6

1K 56 6
                                    

W tym samym momencie, kiedy w moich ustach zbiera się głęboki śmiech słyszę piosenkę, która nijak nie pasuje do wyglądu Locusa.

-She could tell right away, that I was bad to the bone. –Dwie młode dziewczyny, które są na podeście niedaleko nas zaczynają ściągać z siebie skąpe ubrania, przez co mam wrażenie, że są podwójnie nagie. Odwracam wzrok i znów w niedowierzaniu wpatruję się w mężczyznę.

Jeśli kiedykolwiek bym go spotkała na ulicy, nigdy nie pomyślałabym, że ma krew na rękach tylu osób. Całkowicie inaczej sobie go wyobrażałam. Gdy go wtedy, jedyny raz widziałam, wydawał się wysokim, młodym mężczyzną. Locus, którego widzę nie przeraża mnie, ale śmieszy. Jest blisko pięćdziesiątki, niski jak na faceta, a na dodatek gruby, a przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ siedzi na bordowym fotelu. Na głowie ma ciemne włosy z siwymi pasemkami. Towarzyszy mu pełnej okazałości broda, zaś na nosie ma czarną wersję designerskich okularów przeciwsłonecznych od Louis Vuitton z logo firmy na szkłach. Wygląda jak klaun. Obok niego, jako dodatek, stoi na wysokich szpilkach młoda kobieta. Jej długie nogi są upchnięte w kabaretki, które wystają przy pasku krótkiej spódnicy. Powyżej ma czarną braletkę, która ma imitować top. Długie włosy są zarzucone na plecy, a jej usta pokrywa mocna, czerwona szminka. Dłoń ułożona jest na ramieniu mężczyzny. To ona bardziej mnie przeraża i zawstydza, aniżeli główny zabójca.

Locus słysząc słowa Masona, wstaje ze swojego miejsca i dokładnie tak jak myślę, jest niski, bardzo niski. Im jest coraz bliżej, zaczynam się nieco bać, bo co jeśli nagle wyciągnie nóż i postanowi mnie zadźgać na środku tej dziury albo mnie zastrzeli? Cholera, nie wzięłam broni. W głowie wyrzucam wiązankę przekleństw i pomimo wszystkich obaw, zapieram się i odgrywam dobrą minę do złej gry. Nazywasz się Fayette Lebeau i jesteś silną kobietą, która nie da sobie podskoczyć. Gdy stoi naprzeciwko i bacznie mi się przygląda, ja zauważam podobieństwo do nieżyjącego już Stana Lee, jednak nie jest aż tak ogromne, bym mogła zacząć krzyczeć, że to mini reinkarnacja. Jest praktycznie tego samego wzrostu co ja. Patrzy na mnie oceniająco. Unoszę brew do góry, zachowując bezinteresowną minę.

-Lubię ją. –Mówi nagle, a ja znów mam ochotę cicho się zaśmiać. Jego głos jest tak wysoki, że zastanawiam się nad tym, czy nie jest w trakcie mutacji tak jak wszyscy piętnastoletni chłopcy. Zaciskam szczękę, aby nie wybuchnąć. Jakim cudem, ci wszyscy ludzie są mu podporządkowani skoro wygląda tak jak wygląda? Jak wiele musi im płacić? Cóż, po jego okularach można powiedzieć, że raczej go na to stać. Przechodzi do Cabrery, któremu po chwili kładzie dłoń na ramieniu. Co do cholery? Marszczę brwi, obserwując jak Locus uśmiecha się do niego, po czym lekko klepie go po policzku. -Przypominasz mi mojego syna. –Wyraża po zastanowieniu. –Wybacz malutka, ale jego też lubię. –Mówi, odwracając się do mnie. Zszokowana, nie mam pojęcia, co się właśnie wydarzyło, stoję jak wryta w ziemię, nawet się nie odzywając. –Niech zacznie się zabawa! Mamy dwóch nowych ludzi! –Wrzeszczy przez muzykę i unoszą się głośne okrzyki. Jestem coraz bardziej zagubiona. Czy to jest naprawdę siedziba Locusa, czy może jakiś cyrk?

Rozglądam się na lewo i prawo. Mężczyzna oddala się i z powrotem zasiada na fotelu. Odwracam się do tyłu i brnę w kierunku widocznego baru. Chyba muszę się napić. Tuż obok mnie idzie Cabrera. Zadowolony, z szerokim uśmiechem kroczy dumnie. Mamy szczęście, że jeszcze nie musieliśmy się odzywać, ponieważ w życiu nie słyszałam, aby uczył się włoskiego. Ja jedynie miałam krótką przygodę z językiem francuskim w podstawówce, gdy moja matka postanowiła mnie zapisać do szkoły baletowej, gdzie inne języki europejskie, takie jak na przykład hiszpański, nie miały zbyt dużego znaczenia i były całkowicie ignorowane.

-Brawo, a teraz napijcie się czegokolwiek, aby zachować pozory i zrespektować gościnność. –Rzuca Mason, ale szybko skręca na lewo, aby przywitać się z jednym z mężczyzn, który macha do niego. Staję przy barze i spoglądam na Cabrerę, dając mu znak, że może zamawiać pierwszy. On jednak wskazuje na mnie dłonią, więc proszę o piwo. Współtowarzysz zamawia drinka i siadamy obok siebie na wysokich stołkach. Zamaczam wargi w przyjemnie zimnym napoju.

undercoverWhere stories live. Discover now