31.1 | Dlaczego ich nie powstrzymasz?

179 19 2
                                    

Obezwładniona przez chłód. Przykryta upokorzeniem. Ślepa od mroku. Ogłuszona ciszą.

I tak spędziłam całą noc. W samotności.

Z dala od krępującego spojrzenia szarozielonych oczu. Z dala od głosu, który wymierzyłby sprawiedliwość. Z dala od dotyku, który przywróciłby mi uległość.

Z dala od komfortowej sypialni. Z dala od wygodnego łóżka. Z dala od ciepłego ciała Harrisona. Z dala od jego ochronnych ramion.

Moja największa nagroda, stała się moją największą karą.

Czy nie prościej było mnie zabić niż umieszczać w tej zimnej celi? Po co ciągle trzymali mnie przy życiu? Komu na tym zależało? I tak byłam bezużyteczna.

Stałam przy wilgotnej, murowanej ścianie z rozpostartymi rękoma. Jeden łańcuch ciągnął mój nadgarstek, a zarazem całą moją sylwetkę w prawo, drugi zaś w lewo. Niczym powieszona na krzyżu z tą różnicą, że dotykałam podłogi. Utrzymywałam cały swój ciężar na obolałych, bosych i zmarzniętych stopach. W nietypowej pozycji spędziłam cały czas trwania zmroku, przez co kręgosłup miał ochotę złamać się w pół.

Poruszyłam dłonią, ale nie potrafiłam stwierdzić, czy wprawiłam ją w ruch. Spróbowałam to samo zrobić z drugą, ale jej również nie poczułam. Było zbyt zimno, a efekt pogłębiał zgrzytający łańcuch. Chłód metalu, który zaciskał mi ręce przestał już dawno być wyczuwalny. Moje ciało uzyskało znacznie niższą temperaturę. Ciepło miała zatrzymywać we mnie jedynie długa bawełniana płachta, być może koszula. Była obszerna i sięgała mi do kolan, ale nie dawała rady w obliczu lodowatych myśli. Trzymała mi się na ramionach i zakrywała całkiem nagie ciało, które z trudem dźwigało każdy dodatkowy gram.

Gdzie dokładniej byłam? Wiedziałam tylko, że w jakiejś piwnicy. Nic poza tym.

Oczy zakrywała mi opaska, ciemniejsza niż czerń. Ktoś też zabezpieczył mi usta szeroką taśmą, na wypadek gdybym zamierzała krzyczeć. Ten, kto mi to zrobił pomyślał o wszystkim, a nawet zadbał o to, bym nie wiedziała kim był i jak się tu znalazłam.

By nadać wszystkiemu dramaturgii, w tle rozbrzmiewała muzyka. To był płacz wody, której krople skapywały do sporej już kałuży nieopodal. Woda płakała nad moim losem, skupiając na sobie moją uwagę. Wygrywała mi żałobny hymn, który miał przyspieszyć proces mojej destrukcji.

Grzecznie spuściłam głowę, czekając z podekscytowaniem na śmierć.

I wtedy przyszła. Poinformowało mnie o tym skrzypnięcie drzwi. Brzmiało nazbyt głośno, ale rekompensowała to radosna tonacja.

Śmierć zerwała mi taśmę z ust, a potem zaatakowała pocałunkiem. Jej usta były szorstkie, zachłanne i gorące. Parzyły mi wargi, a później język, który łapczywie pobierał ciepło.

Dopiero wtedy rozpoznałam jego smak i zaczęłam oddawać pieszczotę, tak jakby ten czyn zapewnił mi przepustkę ku litości.

- Dave... – zdołałam wyszeptać.

Uciszył mnie wpychając mi język głębiej w usta.

Moja skóra przyjęła jego dotyk, który ulokował mi na plecach, obejmując mnie w talii. Przylgnęłam do niego ściśle, nawet nie protestując.

Kiedy przestał napierać na mnie ustami, ujrzałam rażące światło. Noc nagle zniknęła, w mgnieniu oka stając się dniem. Przywrócono mi wzrok, który ostrożnie przyzwyczajałam do jasności.

Kontury twarzy Harrisona stawały się wyraźniejsze, a jego ruchy coraz bardziej zauważalne. Sięgnął wolną ręką w kierunku metalowej obręczy, otaczającej mi nadgarstek. Magia pozwoliła mu stopić metal i wyswobodzić mnie z niewoli śmierci, po to, bym mogła być zniewolona przez niego. Uczynił to samo z drugiej strony, a moje ramiona bezwładnie opadły na jego barki.

On your side [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz