XXI

108 11 10
                                    


- Trzeci w ciągu dnia. To nasz nowy rekord — oznajmił z zadowoleniem Smith. Był w stosunkowo dobrym humorze. - Jak tak dalej pójdzie, to może faktycznie wyrobimy się przed Gwiazdką.

- Tak. Być może.

- Wstałeś lewą nogą z łóżka, makaroniarzu? Co cię ugryzło? — szatyn szturchnął ramieniem partnera, uśmiechając półgębkiem. 

- Głowa mnie boli, to wszystko.

Mówił po części prawdę. Cole rzadko kiedy odpoczywał, odczuwał cholerne zmęczenie, skroń pulsowała mu non stop. Ostatnio na twarzy zaczęły mu wychodzić niewielkie pryszcze, schudł parę kilo, a do tego jego oczy błagały nieustannie o wsparcie. Z tego powodu umówił się już na wizytę z okulistą, bo wszystkie użyte przez mężczyznę środki na ślepia nie pomagały.

No cóż, najłatwiej byłoby go opisać jako cień własnej osoby, a może i wrak. Od tygodni pijał w ogromnych ilościach czarną jak jego włosy kawę, nie pamiętając nawet czym jest śniadanie i obiad. Kolację jadał zazwyczaj tuż przed snem, gdy Słońce pojawiało się na horyzoncie.

Zmęczenie. Ogromne zmęczenie. Za dnia harował dla CIA, poszukując członków mafii. Potem z Kai'em ich łapał, przepytywał i zaczynał proces na nowo. A gdy szafirowa peleryna osłaniała niebo, Cole siedział przed biurkiem w swym nowym mieszkaniu i analizował, kartkował, zbierał poszczególne informacje, nie pozwalając sobie na odpoczynek.

Był wycieńczony. Nie zamierzał głośno narzekać, bo praca dla Cyrusa Borga jest dla niego równoznaczna ze spełnieniem marzenia. Do tego przecież dążył, tego właśnie chciał. Wiedział, że nie będzie łatwo... Zapomniał tylko, że to tak cholernie męczące.

No, i jakby było mało, miał dziś urodziny.

- Wpadłem na mało oryginalny, ale dobry pomysł. Wiesz, że w sobotnie wieczory uwielbiam chodzić do barów, prawda? Zabawmy się — Smith poruszał brwiami. - Ty i ja. Od czasu rozmowy z Borgiem nie piliśmy ani razu.

Ze Smithem było natomiast odwrotnie - jakby zyskał siły do działania, a im więcej działał, tym bardziej czuł się zregenerowany. Za sprawą zemsty z powodu śmierci rodziców jego motywacja niesamowicie pięła się w górę. Brutalność agenta specjalnego wciąż dawała sobie we znaki, ale nie tłumiła pozostałych cech mężczyzny, jak kiedyś. No, i wysypiał się w nocy. 

- Sam nie wiem — mruknął pod nosem. - Nie mam jakoś ochoty, Kai. Może innym razem. Idź sam.

- To już nie te czasy, gdy upijałem się co noc bez towarzystwa. Nie gadaj, że muszę cię prosić?

- Nie możesz zabrać swojej siostry? Przydałoby się wam jakieś wspólne wyjście.

Facet zmarszczył brwi.

- Nie ma mowy. Ma dziś jakąś randkę.

- To znajdź kogoś innego. Naprawdę, nie mam ochoty na alkohol. Głowa mi pęka.

Smith stał chwilę obruszony, nie odezwał się jednak. 

Gdy wychodzili z komisariatu, większość pracowników kierowało na nich swój wzrok. Od czasu zatrudnienia duetu przez CIA, stali się jeszcze bardziej popularni, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dawniej ludzie patrzyli na Kai'a krzywo, teraz zerkali z aprobatą. Trudno było się zresztą temu dziwić - stanowili idealny, niemalże samowystarczalny zespół, który wykonał największą robotę w całym wydziale.

Zdarzały się jednak i osoby podporządkowane komisarzowi Gordonowi - skorumpowanemu policjantowi, który wciąż nie stracił swej pozycji. Cole i Kai potrzebowali dowodów, by pokazać prawdę o najwyższym w randze stróżu prawa. Jego ludzie w żadnym przypadku nie zamierzali ukazać szacunek agentom.

Krawat |NinjagoWhere stories live. Discover now