11 | Dlaczego mnie nie pożegnasz?

287 17 10
                                    

Wjechaliśmy w mało gęsty las. Szerokie odstępy między drzewami pozwalały nam na swobodną podróż obok siebie. Terence niezmiennie, bez przerwy trawił mnie wzrokiem. Krępowało mnie to i chyba dlatego nie byłam zbyt rozmowna.

- Wiesz co mnie zastanawia? – zapytał mężczyzna czym wyrwał mnie z marzeń.

Zaprzeczyłam.

- Emrys z reguły zachowuje się podobnie do Liron'a, dlatego byłem sceptyczny, kiedy zobaczyłem tylko dwa konie na pastwisku, nie licząc chorej Lorri. – Zrobił krótkie wprowadzenie, ale za chwilę przeszedł do sedna. – To wręcz nieprawdopodobne, ale pod tobą jest nadzwyczaj spokojny, a przecież to ogier! Jak ty to robisz?

Nie dobrze, że doszedł do takich wniosków. Może to kwestia moich umiejętności, których wolałam nie ujawniać.

- Może po prostu ma dobry dzień? – Wiem. Słaby argument. Starałam się uśmiechnąć, żeby wypaść w jego oczach na bardziej naturalną.

- Albo to że na nim siedzisz tak na niego wpływa. – Wydedukował po swojemu i dobrze. Podobała mi się jego wersja. Nie podobał mi się jednak ton głosu, którego użył. Był niski, lekko uwodzicielski... - Jak widać nie tylko na mnie działasz kojąco. Emrys, chyba ci zazdroszczę.

„Co?"

Pewnie się przesłyszałam.

Mniejsza, że rozmawiał z koniem.

Spojrzałam na niego i byłam dumna, że utrzymałam jego wzrok dłużej niż dwie sekundy.

- Pod Dave'em się tak nie zachowuje? – pytałam z ciekawości i po to, żeby czymś odgonić ciszę. Niemal widziałam jej uosobienie i to jak jedzie obok nas na swoim rumaku. Śmiała się z mojego zakłopotania. Zero dobrych manier.

- Dave to szaleniec, więc i Emrys przejmuje jego charakter.

Doskonale rozumiałam co ma na myśli przez słowo „szaleniec". Dave'a nie dało się określić inaczej. Umieszczę go w szpitalu psychiatrycznym, gdy tylko wrócę do Arniven. O ile wrócę i o ile Dave wróci. Jeśli moja hipoteza się potwierdzi i Harrison naprawdę trafił za kratki, będę musiała zmienić plany. Osobiście złożę mu wizytę w więzieniu i zgotuję piekło.

Ciekawe ile w tej kwestii wie Terence?

- Czy Dave nie powinien już wrócić? – zapytałam. - William mówił, że nie będzie go najwyżej dwa tygodnie.

Brunet się zaśmiał.

- Już tęsknisz?

- Nie! To znaczy... tylko chciałam wiedzieć.

Czekałam chwilę aż zacznie mówić, jakoś pociągnie temat, ale nic takiego się nie stało.

Terence zatrzymał się i zszedł z konia, a to oznaczało koniec podróży i koniec rozmowy. Mężczyzna pomógł mi zsiąść i dalej szliśmy już pieszo w kierunku zabudowań.

- Jesteśmy w sercu Wyspy – zaczął tłumaczyć. - To takie jakby miasteczko. Znajdziesz tu coś do jedzenia, odpoczniesz w cieniu liści, ochłodzisz się w upał i dostarczysz sobie rozrywki. Spotkasz kucharzy, lekarzy, ogrodników, rybaków i wielu więcej, którzy po prostu dbają o Wyspę. Obecnie wszyscy są na wyścigach, poza jedną osobą, która czuwa na tym miejscem. Właśnie do niej idziemy.

Minęliśmy ogrodzony teren na którym rosły te niezwykłe warzywa, których spróbowałam dzięki Williamowi. Po drugiej stronie rozciągały się pasma zbóż, które przysłaniały widok za nimi. Im bardziej w głąb, tym więcej było drewnianych budowli. Terence twierdził, że to coś w rodzaju magazynów. Trzymano tam żywność, sprzęt ogrodniczy i wszelkie narzędzia medyczne. Było nawet coś w rodzaju gabinetu lekarskiego, który odróżniał się od reszty białym kolorem drewna. Wszystko wskazywało na to, że właśnie tam zmierzaliśmy.

On your side [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz