66. Impuls

515 31 114
                                    

CHARLOTTE POV.

Znacie ten stan gdy po całym dniu górskiej szpinaczki wreszcie wyjdziecie na szczyt? Zdobyłam w swoim życiu wraz z Oscarem trzy góry i mogę przysiąść że w tej chwili jestem z siebie tak samo dumna jak w tedy, mimo że trening z trwał tylko dwie godziny w tym z dziesięciominutową przerwą na picie i toaletę.

Tak samo również bolały mnie w tedy wszystkie mięśnie i kości, każda komórka z osobna. Dziwię się że żaden skurcz mnie nie złapał. Zapewne przez pożądaną rozgrzewkę. Jednak z pewnością za to niedługo zaznam potężnych zakwasów. Nie mam pojęcia jak za parę godzin się ruszę... A będę musiała. To dopiero początek tego cholernego dnia.

Muszę jednak przyznać, że Greta zna się na rzeczy. Jest... Odrobinę mniej sadystyczna niż się spodziewałam, co oczywiście mnie cieszy. Nie zna jednak litość. Można powiedzieć że pomaga mi na swój sposób a już z pewnością motywuje, pchając, kopiąc, wyginając w różne strony, krzycząc... Nie mogę uwierzyć że ktoś chciał by udać się do wojska w czasach pokoju dobrowolnie.

- Proszę... - rzuca w moją stronę ręcznik i butelkę z wodą, gdy siedzę przy ścianie, próbując złapać oddech. - Na dzisiaj koniec. - dodaje gdy upijam jednym tchem pół butelki krystalicznego płynu na raz.

Parę kropel spada mi na brodę, szyję i dekolt, mieszając się że słonym potem, który spływa... W sumie wszędzie. Ocieram się mniej więcej szorstkim ręcznikiem.

- Teraz muszę cię przygotować do dalszych działań - stwierdza nagle.

- Czyli? - pytań zdziwiona, podnosząc na nią wzrok.

Jest jak statua. Niewzruszona, perfekcyjnie wyrzeźbiona i twarda jak stal. Po tych dwóch godzinach ledwie zdążyła się spocić. Po za tymi paroma kropkami na jej ciele, nie widać jednak żadnych innych oznak wysiłku fizycznego, a tym bardziej zmęczenia. Nawet oddech ma w pełni unormowany, spokojny, miarowy. Co najwyżej jej włosy są w nieco większym nieładzie niż przedtem.

- Chcesz się jutro ruszyć z łóżka? - pyta, unosząc pytająco brew.

Bez zastanowienia kiwam głową.

- To chodź za mną - ruchem ręki nakazuje mi wstać.

Z wielką niechęcią wstaję z maty, a następnie podążam za nią szybko w stronę wyjścia z sali. Droga przez korytarz jest jednak bardzo krótka, ponieważ robię na nim dosłownie z dziesięć kroków i już jesteśmy na miejscu. Po znaczku na drzwiach wnioskuję że to do damska szatnia, albo prysznice i nie mylę się za bardzo. Za brudno niebieskimi drzwiami kryje się pewnego rodzaju łaźnia i to naprawdę bardzo dużo. Mieści się w niej z trzydzieści kabin a dalej jest jakieś inne jeszcze większe pomieszczenie, ale nie jestem w stanie dostrzec co się w nim znajduje.

- Weź szybki prysznic a następnie wciśnij się w to? - podaje mi do ręki jak się po chwili okazuje jednoczęściowy kostium kąpielowy, gdy tylko staję przy pierwszym lepszym prysznicu.

- Będę pływać? - przyglądam się kostiumowi ze zdziwieniem. Jest cały czarny, a w jego lewym górnym rogu znajduję się symbol ważki.

- Będziesz się intensywnie regenerować - odpowiada szybko, nie tłumacząc mi jednak niczego za bardzo, ale okej...

Bez słowa zawieszam kostium za ramiączka na haczyku obok. To samo chcę zrobić z resztą ubrań. Już chwytam za brzeg t-shirt, gdy nagle uświadamiam sobie, że Greta wciąż tu stoi, trzymając ręce z tyłu... A w tych kabinach nie ma ani drzwi, ani żadnej zasłonki, niczego czym mogła bym się zakryć.

- Nie mogę jak się tak na mnie patrzysz - stwierdzam, czerwieniąc się przy tym.

Nie raz i nie dwa korzystałam z publicznych pryszniców na basenie, czy też siłowni, w otoczeniu innych nagich kobiet, ale w tedy miałam pewność że każda z nich zajmuje się sobą, nie zwracając uwagę na inne Panie. W tym wypadku jednak jest inaczej. Ona dosłownie wlepia we mnie oczy, krępując mnie tym.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersWhere stories live. Discover now