17.

2.9K 226 68
                                    

70 gwiazdek = nowy rozdział!




-Dziękuję, Freya. - uśmiechnęłam się do czarownicy, która wręczyła mi pierścień. Teraz nie będę musiała bać się słońca.

- Nie ma za co, Cassie. - odwzajemniła uśmiech - Radzisz sobie jakoś z wampirzą stroną? - zainteresowała się. Westchnęłam.

Byłam wampirem od trzech dni i zdecydowanie sobie nie radziłam. Od razu po porwaniu opowiedziałam wszystko Nikowi, a ten odprowadził mnie do domu. Rodzicom nic nie powiedziałam, przeze mnie zeszli by na zawał...

-Gdyby nie Klaus to wczoraj wyssałabym całą krew z jakiegoś chłopaka. - wyznałam. Myślałam, że panowanie nad wampirzą częścią będzie łatwiejsze, myliłam się.

-Będzie dobrze, Kol do tej pory nie zawsze nad sobą panuje. - zaśmiała się - I teraz porównaj tysiącletniego wampira, do wampirzycy z trzydniowym stażem. - próbowała mnie pocieszyć.

-Wiem, po prostu myślałam, że szybciej się z tym wszystkim uporam. Chyba nie jestem tak silna jak mi się wydawało.

-Dziewczyno, daj sobie trochę więcej czasu. Chociaż tydzień. - jęknęła. Zaśmiałam się, ale skinęłam głową.

-Tak zrobię. - odparłam - A teraz lecę, dość czasu Ci już zabrałam.

-Przychodź zawsze gdy potrzebujesz pomocy, możesz na mnie liczyć. - uśmiechnęłam się do blondynki. Miała opinie suki, a dla rodziny i przyjaciół była w stanie poświęcić wszystko.

-Raz jeszcze dziękuję, Freya. - puściłam jej oczko i zbiegłam po schodach. Miałam ostatni dzień wolnego, więc postanowiłam wrócić do mieszkania i włączyć sobie jakiś serial. Niby co innego miałam robić?

- Cassie. - brytyjski akcent przeciął powietrze. Odwróciłam się, a przede m mną stanął Klaus. Od trzech dni praktycznie ciągle spędzamy razem czas. Hybryda próbowała mi pomóc panować nad pragnieniem, ale narazie nie szło mu zbyt dobrze. - Jak się czujesz? - wzruszyłam ramionami.

-Bez zmian. Dalej gdy widzę człowieka to mam ochotę go zabić. - prychnęłam - Długo to jeszcze potrwa? - jęknęłam.

- Nie mam pojęcia. U każdego działa to inaczej. Jedni panują nad sobą po kilku tygodniach, a inne mają problemy po wielu latach. - jego odpowiedź mnie załamała.

-Rezygnuję. - zaśmiałam się, na co blondyn przewrócił oczami.

-Trening czyni mistrza. Chodź. - skinął głową i ruszył do wyjścia. Patrzyłam na niego przez chwilę, ale w końcu doszłam do wniosku, że nie warto się z nim kłócić, i tak przegram.

-A gdzie idziemy? - zainteresowałam się, gdy znaleźliśmy się na ulicy między ludźmi. Automatycznie mój oddech przyspieszył, zaczęłam się rozglądać dookoła. Byłam przerażona, miałem wrażenie, że zaraz rzucę się na pierwszą lepszą osobę. - Nik. - jęknęłam, chwytając hybrydę za rękaw bluzki.

-Weź głęboki wdech. - poradził mi - Uspokój się. Powoli wdech i wydech. - wyszeptał mi prosto do ucha. Był dużo bliżej niż myślałam. - Nie myśl o krwi. Oczyść umysł. - chwycił mnie za nadgarstek. Starałam się robić to co kazał, ale nie widziałam efektów. W dalszym ciągu jedyne o czym myślałam to otaczający mnie zapach krwi. - Cassie. - usłyszłam hipnotyzujący głos, uniosłam głowę i spojrzałam Nikowi w oczy - Oczyść umysł i się uspokój. - nie zażywam werbeny. On mnie zahipnotyzował. Zamrugałam kilkukrotnie.

Chęć mordu zniknęła. Już nie myślałam o krwi, którą wciąż czułam. Głód nie był najważniejszy.

-Lepiej? - skinęłam głową.

-Dziękuję. - mruknęłam. Udało mu się. Dzięki niemu byłam spokojna. Nie myślałam o głodzie.

Uśmiechnął się lekko i skinął głową na "Nie ma za co".

-Chodźmy. - chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą.

-Ale gdzie? - zdziwiłam się. Myślałam, że chciał mnie po prostu zabrać do ludzi, ale najwyraźniej ma w tym większy cel.

Nie odpowiedział, w ciszy szliśmy przed siebie aż doszliśmy do baru.

-Rousseau's? - zmarszczyłam brwi. Wzruszył ramionami.

- Nie piłaś jeszcze jako wampir, a to coś niezwykłego. Niesamowicie mocna głowa do picia. Zresztą sama zobaczysz. - uśmiechnął się chytrze. Jeśli mam być szczera to mnie zaintrygował.

Otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Wtedy uświadomiłam sobie, że przez ten cały czas trzymam go za rękę. Trochę dziwne...

Nie puszczając mojej dłoni, pociągnął mnie w stronę baru.

- Na co masz ochotę? - spojrzał mi prosto w oczy. Uśmiechał się lekko przez co wyglądał cholernie uroczo.

I jak tu przepraszam bardzo można oderwać od niego wzrok? Toć to facet ideał. Wysoki, przystojny, z idealnym uśmiechem, brytyjski akcent, odważny i troskliwy względem rodziny.

- Nie miałam zbyt wiele okajzi do picia. - wyznałam - Zdam się na twój gust. - uśmiechnęłam się. Skinął głową.

- Jak sobie życzysz. - puścił mi oczko. Uderzył dłonią w blat. - Barman. - krzyknął, na co parsknęłam śmiechem. Przed nami pojawiła się Cami. Gdy zobaczyła Klausa, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, ale przeniosła wzrok na mnie i spoważniała. Chyba mnie nie lubi... Lub bardzo lubi Klausa.

-Witam. - wymusiła uśmiech.

-Cześć, Cami. - mruknęłam.

-Witaj. - mruknął - Dla mnie bourbon, a dla mojej towarzyszki mojito. - blondynka skinęła głową i zaczęła przygotowywać drinki.

-Zamierzasz mnie upić? - prychnęłam, obserwując Klausa.

-A jak uważasz? - odbił piłeczkę.

-Obawiam się, że zamierzasz mnie upić i wykorzystać. - mruknęłam udając powagę, ale blondyn parsknął śmiechem.

-Wasze zamówienie. - warknęła barmanka, podając alkohol. Uderzyła szkłem o blat tak mocno, że miałam wrażenie, że pęknie. Później po prostu odeszła.

-Chyba ma zły dzień. - mruknęłam, obserwując blondynkę. Wzruszył ramionami.

-Albo nasza obecność popsuła jej humor. - zasugerował.

On wie. Wie, że Cami na niego leci. Niezła akcja...





Emilia Mikaelson

Dangerous Game | Klaus Mikaelson ✔Where stories live. Discover now