07.

3.4K 248 54
                                    

70 gwiazdek = nowy rozdział!





-Cassie, czekaj! - usłyszałam krzyk pierwotnego za plecami. Przewróciłam oczami, ale spełniłam prośbę Mikaelsona, jednocześnie odwracając się w jego stronę.

-Czego? - prychnęłam, kładąc dłonie na biodrach.

-Gdybyś była milsza to by Cię nie zabolało. - wystawił język, a ja parsknęłam krótkim śmiechem - Ale nieważne. - machnął dłonią - Nie o tym chciałem gadać. Słuchaj, koniecznie chcesz żebyś wraz z rodzeństwem trzymał się z dala od Ciebie i spraw miasta, ale tak naprawdę problemem są Nik i Elijah. To z nimi musisz rozmawiać, a myślę, że razem możemy dojść do idealnego porozumienia i każdy będzie zadowolony. - wzruszył ramionami. Normalnie powiedziałabym, że zwariował, ale to co mówił miało sens. Może gdybym porozmawiała z nimi wszystkimi to udałoby mi się ich pozbyć z miasta. Wtedy mogłabym wrócić do swoich obowiązków, nie martwiąc się Mikaelsonami.

-Okey. - westchnęłam - To co mówisz ma sens. - przyznałam niechętnie.

-Więc idziemy do mnie? - uśmiechnął się szeroko. Jakoś tak mu nie ufam... Wygląda jak psychopata, który byłby w stanie mnie zabić jednym ruchem, bez mrugnięcia okiem. Czy ja muszę mieć takiego pecha do ludzi?

- Tak. - mruknęłam - Idziemy do Ciebie. - skinął głową i od razu ruszyliśmy przed siebie - Masz trzymać ręce przy sobie, a odstęp między nami ma wynosić co najmniej półtora metra. Jasne? - warknęłam. Szatyn pokiwał głową. - Świetnie.

-Dogadasz się z Elijah. - prychnął - Jesteś tak samo sztywna jak on. Nie znasz się na dobrej zabawie...

-To nie tak. - zaprzeczyłam niemal od razu - Umiem się bawić, ale Ty i twoja rodzinka jesteście problemem. - uśmiechnęłam się fałszywie - Im szybciej się was pozbędę, tym szybciej będę mogła wrócić do szarej codzienności. - wyznałam prawdę - Ale nie jestem sztywna! - syknęłam, mierząc go palcem wskazującym. Parsknął śmiechem, kręcąc głową.

-Jasne... - Z pewnością kłóciłabym się z nim dłużej, gdyby nie fakt, że byliśmy już przed jego domem rodzinnym.

Nie wahając się ani chwili, przekroczyłam próg i weszłam jakbym była u siebie.

-Ej rodzinko! - wesoły krzyk Kola rozniósł się wokół - Mamy gościa! Wypadałoby się przywitać, czy tylko ja mam w sobie resztki kultury w tej rodzinie? - zakpił. Dziwna z nich rodzina, ale nie mnie to oceniać.

-Stul pysk, Kol. - obok mnie pojawiła się blondynka - Cassidy Green jak mniemam. - spojrzała na mnie, a ja pokiwałam głową. Jak się domyśliłam to Rebekah Mikaelson, młodsza z sióstr.

-Cześć, Rebekah. - uśmiechnęłam się lekko. W odróżnieniu od reszty rodziny, o niej słyszałam same pozytywne rzeczy.

-Skąd wiesz jak...

-Ona wie naprawdę dużo. - ten głos będzie mi się śnił po nocach. Boski akcent, którym zapewne zwrócił w głowie nie jednej kobiecie. Hybryda na pewno jest świadoma jak działa na płeć piękną...

-Witaj ponownie, Klaus. - uśmiechnęłam się podle. Skrzyżowł ręce na piersi i oparł się o ścianę posiadłości.

-Wiedziałem, że sama do mnie przyjdziesz. Mówiłem, że spotkamy się szybciej niż myślisz, kotku. - puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami.

-Wybacz, że niszczę twoje marzenia, ale jestem tu w interesach. - mruknęłam, a blondyn zmarszczył brwi.

-Interesujące. - nagle obok mnie pojawił się Elijah z blondynką u boku. A zatem to musi być czarownica, Freya Mikaelson. - W jakich to interesach do nas przyszłaś? - zapytał szatyn.

- Nie będę owijać w bawełnę. - wyznałam - Chcę żebyście po prostu zniknęli z miasta. Marcel jest przewrażliwiony na waszym punkcie, a że mój szef traktuje go jak Boga, a jego słowa jak świętość to ja muszę spełniać ich rozkazy... - przewróciłam oczami - A dzieją się tutaj dużo ważniejsze rzeczy niż wasz przyjazd. Wolałabym więc zająć się czymś bardziej istotnym niż pilnowanie was. - oznajmiłam - Więc może zrobicie dobry uczynek i znikniecie z miasta? - zagryzłam dolną wargę, starając się ukryć cisnący się na usta uśmiech.

-Ymmm... Nie. - prychnął Klaus - Ale możemy negocjować. - uśmiechnął się pod nosem.

-Co proponujesz? - zawiązałam ręce na piersi. Na pewno nie dam się w nic wplątać ani wykorzystać...

-My zostaniemy w mieście, ale nie będziemy Ci wchodzić w drogę. Wręcz przeciwnie, możesz na tym skorzystać. - brzmi nieźle. Pytanie gdzie jest haczyk. Bo gdzieś jest na pewno...

-A czego oczekujecie w zamian? - przymrużyłam oczy.

-Jako policjantka masz znajomości i zasięgi. - głos zabrał Elijah. Oho... ciekawe do czego zmierza.

-Ty pomożesz zdetronizować Marcela i wyrzucić go z rady, a my pomożemy tobie. - zaproponował Klaus. Coś mi się wydaje, że to nie wszystko. Coś ukrywają... Tylko co?

- Nie patrz tak na nas. - zaśmiała się Freya - Deal za deal.

- To nie takie proste. - zaśmiałam się - Wy nie tylko chcecie się pozbyć Marcela, ale też zająć jego miejsce. Nie wiele ludzi wie o świecie nadprzyrodzonym, a ja nie narażę ich życia. Skąd mam wiedzieć co zrobicie gdy dostaniecie to czego chcecie? Może umowę diabli wezmą. - zakpiłam - Nie ma szans. W niczym nie pomogę. - prychnęłam i nie czekając na ich odpowiedź odeszłam w swoją stronę.

Mieli w tym ukryty cel, a ja nie będę środkiem przez który go osiągną. Co to, to nie...






Xoxo Emilia Mikaelson

Dangerous Game | Klaus Mikaelson ✔Where stories live. Discover now