31

916 46 58
                                    

jak zwykle nie było mnie wieki, ale jestem! 

i jest drama.

polecam coś do jedzenia i czekam na wasze aktywne komentowanie  

Staję przed drzwiami do mojego mieszkania i zaczynam szukać kluczy. Głośno wzdycham, czując jak zaczyna boleć mnie głowa. W końcu udaje mi się złapać za smycz i wyłaniam dłoń z torebki. Niespodziewanie drzwi naprzeciwko się otwierają i wychodzi z nich mój sąsiad. Marszczę brwi, pamiętając, że ostatnim razem był to starszy mężczyzna, który ledwo wytaczał się ze swojego domu. Tym razem, widzę młodego mężczyznę, ubranego w czarny sweter z białą koszulą pod spodem. Unoszę brew do góry.

-Och, dzień dobry. -Wita się. Blondyn wyciąga do mnie swoją dłoń. -Aidan. -Jego wręcz platynowe włosy mnie wręcz przerażają. Wygląda jak Draco Malfoy. Przysięgam. Widząc mój brak reakcji opuszcza dłoń. -Wujek Antoine dużo o Pani opowiadał. -Odchrząkam w końcu.

-Vivian Dorson. Milo mi. -Uśmiecham się delikatnie. -Więc Pan Averell jest Pana wujkiem? -Kiwa głową.

-Znaczy- Tak właściwie to był. Nie żyje od dwóch miesięcy. Postanowił przepisać mi to mieszkanie. -Dużo gestykuluje. Opiera się o futrynę drzwi.

-Ach, nie widziałam. Przykro mi. -Kiwam głową. Nie podoba mi się ten gość. Jest miły, ale coś mi w nim nie gra. Macha dłonią.

-Był już stary. To był na niego czas. Mało cię tutaj widać. -Komentuje. -Pomimo wszystko sądziłem, że wcześniej cię poznam. -Szybko postanowił przejść na 't'.

-Tak, przyjechałam na święta do domu. Aktualnie, musiałam się przeprowadzić. -Lustruje mnie wzrokiem od dołu do góry. Świetnie, czas spadać. -Muszę iść. -Wkładam klucz do zamka.

-Tak, jasne. -Odwraca się, ale jednak ostatecznie przekręca głowę w moją stronę. -Nie chciałabyś się gdzieś wybrać na kawę po świętach? Trzeba ocieplić trochę sąsiedzkie kontakty. -Kiwam głową.

-Jasne. Na pewno. -Na pewno nie. Łapie za klamkę. -To do zobaczenia. -Odpowiada mi tym samym, więc szybko chowam się do niedużego mieszkania. Stawiam już gdziekolwiek swoją walizkę i ściągam buty.

Cholera, ale zimno. Odkręcam ciepło w kaloryferze i nie dużo się zastanawiając padam na nierozłożoną kanapę. Przykrywam się kocem, za którym tak niesamowicie tęskniłam i przytulam głowę do poduszki. Biorąc pod uwagę, że głowa boli mnie już nieustannie, zaczynam uważać, że to nie jest przeziębienie, a grypa. Mój pomysł awansował. Czując, że coś wbija mi się w udo, uświadamiam sobie, że nie ściągnęłam torebki. Przedmiot szybko ląduje gdzieś na podłodze. Płaszcz oraz czapka za to wcale mi nie przeszkadzają. Dodaj mi choć trochę ciepła. Znowu wbijam głowę w poduszkę i tym razem mocno zasypiam.

Budzą mnie dwie rzeczy: Buchania gorąca, przeplatane z dreszczami zimna, oraz dłoń, potrząsając moje ramię. Ociężale otwieram oczy i od razu żałuję. W pomieszczeniu świeci się jasne światło, a na dodatek czuję ból wszystkich możliwych mięśni i kości.

-Chodź, wstawaj. -Kręcę głową, znowu zamykając oczy. -No rusz się. -Czuję jak osoba łapie mnie za ramiona i usilnie postanawia mnie posadzić. -Jesteś cała spocona. -Burczy pod nosem. W końcu podnoszę wzrok na człowieka, który postanowił mnie odwiedzić. Bezsilnie zaczynam od butów, czarnych spodni, granatowym swetrze, kończąc na twarzy. Tak, to Scott. Łapię go na tym, jak ściąga z siebie czarny płaszcz, przewieszając go przez oparcie kanapy. Podchodzi do mnie i pozbywa się z mojej głowy czapkę, a potem usilnie działa z moim okryciem. Opieram głowę o tył kanapy.

undercoverWhere stories live. Discover now