23 | Dlaczego mnie chronisz?

195 20 7
                                    

Wszystko działo się tak szybko.

Jeden krok wilka dorównywał trzem ludzkim. Jego prędkość wielokrotnie przewyższała moją, toteż pogoń za mną nie trwała zbyt długo. Biegłam na ślepo, wpadając na wystające gałęzie i pułapki w postaci korzeni czy błota. Słabłam z każdym krokiem; z każdą łzą, która skapnęła mi z policzka. Zbyt szybko ulatywała ze mnie energia, a wołanie o pomoc przewyższało moje możliwości. Pogodziłam się z myślą, że na Dave'a nie mogłam już liczyć, gdyż dosłownie rozpłynął się w powietrzu.

Wilk biegł coraz szybciej.

Ja biegłam coraz wolniej.

Moje szanse malały. Nie miałam innego wyboru jak się poddać. Szlochając oparłam się o pobliskie drzewo. Odwróciłam się, aby spojrzeć prosto w oczy rozjuszonego zwierzęcia.

Śmierć za trzy... dwa... jeden...

Zza moich pleców wybiegł kolejny stwór. Również wilk o białym umaszczeniu, lecz trochę większy od tego, który chciał mnie zabić. Jego wielkie łapy uderzały o wilgotną glebę, by w ostatniej chwili uratować mnie od śmierci.

W kark mniejszego wilka zostały brutalnie wbite kły tego większego. Dotychczas białe futro przybrało szkarłatny odcień. Zwierzę zostało przywarte do ziemi, ale mimo to nadal walczyło. Broniło się pazurami, a gdy udało mu się stanąć na nogi próbował użyć kłów.

Nawet nie przerażał mnie widok krwi. Po prostu stałam jak sparaliżowana. Ten incydent pozbawił mnie świadomości i był przyczyną skołowania. Wspomnienia z tamtej nocy to zaledwie urywki: szamoczące się wilki i ich dziki krzyk bólu, gdy nawzajem zadawały sobie rany oraz znikąd wyłaniający się Zayn, który opanowuje sytuację magią.

I to uczucie: wdzięczność, że uratował mi życie.

Było coś jeszcze...

Z początku wątpiłam, że to wspomnienie jest prawdziwe, ale nie sądzę bym wytworzyła je sama. Mniejszy wilk, choć ranny, uciekł z miejsca zdarzenia i nie było w tym nic dziwnego. Wrażenie zrobiło na mnie to, co stało się z większym zwierzęciem. Stanął na dwóch łapach, a później otoczyło go rażące, białe światło. Po chwili na miejscu wilka stał... Dave.

Wiedziałam, że byłam uosobieniem czystego szaleństwa i obłąkania, ale żeby aż tak?!

Zayn zabrał nas do swojego domu. Wpierw zajął się Harrisonem, gdyż krwawił po walce z podobnym sobie osobnikiem. Położył go na kanapie i udał się po apteczkę. Priorytetem był środek przeciwbólowy. Później Zayn wrócił do mnie, gdyż nadal stałam bezczynnie w przedsionku.

- Jesteś w szoku, to minie – uspokajał. – Najważniejsze, że nic ci nie jest. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - Usadził mnie na krześle w kuchni, skąd miałam doskonały widok na jego dalsze poczynania.

Choć obraz rozmazywały mi łzy, widziałam, że Zayn przemył Dave'owi rany na klatce piersiowej i zaaplikował jakiś odkażający płyn. Harrison cierpiał pomimo zażycia środków uśmierzających ból. Jego wargi były wręcz sine, za to skóra na twarzy poczerwieniała z wysiłku jaki musiał włożyć, aby przejść przez mękę, bowiem Zayn zaczął zszywać mu większe rany. Igła bez problemu wbijała się w brzegi rozerwanej skóry i scalała ją magicznie, pozostawiając na ciele okropne blizny.

W moją zszarganą psychikę też wbijało się tysiące igieł, które nie mogły poskładać jej elementów. Byłam obolała emocjonalnie w związku z ostatnimi wydarzeniami. Jak w jakimś transie, z którego nie mogłam się wyzwolić.

Miałam wiele czasu na przefiltrowanie informacji, gdyż noc nie dała mi skosztować snu. Środki nasenne, którymi nafaszerował mnie Zayn nie dały efektu. To tak, jakbym zamknęła umysł. Nie wiedziałam, kiedy zastał mnie ranek.

On your side [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz