72. Wolność

389 23 59
                                    

Jeśli ktoś by się jej spytał, to odpowiedziała by, że... Tak, spodziewała się tego, jednak nie spodziewała się, że nastąpi to aż tak szybko. Prędkość rozwoju Charlotte przeszła jej wszelkie oczekiwania, tak samo jak śmiałość dziewczyny w poznawaniu swoich nowej możliwość, patrząc na to jak dosłownie trzy dni temu była nimi przerażona.

Obawiała się tego. Wiedziała że jeśli ukaże swój niszczycielski potencjał zwróci na siebie uwagę zarządu, pod zupełnie innym kątem niż dotychczas. Widzieli już nagrania z ostatniego, na zbyt udanego eksperymentu. Postanowili ją z tego powodu wezwać na video konferencję.

Zegarek wskazywał, że za piętnaście minut wybije siódma, gdy Fillion zasiadała w sali do multimedialnych konferencji, dziś wyjątkowo bez Bazila który wyjechał dwa dni temu w sprawach służbowych do Paryża. Dla niej to i lepiej. Nie znosi tego jak nie daje jej dojść do słowa, albo co gorsza przerywa w pół zdania, żeby nie daj Boże nie uraziła bandy kretynów w garniturach.

Na wszelki wypadek po przebudzeniu od razu wzięła tabletkę na uspokojenie, wiedząc że z dużym prawdopodobieństwem czeka ją ciężka dyskusja. Jakby nie miała wystarczająco zszarganych nerwów, musi się jeszcze użerać z tymi idiotami.

- Nie rozumiemy Pani obiekcji Doktor Fillion co do naszej propozycji. Obiekt wygląda na w pełni gotowy - stwierdza mężczyzna po czterdziestce, z niezbyt przyjemnym wyrazem twarzy. Jego głos również wskazuje, że robi się odrobinę poddenerwowany.

Ta rozmowa trwa zdecydowanie dłużej niż powinna i obie strony to wiedzą. Problem w tym , że żadna nie chce ustąpić drugiej. Oni mieli nadzieję, że choć raz uda im się dogadać w Fillion bez jej sprzeciwów, a ona wierzyła, że może jakimś trafem, po raz pierwszy posłuchają rozumu. Jednak jak to czasem z nadziejami bywa, spełzają na niczym.

- To prawda, dziewczyna przeszła trochę nasze oczekiwania - przyznaje niezbyt chętnie, wiedząc że nie może temu zaprzeczyć, bo inaczej wyjdzie na ignorantkę. - Rozwija się w zaskakującym tempie, jednak to nie jest efekt końcowy jaki chciałam uzyskać. Jej geny wciąż są za mało aktywne, abyśmy zdołali z nich pozyskać nasze serum.

To o nie toczy się gra od samego początku. O serum mające zmienić świat i nawet sami przywódcy Libelluli nie mają pojęcia jak bardzo to zrobi... Jeśli oczywiście w końcu uda się je stworzyć czarnowłosej. Tylko ona tak naprawdę wie do czego będzie zdolne jej dzieło. Tylko ona wie, o co tak naprawdę tworzy od tylu lat. Zarząd dostaje zaledwie okrojoną wersję.

Jest już tak blisko. Gdy tylko nie przeprowadza eksperymentów na Char, zamyka się ze swoim zespołem w laboratorium i analizuje najnowsze wyniki blondynki. To jak jej DNA ciągle się zmienia. Rozbiera je na części, zaskakiwana raz za razem rzeczami które dzięki niemu odkrywa. Jest w nim znacznie więcej niż mogła śnić, a już na pewno znajdzie w nim rozwiązanie swoich problemów.

Potrzebuje jeszcze tylko trochę czasu, aby znaleźć ten jeden, niezwykle ważny element, który zespoi wszystko w całość.

- Przeznaczyliśmy ogromne środki na Pani badania - słyszy już bardzo dobrze znaną sobie formułkę z ust kolejnego z mężczyzn w garniturach. - Oczekiwaliśmy od Pani broni, czy to w postaci serum, mogącym stworzyć dla nas armię nadludzi, czy też w postaci toksyny, broni biologicznej. Wydaję się nam, że już spełniła Pani swoją obietnicę w pewien sposób.

Czarnowłosa zamyka na chwilę oczy, biorąc jednocześnie głęboki wdech.

- Ona nie jest bronią... - mówi najbardziej spokojnie jak jest w tej chwili w stanie. Brzmi jednak bardzo dosadnie.

KELNERKA - "Droga ku niebiosom" / Fanfiction AvengersWhere stories live. Discover now