18

796 49 23
                                    

Przyglądam się z zaciekawieniem, moim „rodzicom". Acelin i Lucas Lebeau z uśmiechami oddają spojrzenia. Razem ze Scottem i nimi siedzimy przy naszym stoliku. Wokół nas panuje przyjemna, spokojna muzyka, która obejmuje mnie i przytula do siebie. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Czy to jest prawda? Czy może tylko zjawa nocna i zaraz wszystko rozsypie się w drobny pył, razem z tym przyjęciem, z O'Neilem, jego żoną, Scottem, który siedzi obok mnie i moją niesamowicie ciężką głową?

-Tak się cieszę, że dojechaliście. –Mówię, wpatrując się w ich dwójkę jak w obrazek. Kapitan, ojciec, William O'Neil bierze łyk wody z kieliszka i szeroko się uśmiecha.

-Niestety, Gilbert nie był w stanie urwać się z Paryża. –Mówi, a ja macham na niego dłonią, tak jakby naprawdę istniał i wcale nie było to dla mnie nieważne.

-Nic nie szkodzi. Wierzę, że zjawi się jednak na ślubie. –Rzucam z przekąsem i dopijam wino do końca. Niechybnie, odczuwam stres, związany z całą tą sytuacją. Cieszę się, że choć część mojego życia sprzed dwóch miesięcy, zjawiła się na Florydzie, z drugiej jednak strony staram się mieć oczy dookoła głowy, choć wychodzi mi naprawdę kiepsko. Czuję jak lampka po alkoholu zostaje mi zabrana, więc odwracam głowę w lewo i obserwuję jak Cabrera kładzie je z dala ode mnie. Unoszę brew do góry.

-Nie pij więcej. Ten alkohol wydaje się podejrzany. –Nachyla się do mnie i szepcze. Przez plecy przebiegają mi ciarki. Kiwam głową, przyrzekając sobie i jemu, że nie będę już pić.

-Wydajesz się naprawdę odpowiedni dla mojej dziewczynki, chłopcze. –O'Neil mówi to tak głośno, że mam ochotę się zaśmiać. Naprawdę, wprawia się w rolę tatusia. Jego żona jest cicha, ale wiem, że po zadaniu pytania, uruchomi się, nakręci jak katarynka.

-Naprawdę tak Pan sądzi? Jest mi bardzo miło z tego powodu. –Cabrera uśmiecha się szeroko, tak jakby wygrał coś drogocennego.

-Z mężem jesteśmy szczęśliwi z twojego szczęścia, córeczko. –Mówi spokojnie Pani O'Neil. Nie miałam wielu okazji by poznać ją blisko, ale teraz naprawdę wydaje się być bardzo miłą kobietą. Ma na sobie kostium w kolorze pudrowego różu. Marynarka z podwójnym rzędem czarnych guzików ładnie opina jej talię i tym samym uwydatnia kształty starszej kobiety. –Jest tu jednak dość ciepło. –Lekko wachluje się za pomocą rozłożonej dłoni.

-Może wyjdziemy w czwórkę? Z tego, co wiem, jest tutaj altana. –Mówię pewnym siebie głosem. Ma rację. Musimy porozmawiać. Nie mam pojęcia, ile z tej całej sytuacji, w której jesteśmy, wie sam Kapitan. Cabrera przytakuje głową i wstaje, to samo robi pozostała dwójka i ostatecznie ja, zwlekam się z mojego krzesła. Wciąż czuję się, jakby przejechał mnie pociąg. Mimowolnie łapię dłoń bruneta, którą mi proponuje i powoli przemierzamy w ciszy sale, aby znaleźć się na tylnym ogrodzie. Pogoda prawdziwie szaleje, dlatego ostatecznie stajemy jedynie przy drzwiach i zaciągamy się zimnym powietrzem którym nas darzy. –Jakim cudem się tutaj Pan dostał? –Pytam półgłosem, opierając się ramieniem o wysokie, przeźroczyste drzwi.

-Jestem twoim ojcem. Szybko poszło, aby się na tą rolę załapać. –Śmieje się, a ja unoszę brew. Nie widzę w tym wszystkim niczego zabawnego. –Ale to wy powiedzcie mi, co się tak właściwie dzieje i gdzie do cholery jest Mason? –O cholera, całkowicie o nim zapomniałam. Mam ochotę wrócić na salę i go odszukać. Naprawdę, już dawno nas nie alarmował, nie kazał przyjeżdżać na spotkanie na plaży, ani sam nas nie odwiedzał.

-Plan jest bardzo prosty: Ślub, potrzebujemy urzędnika, żeby nam udzielił ślubu, ale żeby te papiery były sfingowane, potrzebujemy policji w postaci naszych gości. Załatwimy go, jego syna i tą całą popieprzoną rodzinkę. –Mówi pewnym głosem Cabrera. –I nie mam pojęcia, gdzie podziewa się brodaty. –Dodaje. Zgadzam się, przytakując głową.

undercoverWhere stories live. Discover now