09.

3.3K 223 59
                                    

70 gwiazdek = nowy rozdział!




- Nie, Thierry! - warknęłam zirytowana do granic możliwości i mocniej zacisnęłam dłonie na kierownicy. Jeśli tak dalej pójdzie to uduszę tego człowieka podczas jego pierwszej zmiany. I nie będę miała z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia!

- Thomas jasno dał nam do zrozumienia, że jedyne co mamy dziś robić to pilnować Mikaelsonów i znaleźć coś, co mogłoby pomóc pozbyć się ich z miasta. - zaoponował. Co za idiota.

-Może powtórzę jeszcze raz. - wysyczałam, gdy ponownie musiałam się zatrzymać na czerwonym świetle. - Ja tu rządzę. Co znaczy, że masz tu do powiedzenia tyle co dziecko w wyborach na prezydenta. - warknęłam, uderzając dłonią w kierownicę. - Wyraziłam się jasno? - spiorunowałam go wzrokiem.

-Ty wcale nie zamierzasz się ich pozbyć. - prychnął - Masz z nimi jakiś wspólny interes? Zawarliście pakt czy coś w tym stylu? A może...

-A może utnę Ci język jeśli się nie zamkniesz. - wrzasnęłam, a on spojrzał na mnie przerażony - Jeżeli w ciągu tej jazdy z twoich ust wyjdzie jeszcze choćby jedno słowo to stracisz język! - wykrzyczałam wściekła. W tym samym czasie światło zmieniło się na zielone, a ja ruszyłam z piskiem opon.

Uduszę go. Albo utopię. Spalę i rozrzucę jego prochy po Nowym Orleanie. A może poćwiartuję go i roześlę jego części po całym świecie. To jest dobry plan...

W końcu moim oczom ukazał się cel. McDonald's. Jestem cholernie głodna.

Kątem oka zauważyłam jak Thierry otwiera usta, aby coś powiedzieć.

- Nie radzę. - ostrzegłam go - Mam przy sobie scyzoryk przy pomocy, którego bez problemu utnę Ci język. - syknęłam, przejeżdżając bliżej restauracji, aby złożyć zamówienie. Zatrzymałam się na parkingu. - Wypad z auta. - warknęłam.

- Nie jestem głodny... - burknął.

-A ja nie miałam zamiaru proponować Ci jedzenia. - zaszydziłam - Po prostu nie mam zamiaru zostawiać Cię samego w aucie. Kto wie co Ci strzeli do tego pustego łba. - prychnęłam.

Przewrócił oczami i niechętnie wyszedł z samochodu. Zanim dotarliśmy do restauracji, usłyszałam znajomy głos za plecami.

-Kogo widzą moje oczy. - niech to szlag.

-Klaus Mikaelson. - Thierry odwrócił się na pięcie i stanął twarzą w twarz z pierwotnym. Kurwa. Będą problemy. - Wiedziałem, że go znasz! - palcem wskazującym wycelował we mnie. - Thomas się o tym dowie i... - i w tym momencie Klaus skręcił mu kark. Zasłoniłam usta dłońmi i szybko rozejrzałam się wokół czy ktoś tego nie widział. Jasna cholera...

-Coś ty zrobił?! - wysyczałam zdenerwowana - Co ja mam powiedzieć szefowi? Że pierwotny zabił mi partnera pierwszego dnia pracy? - prychnęłam.

-Opanuj się, kochanie. - mruknął, a w kącikach jego ust pojawił się uśmiech - Nikt się nie dowie. Coś wymyślę i...

-Mysimy zabrać stąd jego ciało. - przerwałam mu.

- Jak sobie życzysz. - mruknął i podniósł ciało Thierrego. Nie wierzę, że to powiem...

-Wrzuć go do radiowozu. - westchnęłam. Co ja teraz zrobię... Klaus wrzucił ciało mężczyzny na tylne siedzenie. - Ty też wsiadaj. Będziesz mi się ostro tłumaczył. - prychnęłam, siadajac za kierownicą. Pierwotny szybko znalazł się obok a ja ruszyłam z parkingu.

Mój nowy partner leży martwy na tyłach auta.

Obok mnie siedzi pierwotna hybryda.

A co najgorsze nie zdążyłam nic zjeść i wciąż jestem głodna... Ten dzień to jakiś żart.

Cała droga minęła w milczeniu. Szef mnie zabije... Co ja mam mu powiedzieć? Przez przypadek Klaus skręcił mu kark? Przecież to jakiś żart...

-Mysimy go zabrać do mojego mieszkania. - westchnęłam. Hybryda skinęła głową i szybko uporała się z ciałem Thierrego, co wcale nie było takie łatwe. Dziesięć pięter w górę i to schodami... Plus pierwotny niesie zwłoki...

Na całe szczęście, żaden z sąsiadów nie wychodził z domu.

Kurwa. Przecież żeby Klaus wniósł go do mnie, muszę go najpierw zaprosić... To fatalny pomysł. Wtedy będzie mógł sobie do mnie wchodzić kiedy tylko będzie miał ochotę...

- Nie wierzę, że to powiem... - pokręciłam głową, gdy otwierałam drzwi. Mój wzrok szybko padł na hybrydę. - Lepiej żebym tego nie żałowała. - wyszeptałam, bacznie go obserwując - Wejdź, Klaus. - na ustach pierwotnego pojawił się zwycięski uśmiech i przekroczył próg. Będą z tego kłopoty...

Weszłam chwilę po nim i zatrzasnęłam drzwi, przy okazji przekręcając zamek w drzwiach.

-Coś ty sobie myślał? - wybuchłam wściekła - Nie dość, że szef przestał mi ufać to teraz będę musiała mu tłumaczyć dlaczego mój partner nie żyje...

-On żyje. - przerwał mi blondyn. Wytrzeszczyłam oczy.

-Słucham? - wyjąkałam.

- Thierry żyje. To nie człowiek tyle wampir, który pracuje dla Marcela. - wyjawił, wzruszając ramionami.

Co się tutaj dzieje... Rozumiem mniej niż chwilę temu.

- Jak to wampir? - zdziwiłam się.

-Marcel chciał wiedzieć co robisz. Nie ufa Ci. - zaśmiał się, siadając na kanapie w salonie. Ciało wampira leżało obok stołu.

- No dobra... Rozumiem dlaczego Marcel mi nie ufa, ale chyba nie rozumiem dlaczego mi pomogłeś. - bacznie go obserwowałam.

- Nie powiedziałaś Thomasowi, że z nami rozmawiałaś. - mruknął - Nie wybrałaś nas choć mówiłaś, że nie chcesz mieć z nami nic wspólnego. - zaśmiał się - To zabawne. - wyszczerzył się.

-Nadal nie zamierzam być waszym środkiem do celu. - wyjaśniłam - Ale chcę się pozbyć Marcela z miasta, więc wam pomogę. Nie dam się wykorzystać tylko pomogę. - podkreśliłam ostatnie słowo. Blondyn skinął głową.

-Mnie to wystarcza. - uśmiechnął się zwycięsko. Nerwowo przełknęłam ślinę. To się skończy źle...






Emilia Mikaelson

Dangerous Game | Klaus Mikaelson ✔Where stories live. Discover now