XXIII

133 10 9
                                    

- Dobrze, dziękuję za informację — przytaknął ze spokojem, po czym odłożył słuchawkę.

Zane Julien zacisnął lekko pięści, w myślach wymieniając wszystkie barwy tęczy w odpowiedniej kolejności. Nie denerwuj się, powiedział sobie. 

Nie denerwuj się.

Od tygodnia nie podchodził do ogromnej, szklanej ściany, z której miał widok na panoramę Stolicy. Chociaż przebywał w ekskluzywnym wieżowcu biurowym, czuł się okropnie mały. 

Zane nie zamierzał zbliżać się do tych cholernych okien. Od razu wyobrażał sobie, jak jakiś snajper ma go na muszce i po prostu strzela. Samo słowo "zamach" przyprawiało go o nieprzyjemne dreszcze. Burmistrz oraz jego zastępca czuli się zbyt bezpiecznie, i oto, jaką cenę zapłacili. 

Własne życie.

Na co się właściwie zgodził? I dlaczego? Jego poprzednie wcielenie było przecież niemal idealne. Wysokie miejsce w partii, ale nie na tyle wysokie, by dostać kulkę w łeb. Dużo pracował, ale świetnie zarabiał. W wieku dwudziestu pięciu lat stał się na tyle samowystarczalny, że mógłby kupić sobie trzy domy, potem je spalić, a i tak nie odczułby wielkich strat finansowych.

No i sączył wino. Cudowne, czerwone wino, najdroższe, najstarsze, cudowne wino. Stał każdego wieczora przy szybie z kieliszkiem w dłoni i oglądał zachwycający, a jakże smutny widok panoramy Stolicy.

Miał wszystko, o czym marzył jego ojciec. Pieniądze, zdrowie i spokój. A jednak, wolał zaryzykować i dotknąć czegoś jeszcze bardziej nieuchwytnego - władzy.

Wcześniej nie myślał zbyt wiele o kandydaturze. Nie zdawał sobie nawet sprawy, ilu polityków jest skorumpowanych przez mafię. Dopiero gdy poznał prawdę, zapragnął zmienić świat na lepsze. 

Cóż za idiotyzm. 

Mógłby winę zwalić na tych dwóch agentów, Brookstone'a i Smitha. Wiedział jednak, że ta decyzja należała do niego samego i nikogo więcej. 

Pieniądze wciąż miał, ale stracił zdrowie oraz spokój. Ledwo sypiał od zamachu na burmistrza. Dopiero wtedy zrozumiał, w jak głębokie gówno się wpakował. Same środki usypiające już nie pomagały. Nie mógł zasnąć, ciągle był podenerwowany, a relaks stanowił jedynie wspomnienie dawnego, dobrego życia.

Gdy desperacja sięgnęła zenitu, postanowił odwiedzić ojca. Nie robił tego od miesięcy. To nie tak, że mieli zły kontakt - Zane po prostu nie znajdywał czasu na rozmowy z tatą. Przynajmniej wmawiał sobie to w ten sposób.

Początkowo było niezręcznie, jego ojciec mimo niesamowitej inteligencji, był dość prostym człowiekiem. Nie pojmował istoty ekonomii oraz przedsiębiorczości. Zane odczuwał też, że wraz z wiekiem doktor Julien stawał się coraz bardziej naiwny.

- Chciałem cię o coś poprosić — rozpoczął w końcu, gdy popijali herbatę z goździkami. - Pilnie potrzebuję porządnych środków nasennych. Jakichś tabletek, czegokolwiek... Mógłbyś mi jakieś załatwić?

Niesamowity był kontrast między ojcem a synem. Zane, ubrany schludnie, w eleganckich ubraniach i doskonale ułożonej fryzurze, oraz jego rodziciel, który ostatnimi czasy ledwo kiedy brał w ogóle prysznic.

Ta rzecz zaczynała polityka coraz bardziej niepokoić. Myślał, że tylko on ma problemy ze snem, jednak po rozmowie z tatą zrozumiał - to cień człowieka sprzed dwudziestu lat.

Otrzymał tabletki, chwilę tam posiedział i opuścił ów gabinet, nie dowierzając w fakt, że jego ojciec nie umie już sam o siebie zadbać.


Krawat |NinjagoWhere stories live. Discover now