30.

2.4K 191 61
                                    

70 gwiazdek = nowy rozdział!





Gdy usłyszłam dźwięk budzika miałam zamiar zacząć płakać. To ten dzień, którego tak bardzo chciałam uniknąć. Muszę pochować najbliższych. Westchnęłam i uderzyłam dłonią w urządzenie, aby przestało dzwonić. Otworzyłam oczy i od razu zaczęłam płakać. Dlaczego to nie może być łatwiejsze? W końcu wyszłam z łóżka i zgarnęłam czarne jeansy i tego samego koloru bluzkę i poszłam do łazienki.

Gdy tylko spojrzałam w lustro przeraziłam się. Wyglądałam fatalnie, a miałam jedynie czterdzieści minut, aby się przygotować. Szybko umyłam zęby i opłukałam twarz zimną wodą. Wciąż wyglądałam źle...

Jęknęłam i zabrałam się za robienie makijażu, bo bez tego wyglądałabym niczym upiór.

Szło mi to dość opornie, bo z moich oczu co kilka minut leciały łzy i nie byłam w stanie nad tym zapanować. Po wielu próbach, w końcu udało mi się pomalować i ubrać w wybrany komplet. Wyszłam z łazienki i rozejrzałam się w poszukiwaniu butów, które znalazłam pod biurkiem. Klasyczne czarne szpilki, to jest to.

Miałam jeszcze prawie dwadzieścia minut. Całkiem szybko się wyrobiłam.

Usiadłam na łóżku, a mój wzrok niemal od razu padł na ramki ze zdjęciami z bliskimi. Gdyby nie Freya i Rebekah to nie wiem co by było z pogrzebem. To one się wszystkim zajęły, bo doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że ja sobie z tym nie poradzę. Byłam na skraju załamania.

Wzięłam telefon i klucze i ruszyłam do drzwi. Dam sobie radę. Dam radę...

Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi. Zaskoczona ujrzałam hybrydę, z dłonie uniesioną w górę. Wygadał jakby właśnie zamierzał pukać do drzwi.

-Nik? - przełknęłam gulę w gardle - Co tutaj robisz? - zdziwiłam się, obejmując się ramionami. Przez cały czas dokładnie mi się przyglądał i skanował nawet najmniejszy kawałek mojego ciała. Czy wampiry się rumienią? Jeśli tak, to na pewno jestem czerwona niczym pomidor.

-Witaj, Cassie. - mruknął, a w kącikach jego ust pojawił się ślad uśmiechu. Zamrugałam kilka razy, aby pozbyć się niechcianych łez.

-Cześć, Nik. - wyszeptał, ponieważ czułam, że jeśli spróbuję mówić głośniej głos mi się załamie i zacznę płakać.

-Pytanie "jak się czujesz", to zdecydowanie najgorsze rzecz do jakiej mógłbym się posunąć. - mruknął - Mogę być potworem, ale tak daleko się nie posunę. - zaśmiał się. Na moment zapomniałam o całym Bożym świecie i również się uśmiechnęłam. Nie sądziłam, że dojdzie do tego w ten dzień. - Gotowa? - wystawił ramię.

-Chyba nie rozumiem. - zagryzłam dolną wargę, patrząc hybrydzie w oczy.

- Nie sądziłaś chyba, że po tym wszystkim co się stało, moja rodzina tak po prostu zostawi Cię na lodzie w taki dzień? - pochylił głowę, nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego.

-Ty i twoje rodzeństwo... - wyjąkałam.

-Wszyscy przy tobie będziemy. - zapewnił - Czekają na dole. - dodał po chwili. Pokiwałam głową. Nie będę sama...

-Podobno nie bawisz się w bycie miłym czy kochanym. Dlaczego chcesz mi pomóc? - wzruszył ramionami i wydął dolną wargę 

-Może po prostu Cię lubię? - zaproponował - Sam nie wiem. Wiem tylko, że nie zasłużyłaś na samotność w taki dzień. Jesteś dobra. - stwierdził - Świat bywa okrutny dla osób o dobrym sercu. Nie chcę żebyś cierpiała, nie zasłużyłaś na to. - w tym momencie na sto procent byłam w niego wpatrzona jak w obrazek.

-Dziękuję. - mruknęłam w końcu. Nie miałam pojęcia co więcej mogłabym mu powiedzieć.

-Idziemy? - ponownie wystawił ramię w moją stronę, z tą różnicą, że tym razem od razu je przyjęłam i wyszłam z nim z mojego domu.

Każdy kolejny krok sprawiał mi niewyobrażalny ból. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale liczyłam, że jakoś sobie z tym poradzę.

W końcu byliśmy na zewnątrz, gdzie czekały dwa auta. Jedno, w którym siedziała Rebekah, Freya i Elijah. Drugie, w którym Kol siedział za kierownicą i najwyraźniej czekał na mnie i Klausa.

Szybko wpakowałam się na tylne siedzenie, a Nik zasiadł na miejscu pasażera.

-Jak samopoczucie? - Kol ruszył z piskiem opon. Na jego twarzy widniał uśmiech od ucha do ucha, ale nie mogłam mieć mu tego za złe. Jeszcze nigdy nie widziałam Kola bez tego chytrego uśmieszku.

- Nie powiem, żeby było rewelacyjnie, ale jakoś daję radę. - mruknęłam, patrzył w lusterko, aby widzieć moją reakcję. Zauważyłam jak kiwa głową.

-W dniu śmierci naszych rodziców ja i rodzeństwo raczej świętowaliśmy, więc nie bardzo wiem co powiedzieć w takiej chwili. - wyznał szatyn.

-Lepiej już nic nie mów, bo jedynie pogorszysz sprawę. -westchnął Nik. Wbiłam wzrok na krajobraz za oknem. Dam sobie radę...




*******
Co tam u was? Bo u mnie szkoda gadać haha

Emilia Mikaelson

Dangerous Game | Klaus Mikaelson ✔Where stories live. Discover now