15

929 55 38
                                    

Trochę czasu znów minęło, ale jest i on.

Poniedziałek następuje bardzo szybko. Gdy tylko obudziłam się w niedzielę rano, ujrzałam na ekranie stos smsów od Ruth, która pytała gdzie jestem oraz od Hailey, która pytała jak u mnie i życzyła mi strasznego Halloween. To prawda, było nadmiernie przerażające. Jak nigdy. Zazwyczaj ten czas spędzałam ze znajomymi, nie przyjaciółką, ponieważ nie miałam zamiaru zabierać jej chwil, spędzonych z rodziną.

Przez ostatnie dwa lata spotykałam się z równie samotnymi kolegami z pracy, piliśmy, tańczyliśmy. Jeszcze przedtem miałam towarzysza. Ethan był zawsze chętny do zabawy. Jego ojciec był muzykiem, skąd odziedziczył ucho do śpiewu. Był dobrym śpiewakiem, tego mogłam mu pozazdrościć. Teraz jednak rozumiem, że chodził ze mną nie po to, by się dobrze bawić, ale po to, aby się zjarać, co ostatecznie nie było miłe w tej sytuacji. Zawsze był zabawny, a ja ceniłam go za jego poczucie humoru. Nie mam pojęcia, czy mnie zdradził, jednak w tym momencie wolałabym nie wiedzieć. Było minęło. Nie mogę go rozpamiętywać. Takich ludzi jednak zapamiętuje się szczególnie.

Wkładam zażarcie brudne ubrania do pralki. Jest ich sporo, ale to moja wina, bo nie robiłam prania już od dwóch tygodni. Włączam odpowiedni program, wrzucam kapsułkę z proszkiem i czekam aż bęben zacznie się ruszać. Gdy woda zalewa brudne rzeczy, do moich uszu dochodzi dźwięk przychodzącego smsa. Scott Cabrera. Oczywiście, że on, informuje mnie o tym, że dziś odbywa się spotkanie z kobietą z policji.

Planów na dzisiejszy dzień, oprócz zmagania się z własnymi myślami nie miałam poważnych ani tym bardziej sprecyzowanych planów. To właśnie ta czynność, związana z moim własnym mózgiem przerażała mnie najbardziej. Ostatecznie oszukiwałam się, że jednak nie będę nad tym za bardzo rozmyślać. Jaka głupia byłam. Kiedy obudziłam się dzisiejszego dnia, ujrzałam smsa od Ruth, szybko tym tropem pokroczyłam za jej rodziną, w której skład wchodzi Lucas.

Nieodłącznie. Ta sama krew, to samo dna. Opieram się o blat i zajmuję się obserwowaniem pralki. Bęben obraca się w prawo, wydając z siebie charakterystyczny dźwięk. Pralka nie jest jednak na tyle głośna, aby zagłuszała muzykę, która dochodzi z głośników telefonu. Shake your groove thing, shake your groove thing, yeah, yeah. Show 'em how we do it now. Słysząc, że nadszedł refren, moje biodra zaczynają w poruszać się w rytm muzyki. Dwudziesty wiek owocuje w takie hity, które są przepełnione radością i chęcią do tańca. Światło, które wpada przez wysoko położone okno w kuchni, oślepia mnie nieco. Boca dalej serwuje jasne słońce, noce są wciąż bardzo ciepłe, dzięki czemu czuję się jakby to było prawdziwe lato. Dlatego też śpię w cienkich, krótkich spodenkach, które teraz falują w powietrzu razem z moimi biodrami. Nie jestem najlepszym tancerzem, ale to nie zabrania mi koślawego poruszania się.

Do mojego naturalnego światła słonecznego, który robi za reflektor, dołącza się kolejna figura. Przystaję na chwilę i szybko wyłączam muzykę. Zwężam oczy i praktycznie w tym samym momencie z jasnego światła wychodzi mężczyzna, który gdyby nie jego charakter, mógłby wyglądać jak anioł, schodzący z nieba.
-Nie mieliśmy się spotkać później? -Od razu atakuję go pytaniem. Cabrera staje naprzeciwko mnie, opierając się tyłem o szafkę. Na szczęście nie natrafił na pralkę i nic tam nie naciskał.

-Żadnego cześć, siema, nienawidzę cię? -Pyta z uśmiechem żartownisia. Nie odpowiadam mu na to pytanie. Mam rzeczy ważniejsze, niż on teraz. -Nie sądziłem, że co rano tańczysz sobie w rytm muzyki w piżamach, która nie jest z Pumbą. -Zamykam oczy, jeśli je otworzę a on dalej tutaj będzie, to wyjdę z siebie, albo z tego budynku. Niestety po uchyleniy powiek nadal stoi.

-Więc dlaczego tak wcześnie? -Pytam. Sądziłam, że spotkamy się już na miejscu, przed hotelem.

-Przecież napisałem, że mamy być wcześniej i że już jadę. -Infornuje mnie.

undercoverWhere stories live. Discover now