8

906 52 22
                                    

Dajcie znać jak wam się podoba!

Przez późny, ciemny wieczór prowadzą nas wielkie hity Rolling Stones z poprzedniego wieku. Jednak pomiędzy nami pasuje całkowita cisza. Sama wepchnęłam się w głębię fotela i wbijam wzrok w mrok. Gdy wsiedliśmy do samochodu dzięki alkoholowi, z którym dziś swoją drogą przesadziłam, próbowałam zagaić jakąś rozmowę. Jednak Scott jak kamień słowem mi nie odpowiedział, nawet nie pokiwał tym swoim wielkim, bałwaniastym łbem. Zwyczajnie prowadził samochód i robi to do teraz. Mam już tylko ochotę wysiąść, gdyż czuję jak w tym aucie wisi siekiera w powietrzu, a ja nie chcę być jej ofiarą.

Od tego dziwnego zdarzenia, wywołanego przez mnie samą, zachowuje się dziwnie. Poczynając od tego momentu, gdy naszedł na mnie, kiedy skradłam mu jego koszulę, kończąc na tym, że przestał się odzywać. Wiem, że nigdy za dużo ze sobą nie rozmawialiśmy, można by powiedzieć, że cztery lata pracy z nim opierały się głównie na kłótniach, które były rozrywką dla pozostałych pracowników, ale miałam nadzieję, że choć trochę się polepszyło, gdy wyjechaliśmy na Florydę. A może to po prostu to moje złudzenia? W sumie, to może częściej się unikaliśmy i nie widzieliśmy się osiem godzin codziennie, a jedynie wieczorami, kiedy Locus przeprowadzał nas przez plan obrabowania banku, w którym swoją drogą nic się nie zmieniło i wciąż byłam gdzieś u góry, przechodząc przez kanały wentylacyjne.

Czuję wibracje w kieszeni dżinsowej kurtki, którą pożyczyła mi Ruth, tłumacząc się, że w samochodzie ma coś na zapas. To pierwszy dzień, kiedy florydzka pogoda mnie oszukała i całkowicie nie przewidziałam, że wieczór będzie tak nieprzyjemnie zimny. Wyciągam telefon i czytam tekst wiadomości od Masona, który wyświetlił się na ekranie: Przyjedźcie na parking głównej plaży. Czas na zdanie sprawozdania. Głośno wzdycham. Może nawet za głośno, ponieważ zwraca na mnie uwagę Cabrera i na chwilę odwraca w moją stronę głowę. Przez fakt nieodzywania się do siebie nawzajem nie mam ochoty spędzać kolejnej godziny razem z nim. Droga na plażę zajmie nam jakieś piętnaście minut, wiem to, ponieważ wczoraj udałam się na nią razem z Ruth, później nastąpi to całe pożal się Boże sprawozdanie, na którym jedynie co powiemy, to że za całe dwa dni Locus robi obławę na bank i chce tam kogoś pozbawić życia. Może to będzie dobry moment, aby policja zareagowała i ich przyskrzyniła?

-Mason napisał, że mamy przyjechać na plażę na pierwsze sprawozdanie. –Informuję go, niezadowolona. Scott zaś jedynie kiwa głową, więc sama wracam do wpatrywania się za okno, pomimo tego, że i tak nic tam nie wypatrzę.

Po kilkunastu minutach docieramy na parking plażowy, który jest ładnie oświetlony. Wysiadam z samochodu i czując zimne powiewy powietrza mocniej otulam się kataną Ruth. Zeskakuję z krawężnika i nie czekając na mężczyznę idę w kierunku lampy, pod którą stoi Mason. Wyciągam do niego dłoń, a on ją potrząsa. Szybko obok mnie staje brunet, ubierając na siebie czarną kurtkę. Również wita się z rudobrodym szeroko się uśmiechając jakby mieli coś sobie do przekazania. Czekam na wskazówki przebierając nogami w miejscu. Dzięki temu, że stoimy pod latarnią, widzę twarze swoich towarzyszy, jednak poza tym kręgiem światła rzuconym idealnie na nas, wokół panuje praktycznie całkowita ciemność, oprócz miejsc, gdzie są lampy uliczne.

-Tam, gdzie są te lampki, znajduje się kolorowy bar, który ma imitować hawajskie klimaty. Siedzi przy nim kobieta i to ona jest waszym łącznikiem. –Kiwam głową. Zakodowane. –Mówicie jej wszystko, co wiecie, ona przekazuje to do góry. Widzimy się jutro. –Rzuca na koniec i odchodzi w inną część parkingu. Wzruszam ramionami i bez zastanowienia wchodzę na piasek.

Przez późną porę nie jest już nawet letni, a zwyczajnie zimny, co odczuwam przez wysokie sandałki. Malutkie, złote ziarenka wsypują się pod moje pięty, przez co powoli brnę w stronę oświetlonego miejsca, oddalonego o kilka metrów od wody, dzięki czemu fale nie podmywają malutkiego budynku. Za mną idzie Scott, jednak o dziwo mnie nie wyprzedza. Gdy dochodzimy do baru uśmiecham się na sam jego widok. Lampki, święcące jasnym światłem są rozwieszone zarówno po lewej jak i po prawej stronie. Bar jest wykonany z desek, które zostały pomalowane wcześniej na biały kolor. Blat zaś pokrywa brązowa plecionka. Wysoko nad miejscami dla klientów, na daszku są powpinane kolorowe kwiaty. Kobieta stojąca za barem ma na szyi zieloną girlandę, która przy każdym ruchu wydaje szelest. Gdyby nie świadomość, że jestem na Florydzie i nie fakt, że nie jestem pijana, to mogłabym pomyśleć, że jestem na Hawajach, pomimo tego, że znajdują się po drugiej stronie Stanów Zjednoczonych. Cóż, Andy'emu i jego koszulom by się tutaj na pewno spodobało.

undercoverWhere stories live. Discover now