XVI

102 15 9
                                    


- Nie wierzę — wymamrotała pod nosem, kręcąc nerwowo głową. - Nie wierzę, nie wierzę, po prostu w to nie wierzę.

- To uwierz.

Kai leżał niezgrabnie na kanapie i trzymał się za lewy bok. Ledwo zdążył wparować do swojego domu, a Nya złapała go za ramię, wymachując przy tym własnym we wszystkie strony. Była wściekła.

Nadal jest.

- Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, żebyś się nie mieszał w to wszystko? Ile razy, Kai? — spojrzała na brata z furią w oczach.

- Nie wiem — mruknął jedynie, wpatrując się w sufit.

Cóż, też był wściekły. Brakowało zaledwie kilku minut, by dotrzeć na pożądane miejsce. Może kilometra, dwóch, by dowiedzieć się, dokąd zawozili Fulgura. Gdzie stacjonowała mafia, a przynajmniej jedna z jej baz. Kai zaryzykował wszystko i wszystko stracił. Przegrał.

- Musimy go zabrać do szpitala — oświadczył Cole, drapiąc się gorączkowo po skroni. - Do cholery, on krwawi. Zawieźmy go tam i pomyślimy wtedy, co dalej.

- Co dalej? — warknęła dziewczyna. - Tyle wam powiem: to koniec. Koniec zabawy w tajnych, niezniszczalnych agentów. 

- Przecież to wszystko trzeba gdzieś--

- K o n i e c.

- Musimy to zgłosić na komisariat — dodał z przekąsem. - Potrzeba nam jakieś ochrony. Jeśli tego nie zrobimy, to cóż — rozejrzał się po rodzeństwie. - Zginiemy.

Głowa go bolała.

Początkowo tego nie zauważał, nie odczuwał, bo sprawy posuwały się zbyt szybko. Nie miał czasu, by myśleć o tak błahych kwestiach. Podobnie było z raną na prawym boku. Dopiero gdy zrozumiał, że jest bezpieczny, zerknął w stronę krwi. Nabój nie trafił go bezpośrednio w ciało, co mógł nazwać jako tako szczęściem. Ale wciąż, leżał na kanapie, a lepka ciecz wprawiała go w obrzydzenie.

Myśl racjonalnie, Kai - powiedział do siebie, gdy Cole i Nya się ze sobą sprzeczali. Nie mógł dopuścić, by cokolwiek stało się jego młodszej siostrze. Z tego co słyszał, Cole również martwił się o jakąś bliską mu osobę. A więc nie było innej opcji - potrzebowali ochrony i schronienia.

W domu nie byli bezpieczni.

- Nya — burknął w końcu, czystą dłonią przecierając spocone czoło. - On ma rację. Musimy stąd spadać. 

- Dlaczego po prostu nie zadzwonimy po karetkę?

- Nie będę narażać większej ilości osób tylko po to, żeby uratować swoje dupsko — wycedził, lecz po chwili ugasił swe ogniste nerwy. - Przynieś wszystkie czyste szmaty, jakie tu są. A jak nie ma, to jakieś koszulki.

- Kai--

- I d ź.

Siostra kiwnęła głową powoli, patrząc na Smitha z odrazą w oczach. Wciąż nie ukrywała swego gniewu, czego agent specjalny niespecjalnie rozumiał. Wiedziała przecież, że wraz ze swym partnerem idą do Fulgura. Miała świadomość tego, co chcieli zrobić. Nie protestowała przy szczególnie. 

Ruszyła korytarzem.

Cole odetchnął z ulgą. Pierwszy raz od momentu, w którym weszli do mieszkania, zrobiło się cicho.

- Nie jedziemy do szpitala — Kai spojrzał w stronę dziennikarza. - To zbyt duże ryzyko.

- Tak  — westchnął ciężko. Był cały blady. - Tak, wiem.

Krawat |NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz