7

985 62 9
                                    

-Ba de ya, dancing in September! –Scott Cabrera jest okropnym piosenkarzem. Nie wiem, czy mogę nadać mu taki, choćby roboczy, tytuł. Po prostu źle śpiewa, a pomimo wszystko wykorzystuje każdy możliwy moment i to robi, uprzykrzając życie mi i wszystkim osobom wokół. Jak widać nie tylko praca policjanta mu nie wychodzi. Wątpię, by Earth, Wind & Fire byłby zachwycony tym wykonaniem.

Postanawiam zaprzestać tej farsy i wyciszam radio. Patrzy na mnie, jest definitywnie oburzony. Poprawiam swoje związane włosy. Jedziemy dopiero od kilku minut i wciąż niestety nie potrafię się zrelaksować i nie myśleć o tym, co za chwilę nastąpi. Jak się okazuje nie brniemy w to samo miejsce, w którym byliśmy wczoraj. Dziś ruszamy do prawdziwej bazy, jeśli tak to mogę nazwać, co zajmuje nam na razie o wiele więcej czasu niż poprzedniego dnia. Scott dowiedział się wszystkiego od jednego z dziwnych facetów, z którym rozmawiał. Dostał wskazówki, zaproponował się do Masona o zgarnięcie mnie i tak oto tutaj jesteśmy. Jedziemy już dwadzieścia minut przez drogi, wokół których głównie znajdują się głównie pola, które z nieba zapewne wyglądają jak czarne i brązowe plamy. Spoglądam w lewo, aby odwrócić swój wzrok od tego widoku i natrafiam na wyprostowanego, teraz cichego, Cabrerę. Mocno zaciska dłonie na kierownicy. Zauważam brak czegoś, jednak nie jestem w stanie uświadomić sobie, co to takiego. Dopiero po chwili unoszę brwi do góry. Srebrny, czysty pierścień, który przez cały czas jest na jego palcu –Teraz jakoś zniknął. Odwraca głowę w moją stronę, więc ja też to szybko robię i patrzę prosto przed siebie.

-Co takiego? –Pyta nagle. Na pewno musiał przyłapać mnie na gapieniu się. To wszystko przez te głupie pola.

-Co tam u Carli? –Pytam jakby od niechcenia, ale tak naprawdę zżera mnie ciekawość jak się u nich to wszystko toczy. Ja w przeciwieństwie do niego, nie musiałam zostawiać za sobą ukochanego na niewiadomo jak długi okres czasu, więc nie mam zielonego pojęcia jak to wygląda u niego. Wzrusza ramionami.

-Myślę, że wszystko w porządku. –Mówi po prostu, a ja czekam na rozwinięcie, które nie następuje.

-Myślisz? –Unoszę brew do góry, wciąż uparcie wpatrując się w drogowy widok przed sobą. –Nie dzwoniłeś do niej?

-Tak, oczywiście, że telefonowałem. Z tego, co mi opowiadała, to jest u niej okej. –Skręca samochodem w prawo, tym samym wjeżdżając na parking, który przypomina typowy parking pod supermarketami: Wyznaczone linie miejsc dla pojazdów, mnóstwo aut i główny budynek, do którego wszyscy brną.

-A jak zareagowała na twój wyjazd? –Czuję, że się dopytuję za bardzo. Pewnie zaraz wrzuci moje pytanie w błoto i będzie zły za to, że jestem ciekawska i wpycham nos w nieswoje sprawy.

-Nie była zadowolona, ale ostatecznie to uszanowała i... Słuchaj tak właściwie, co cię to obchodzi? –W sumie ma całkowitą rację. Carlę widziałam może dwa, trzy razy. Raz prowadziłam sprawę kradzieży w jej kamienicy, więc gdy zapukałam do drzwi, które otworzył mi Cabrera, chciałam na początku uciekać, a później się śmiać: Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że Scott ma kogoś. Z jego dziewczyną jakoś nigdy się nie dogadywałyśmy i tu nie chodzi o fakt, że zbyt mało czasu ze sobą spędziłyśmy, tylko o to, że nawet gdy dochodziło do głębszych, dłuższych sytuacji sam na sam, nasze tematy bardzo szybko się urywały. Ona głównie mówiła o sobie, a ja nie wiedziałam jak na to wszystko odpowiedzieć. Dlatego potem, za każdym razem, gdy była na posterunku, starałam się jej unikać jak ognia. Pomimo wszystko szanowałam ją za to, że jest w stanie z nim wytrzymać na co dzień, czego ja nie potrafię dokonać po tylu latach pracy z nim. –Co? –Jego głos wyrywa mnie z myśli. Zauważam, że stoimy i silnik jest wyłączony, dlatego otacza nas całkowita cisza.

-Nie wiem, po prostu ten brak pierścionka mnie uderzył. –Zwężam usta i wzruszam ramionami. Głośno wzdycha, to jedyna odpowiedź, na którą mogę dziś liczyć. Nagle przychodzi do głowy pytanie, jednak nim zdążam je zadać, Cabrera wysiada z samochodu. Szybciutko podążam za nim i ostatecznie idziemy ramię w ramię w stronę dużego, kamiennego budynku, do którego prowadzą automatyczne drzwi. Może to naprawdę był kiedyś supermarket? Wszystko by na to wskazywało. –W jaki sposób tak właściwie prezentuje się sytuacja związkowa Leonarda? Bo wczoraj Ruth...

undercoverWhere stories live. Discover now