Do tego został stworzony.

Ja za to dostałem bilet w jedną stronę i w dodatku miejsce z najlepszym widokiem, na zachodzące nad Oceanem Atlantyckim słońce. Jego promienie odbijają się od bezkresnej tafli słonej wody oraz od pokrytych wiecznym lodem ziem Grenlandii. Prawdopodobnie trudno było by sobie wyobrazić, lepszy ostatni widok.

- Peggy... To mój wybór - mówię najbardziej zdecydowanie jak jestem w stanie, zważając na sytuację.

Nie chcę, aby rozpoznała po tonie mojego głosu jak bardzo jestem przerażony.

Mroźny wiatr szczypie mnie nieprzyjemnie po skórze twarz. Ignoruj to uczucie, tak samo jak ból promieniujący z sińców i skaleczeń powstałych podczas bitwy. To już nie ważne. Wszystko przestało się liczyć, po za powstrzymaniem Valkirii przed dotarciem do celu.

Wiem należy zrobić i że jedyną osobą która może to zrobić jestem ja. Nie mam wyboru. Albo ja, albo mieszkańcy Nowego Jorku, miasta tak szczególnie bliskiemu mojemu sercu. Jedno jest pewnego...

Ten samolot się rozbije, jednak to ja decyduję kiedy to zrobi.

Zanim zacznę nim pikować w stronę lodowatej, wodnej głębi, wyciągam z kieszeni przy pasie mój kompas. Znajduję się w nim wycinek z gazety, z twarzą mojej Peggy... Chociaż tak naprawdę nigdy nie była moja, ani już nigdy nie będzie, to już zawsze będę tak o niej myślał... Jako o mojej miłości. Bez względu na to gdzie po tym wszystkim trafię.

Mam tylko nadzieję, że zrozumie mój wybór.

Patrzę jeszcze przez chwilę na jej czarno białe, niezbyt wyraźnie zdjęcie, po czym chwytam pewniej za ster i pchając go do przodu, zaczynam ostro lecieć w dół. Jej głos towarzyszy mi do samego końca, dodając otuchy i chociaż minimalnie odciągając moja uwagę od tego co się za chwilę stanie. Jej słodki, łamiący się przez łzy głos, mówi do mnie o naszym pierwszym tańcu, mimo że wie, iż on nigdy nie dojdzie do skutku. Za to ja myślę o tych wszystkich straconych okazjach kiedy mogłem jej powiedzieć co czuję i jak bardzo niezwykłą jest kobietą.

Nawet teraz nie mam odwagi aby to powiedzieć. A może po prostu nie chcę jeszcze bardziej jej łamać serca i utrudniać tego wszystkiego... Sam już nie wiem. Wiem tylko, że nagle nastała nieprzenikniona ciemności i przeszywający na wskroś zarówno ciało jak i duszę chłód.

To wszystko ustępuję, gdy słyszę dźwięk klaksonu. Później docierają do mnie inne dźwięki miasta, jak warkot silników, czy głosy ludzi. Stoję w samym centrum miasta. W miejscu w którym byłem już setki, jak i nie tysiące razy. Jednak w żaden sposób nie przypomina mi ono tego miejsca które poznałem na pamięć.

Dziesiątki kolorowych świateł i ruchomych bilbordów zawieszonych na ogromnych budynkach otacza mnie z każdej strony... Przytłacza... Nie pasuję tu... Wokół mnie są setki ludzi... Wszyscy patrzą na mnie... A ja mimo tego jestem sam...

Całkiem sam.

Budzę się, spocony, oddychający łapczywie, zawsze w tym samym momencie już od pary tygodni... Dokładniej od jednego miesiąca, trzech tygodni i pięciu dni... A ja wciąż nie mogę spać, tak jakby te siedemdziesiąt lat ciągłego snu całkowicie wyparło ze mnie tą podstawową potrzebę.

Przecieram twarz dłońmi, po czym sięgam po szklankę wody, stojącej na stoliku nocny. Wypijam duszkiem całą jej zawartość. Parę kropel z niej skapuje na mój t-shirt i tak już całkiem mokry od potu. Przecieram ręką twarz, a następnie zerkam na zegarek w budziku, wskazujący 4:42 nad ranem.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz