41. Wypad i wizytacja

629 48 34
                                    

CHARLOTTE POV.

— Proszę... Rozgościć się.

Virginia przepuszcza mnie w drzwiach do mojej tymczasowej sypialni. Przedtem zdążyła mnie oprowadzić po wszystkim pomieszczenia, jakie mam urządzić w wieżowcu. Zajęło nam to jakieś półtorej godziny wraz z podpisaniem jeszcze kilku papierów. Tuż przy łóżku leżą moje walizki, torby i kartonowe pudełka. Tak jak Pan Stark wspominał, moje rzeczy z wynajmowanego schowka zostały przeniesione do magazynu w Avengers Tower oraz częściowo do pokoju. W sumie miło, że niczego nie rozpakowywali, bo znacznie bardziej wolę sama to wszystko rozdysponować po pomieszczeniu. Inaczej nie wiedziałambym gdzie co jest. Moją uwagę jednak najbardziej przyciąga ładnie opakowanie pudełko, przewiązane czerwoną wstążką. Po za tym wszystko jest identyczne, takie jakie tu zastałam za pierwszym razem.

— Aaaa... To, to co to jest? — pytam nieco nieskładnie, jednak znacznie śmielej niż na początku.

Pepper jest bardzo miła. Wszystko tłumaczy mi konkretnie, spokojnie i z lekkim uśmiechem uśmiechem na twarzy. Dokładnie wie co i jak. To zdecydowanie ten poziom profesjonalizmu, który chcę osiągnąć.

— Prezent od Pana Starka. Profesjonalny laptop do projektowania z dotykowym ekranem i paroma przydatnymi programami — stwierdza, gdy biorę do ręki pudełko.

O kurde... Rozwiązuję szybko wstążkę i unoszę wieczko, aby zobaczyć to cudeńko, na którym będę pracować. Musiało kosztować majątek, a już na pewno parę moich pensji.

— Szczerze to nie wiem czy to najlepszy pomysł — przyznaję po chwili zastanowienia. — Będę bała się tego dotknąć ze strachu że zepsuję.

— Bez obaw. Jeśli miałabyś z nim problemy spytaj Jarvisa. Wszystko ci wytłumaczy. Ma oczywiście do niego pełny dostęp... A no tak! Zapomniałabym — lekko zirytowana swoją niepamięcią, zaczyna klikać coś na swoim laptopie. Nagle wyciąga go w moją stronę. — Powiedz cokolwiek.

— Eeeee... — nachylam się delikatnie nad urządzenie, aby mikrofon zebrał mój głos. — Mandarynka...

Naprawdę nie wiem, czemu to słowo. Może po prostu dlatego, że lubię jego brzmienie.

— Doskonale — Virginia znów coś wystukuje. — Teraz jesteś rozpoznawalna głosowo. Wystarczy, że powiesz jego imię i jest do twojej dyspozycji.

— Że ten Jarvis..? — pytam lekko skołowana, nie mając pojęcia, że w ten sposób wywołam dżina z lampy.

— Tak, słucham Panno Weasley... — odzywa się całkiem ładny i delikatny, męski głos, nie wiadomo skąd i kiedy.

Sprawia, że podskakuję, a następnie rozglądam się chaotycznie.

— To jest właśnie Jarvis. Nasz super komputer, zarządzający sporą część Stark Industries. Może go Pani pytać o wszystko.

— W rzeczy samej Panno Weasley. Jestem do Pani usług — odzywa się ponownie program, a ja od razu mam przed oczami kłaniającego się mi i dostojnego kamerdynera z monoklem.

— Okej... — dukam. — Miło cię poznać Jarvis.

Nie wiem co wypada powiedzieć do sztucznej inteligencji, więc... Chyba to wystarczy.

— Z wzajemnością Panno Weasley.

— Dobrze... Rozgość się. Masz już wszystko naszykowane wraz z dostawami jedzenia. W razie jakbyś chciała sama gdzieś wyjść coś zjeść, czy po prostu wyjść to poinformuj o tym Jarvisa.

— Okej... — kiwam lekko głową, po czym wyciągam rękę w jej stronę na pożegnanie. — Dziękuję bardzo za wszystko i... W sumie przede wszystkim, że spodobał się Pani mój projekt.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz