VII

133 19 1
                                    

Młody dziennikarz wtargnął bez ostrzeżenia do niewielkiego, nowoczesnego budynku znajdującego się blisko centrum stolicy. Podszedł do siedzącej beztrosko sekretarki, której siwy kok potraktowany był najprawdopodobniej sporą ilością lakieru. Starsza kobieta podniosła leniwie wzrok, przyglądając się brunetowi.

- W czym mogę służyć? — spytała mało zainteresowana odpowiedzią.

- Jestem umówiony na wizytę z doktorem Julienem — przytaknął młodzieniec.

- Nazwisko?

- Bucket.

Pracownica przychodni wystukała w klawiaturze owe słowo i kiwnęła głową delikatnie.

- Drzwi gabinetu są ostatnie po prawej.

- Dziękuję — wymamrotał Cole, siląc się na uśmiech, po czym ruszył w stronę pomieszczenia.

Trwał przez chwilę w poczekalni, niecierpliwiąc się przy tym strasznie, aż w końcu inny pacjent wydostał się z salki. Bucket bez wahania wszedł do środka, nie zaczekawszy na pozwolenie.

Przy dość dużym biurku z dobrej marki komputerem siedział starszy już mężczyzna- zmarszczki opanowały niemalże całą twarz człowieka w białym fartuchu, a niewielkie okulary wskazywały, że miał problemy ze wzrokiem. Przyglądał się ekranowi z trudem, mrużąc przy tym oczy.

- Dzień dobry, doktorze — odezwał się w końcu redaktor.

Dziadek raczył w końcu spojrzeć na swojego klienta i kiwnął nieznacznie głową.

- Proszę, zapraszam — machnął ręką.

- Jak tam zdrówko, doktorze? — zagadał Cole, siadając naprzeciwko.

- A w porządku, dziękuję — odparł starzec i ściągnął swoje okulary z nosa. - Ale to ja powinienem zadać panu to pytanie.

- U mnie wręcz fantastycznie.

Lekarz popatrzył z lekką dezorientacją na swojego rozmówcę.

- Czy to był sarkazm?

- Nie, panie Julien — uśmiechnął się pogodnie brunet. - Chciałbym podziękować za ostatnią receptę, naprawdę mi pomogła.

- I tylko dlatego przyszedłeś, chłopcze? Ciekawe zjawisko. Mało kto zjawia się tutaj z własnej inicjatywy.

- To nie wszystko — oznajmił z zadowoleniem chłopak, wyciągając ze swojej czarnej torby butelkę whisky. - Podziękowania będą nie tylko w samych słowach.

Doktor wzdrygnął się delikatnie i odkrząknął, pocierając bladą dłonią swój pomarszczony już podbródek.

- Oh, to nie było konieczne, bardzo miło z twojej strony. Przypomnij mi, jak ci na imię?

- Pomyślałem, że moglibyśmy przy okazji spróbować po jednym, z tego co słyszałem, ma pan teraz wolną godzinę — zaproponował wymijająco.

- Bardzo bym chciał, młodzieńcze, ale praca...-

- Praca nie zając, nie ucieknie — Cole puścił oczko. - Zresztą, jeden kieliszek jeszcze nikomu nie zaszkodził, prawda? Specjalnie odpuściłem swoje nadgodziny, proszę mnie nie zmywać.

Julien przetarł czoło, będąc wyraźnie skrępowanym. Rozejrzał się krótko i z szafki spod biurka wyciągnął dwie szklanki.

- Po jednym.

Bucket uśmiechnął się pod nosem - tego właśnie oczekiwał. Spodziewał się co prawda większego wyzwania, gdyż namówienie lekarza było wręcz banalne. Znał również jego słabość - alkohol. Starzec miał bowiem bardzo słabą głowę i następny etap zdawał się łatwiejszy od poprzedniego.

Krawat |NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz