XII

97 15 2
                                    

- Długo nie wraca.

- Nikt mu nie kazał się spieszyć.

Toxikita uniosła głowę lekko, by spojrzeć na szefa kliki. Jay leżał tuż obok niej, rozebrany od pasa w górę, gładząc powoli ramię kobiety.

- Rzadko kiedy się spóźnia — wymamrotała, na co Fulgur uniósł pytająco brew. - Po prostu... nie wiem, mam złe przeczucia.

Przewrócił oczami.

- Pozwoliłem ci tu przyjść, żebyś mi poprawiła humor, a nie psuła — mruknął oschle.

- Mam cię za to przepraszać na kolanach?

- Przestań.

- Mam przestać co? — zmrużyła oczy lekko.

- Pierdolić głupoty.

Kobieta odpowiedziała na to jedynie głośnym prychnięciem. Jay był, mówiąc delikatnie, człowiekiem nieprzewidywalnym. Tox jako jedna z niewielu osób mogła pozwolić sobie na więcej dyskusji, ale wciąż, panowały pewne zasady.

A jedna z nich brzmiała:

" Nie zadzieraj z Fulgurem ".

Mężczyzna zabrał głęboki wdech, odsuwając dłoń od ramienia partnerki. Patrzył dłuższą chwilę na sufit, tak po prostu. Tox uwielbiała go takiego - gdy był zamyślony. Skupiał się wtedy na jednym, poszczególnym miejscu, dzięki czemu dziewczyna miała chwilę na dokładniejsze przyjrzenie się... Jay'owi. Całemu.

Wiele jego tatuaży już pamiętała, miała nawet ulubioną trójkę, ale wciąż nie znała ich wszystkich. To właśnie szukanie następnych dziar było jej głównym zajęciem.

- Widzę — mruknął pod nosem, nawet nie spuszczając wzroku. 

- Nie wiem o czym mówisz — uśmiechnęła się niewinnie. - Właściwie, to--

- Czekaj — przerwał jej nagle. - Ktoś idzie.

Jego czujność działała jej często na nerwach. Potrafił się obudzić nawet z powodu lekkiego wiatru, czyiś kroków na dole, delikatnego zaskrzypienia łóżka.

To ich zdecydowanie poróżniało.

Tox wolała mieć na wszystko wyjebane.

- Szefie? — odezwał się ktoś za drzwiami. - Tu Bolobo. Szef powinien zejść na chwilę...


***


Toxikita ledwie utrzymywała się na nogach.

- To sprawka Rufusa. Na pewno jego. Myślał tylko o kasie.

Przed wejściem do bazy leżało czyjeś ciało. Jedna rana postrzałowa i kolumbijski krawat. Sposób, który był na dobrą sprawę wizytówką Piratów. Tox doskonale pamiętała proces obchodzenia się z taką ofiarą. 

Poderżnąć gardło.

Wyciągnąć język przez powstały otwór.

Bułka z masłem, chciałoby się powiedzieć. 

- To nie mógł być on — stwierdził ktoś obok. - Nie umie nawet noża chwycić.

Tax odwróciła wzrok. Nie mogła na to dłużej patrzeć, sam widok przyprawiał ją o niemałe dreszcze. 

- To mafia! — wykrzyknęła jakaś kobieta. - To oni go zabili! Naszym sposobem!

Krawat |NinjagoWhere stories live. Discover now