05.

3.6K 257 75
                                    

60 gwiazdek = nowy rozdział!





Za kilka minut na zegarze wybije północ, a ja wciąż siedzę nad papierkową robotą na komisariacie. Westchnęłam i odchyliłam się krześle, aby rozprostować plecy. Od kilku godzin siedzę przy biurku i czuję jak palą mnie mięśnie. Cholernie ścierpłam.

Jęknęłam, rozmasowując plecy. Ból był coraz bardziej uciążliwy.

Nagle w całym komisariacie zgasły światła. Zdezorientowana sięgnęłam po telefon do kieszeni, aby użył latarki.

Coś mi tutaj nie pasuje. Taka sytuacja nigdy wcześniej nie miała miejsca. Coś jest nie tak...

Szybko włączyłam latarkę i zaczęłam się rozglądać. Cisza i spokój, to wręcz nazbyt niepokojące. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z biura na korytarz, ale nikogo na nim nie zostałam.

-Hej! - krzyknęłam i ruszyłam przed siebie - Jest tu ktoś? Halo! Gdzie się wszyscy podziali? - ciemność i cisza. Bosko... - Co się tutaj dzieje... - wyszeptałam pod nosem.

Próbowałam włączyć światło, ale moje próby na nic się zdały. Wciąż otaczała mnie ciemność.

Dlaczego nie ma tutaj nikogo oprócz mnie. Wiem, że jest późno, ale przecież ktoś powinien tu być.

Pokręciłam głową i niechętnie wróciłam do mojego biura. Skończę to zaczęłam przy świetle z telefonu. Nie lubię zostawiać nieskończonej pracy... To nie w moim stylu.

Ponownie usiadłam przy biurku i zaczęłam wypisywać protokoły. Co prawda światło z telefonu nie było spełnieniem marzeń, ale coś przynajmniej widziałam.

Nagle usłyszałam czyjeś kroki. No proszę czyli jednak nie jestem sama.

Szybko wstałam z krzesła, wciągając broń z zza paska, nie zamierzam ryzykować własnym życiem. Nigdy nie wiadomo kogo tu przywiało...

Wycięgnęłam dłoń z bronią przed siebie, jednocześnie trzymając telefon w drugiej dłoni. W każdej chwili byłam gotowa strzelić.

-Kto tu jest? - warknęłam, ponownie wychodząc na korytarz, jednak znów nikogo nie zauważyłam. Mimo to, wciąż słyszałam kroki... Ktoś w dalszym ciągu tu jest. - Okey. Wiem, że tu jesteś bo Cię słyszę! - warknęłam - Więc do kurwy nędzy, pokaż się tchórzu! - wysyczałam. Usłyszłam jakiś hałas w pokoju, w którym byłam przed chwilą. Powoli, krok po kroku, wróciłam do gabinetu, jednak nikogo tam nie było.

Rozejrzałam się, ale znów nikogo nie zauważyłam...

Nagle poczułam wiatr we włosach. Mam Cię frajerze!

Odwróciłam się na pięcie i nie wahając się ani chwili, pociągnęłam za spust. Nabój trafił w klatkę piersiową mężczyzny. Ponownie załadowałam broń, ale zdążyłam strzelić gdyż zostałam powalona na ziemię i przygnieciona ciałem mężczyzny.

Przerażona uniosłam wzrok i niemal od razu ujrzałam znajome, błękitne tęczówki.

-Klaus? - zdziwiłam się - Co ty tutaj robisz? - jęknęłam, próbując go z siebie zepchnąć. Cenię sobie przestrzeń osobistą, którą on wyraźnie narusza.

-Ciebie też miło widzieć. - wywarczał - Nie musiałaś od razu strzelać, może mnie tym nie zabiłaś, ale zabolało. - syknął i powoli się podniósł. Jednocześnie tracąc jakikolwiek kontakt fizyczny z moim ciałem.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Szkoda, że trafiłam w prawą stronę klatki piersiowej. Mogłam mu sprzedać kulkę prosto w serce, nauczyłby się, że nie wolno mnie straszyć.

-Może nie dosłyszałeś. - zakpiłam - Co tutaj robisz? - wysyczałam, wstając. Otrzepałam się z niewidzialnego kurzu i skrzyżowałam ręce na piersi.

-Przyszedłem Cię odwiedzieć. - wzruszył ramionami.

-Gdzie wszyscy pracownicy policji? - warknęłam, ponownie sięgając po broń i mierząc nią w pierwotnego. Ciekawe czy hybryda wie, że mam drewniane naboje, które zrobią mu jeszcze większą krzywdę niż zwykłe...

-Odłóż broń, kochana. - oparł się o moje biurku, a lewą dłonią jakby nigdy nic wyciągnął nabój ze swojego ciała. Super... A ja myślałam, że chociaż trochę pocierpi...

-Nie zamierzam ryzykować. - odparłam - Kto wie co jeszcze strzeli Ci do łba. - prychnęłam, a blondyn przewrócił oczami.

-Trochę szacunku dla starszych. - warknął, a ja parsknęłam śmiechem - Mówię poważnie. Jesteś...

-Tak, tak wiem... - zaśmiałam się - Jestem irytująca. A teraz mów gdzie moi znajomi z pracy? - pistolet cały czas miałam skierowany w jego stronę. Nie spuszczałam z niego oka.

-Użyłem na nich perswazji, aby nikt nam nie przeszkadzał. - wyszczerzył się.

Choć prądu w dalszym ciągu nie było, moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i widziałam wszystko wyraźnie.

-A światło? - prychnęłam.

- To takie moje widzi mi się. - wzruszył ramionami - Przyznaj, że dzięki temu jest ciekawiej. - przewróciłam oczami.

-Czego ode mnie chcesz? - całkowicie go zignorowałam.

-Myślę, że możemy sobie wzajemnie pomóc. - mruknął, a ja zmarszczyłam brwi.

-Chyba nie bardzo rozumiem. - pokręciłam głową - Zresztą to nieważne! Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. - syknęłam - Zostaw mnie w spokoju. - zarządałam.

-Myślę, że zmienisz zdanie. - uśmiechnął się i powoli ruszył do wyjścia - Jeszcze się spotkamy, kochana. - uśmiechnął się po raz ostatni i wyszedł zostawiając mnie samą.

Wiedziałam, że Klaus Mikaelson przyniesie mi kłopoty...






Xoxo Emilia Mikaelson

Dangerous Game | Klaus Mikaelson ✔Where stories live. Discover now