9 | Dlaczego znikasz tak nagle?

276 18 21
                                    

Dni zlewały się ze sobą. Tylko zmieniające kolor liście drzew informowały mnie o nadal upływającym czasie. Przez pierwszych kilka dni nawet nie wychodziłam na zewnątrz. William nakazał mi odpoczywać ze względu na stan zdrowia, a ja miałam już dosyć towarzystwa czterech drewnianych ścian wokół. Przytłaczał mnie monotonny krajobraz mebli, łóżka, łazienki i salonu z kominkiem. Odwiedziny nieznanych mi miejsc w domu Dave'a nie wchodziły w grę. Zamknięte drzwi do jego gabinetu zostały zabezpieczone przed moją ciekawską osobą. Wszelkie próby ich otwarcia kończyły się fiaskiem. Szybko przekonałam się, że William jakimś cudem zawsze mnie kontroluje, nawet wtedy gdy myślę, że tego nie robi. Upomniał mnie, a ja nie chciałam mu się narażać. Skutecznie trzymał na wodzy moją ciekawość. Zrezygnowałam nawet z wycieczek do kuchni, a to dlatego, że przywoływała we mnie złe wspomnienia.

Ev spędzała ze mną większość nocy i dni. Rozmawiałyśmy o niczym, czasem konspirowałyśmy. W tajemnicy wymyślałyśmy plan ucieczki i z pamięci odtwarzałyśmy mapę Wyspy Krwawych łez. Wstępnie wiedziałyśmy w którą stronę powinnyśmy się udać, żeby dojść do Arniven. Była to jednak złudnie prosta droga. Przejście jej pieszo zajęłoby co najmniej pół dnia. W tym czasie Dezalurianie zdążyliby nas przechwycić, a wtedy miałybyśmy niemałe kłopoty. Pozostało nam czekać na odpowiedni moment i coś, co skróci naszą drogę do Arniven.

Evelyn czasem była potrzebna Jace'owi, a podczas jej nieobecności towarzyszył mi Terence. Niewiele mówił o sobie, raczej wypytywał o mnie. Nie pytał o znaczące kwestie, więc nie miałam problemów z odpowiedziami. Nie było tajemnicą, że uwielbiałam konwalie i zapach szarlotki albo że w przeszłości miałam czarnego kota. Terence jako lekarz, oprócz odciągających mnie od negatywnych myśli rozmów, sprawdzał przy okazji odwiedzin mój stan zdrowia. Podawał mi napary na wzmocnienie i współpracował z Williamem w kwestii wyżywienia. Obaj dbali o obfite i regularne posiłki.

Williama widywałam dość rzadko. Wnioskuję, że był bardzo zajętym człowiekiem, ale kiedy wreszcie miał trochę czasu, oddawał mi się całkowicie. Zajmował mnie rozmowami, grą w szachy i karty. Znałam zasady tylko dlatego, że kiedyś grywałam z babcią, ale nie byłam dobrym przeciwnikiem. Niemniej jednak była to dla mnie świetna forma rozrywki.

Rozmowy z Evelyn, kontrola zdrowia przez Terence'a i partyjka gry z Williamem – tak wyglądał mój kolejny tydzień w Dezalurii. Nie było czego zazdrościć.

Dziś jednak wydarzyło się coś, co pozwoliło mi poczuć posmak wolności.

Obudziłam się wcześniej niż Evelyn, co nie było niczym nadzwyczajnym. Ze snu wybudziły mnie odgłosy za oknem. Odchyliłam firanki, żeby móc dostrzec Williama i Jace'a w otoczeniu pozostałych mieszkańców Dezalurii. Ich burzliwe debaty były doskonałą pożywką dla spragnionych adrenaliny mężczyzn. Mówili coś do siebie, wskazując na kawałek papieru, przypominający gazetę. Choć okna przepuszczały jakieś dźwięki, to jednak skutecznie tłumiły treść rozmowy, a otwarcie ich bez użycia magii graniczyło z cudem.

Sytuacja jak dla mnie wyglądała niepokojąco. Był jednak ktoś, kto przyglądał się wszystkiemu z daleka. Terence stał nieopodal oparty o drzewo i sprawiał wrażenie, jakby świetnie się bawił obserwując całe zajście. Nic z tego nie rozumiałam.

Nie miałam serca budzić Evelyn, ale kiedy wreszcie wstała, opowiedziałam jej o całym wydarzeniu.

- Postaram się wyciągnąć jakieś informacje od Jace'a – obiecała.

Chwilę później do pokoju wszedł William ze śniadaniem. Sądziłam, że nie będzie w dobrym humorze po sprzeczce z Jace'em, ale przywitał nas uśmiechem. Pod nim ukrywał swój prawdziwy nastrój.

Zdarzenia przybrały tempa. Szybko oczyściłyśmy nasze talerze, wypełniając nasze żołądki. Jace dosłownie wbiegł do sypialni Harrisona, po czym bez słowa wyjaśnienia zabrał Ev. Ostatnie co widziałam to jej niczego nierozumiejący wyraz twarzy.

On your side [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz