02.

4.1K 259 99
                                    

60 gwiazdek = nowy rozdział!



Wściekła po rozmowie z przełożonym, wsiadłam do samochodu i od razu ruszyłam przed siebie.

Miałam tylko jeden cel. Udusić, utopić, spalić, zakopać, odkopać i zabić Marcela Gerarda.

Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu miejsca parkingowego. Jestem policjantką, przepisy przede wszystkim. W końcu po kilka minutach uciążliwego poszukiwania, znalazłam wolne miejsce przed barem. Byłam prawie pewna, że to właśnie tam znajduje się Gerard.

Rousseau's to chyba najsłynniejszych barów w Nowym Orleanie. Wyjątkowo często odwiedzany przez istoty nadprzyrodzone, zapewne spowodowane tym, że znajduje się w dzielnicy francuskiej.

Zamknęłam drzwi auta i ruszyłam do bary. Jeśli on tam będzie to naprawdę go uduszę. Wściekła wparowałam do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.

Za barem zobaczyłam znajomą mi blondynkę. Ona będzie wiedziała to, co ja chcę się dowiedzieć.

-Cami. - warknęłam, podchodząc bliżej niej - Gdzie jest Marcel Gerard? - oparłam łokcie na blacie. Widziałam zaskoczenie wymalowane na jej twarzy, zdecydowanie się mnie nie spodziewała. - Halo? - pomachałam dłonią przed jej twarzą - Wiem, że się przyjaźnicie. Gdzie on jest? - wysyczałam.

-Hej, Cassie. - uśmiechnęła się sztucznie - Ja... - zaczęła się jąkać - Marcel... czy on jest o coś oskarżony? - wyjąkała w końcu. Przewróciłam oczami. Czy ona myśli, że ja powiem jej prawdę? Na litość boską, jaka ona jest naiwna...

-Może inaczej. - westchnęłam i usiadłam na wysokim stołku - Obie wiemy kim tak naprawdę jest Marcel. - uderzyłam dłonią w ladę - Więc mów mi gdzie jest. - uśmiechnęłam się fałszywie. Chyba ją przestraszyłam... Jestem coraz lepsza.

-Wyszedł. - wydukała w końcu - Ale powiedział, że niedługo wróci, więc... - zacięła się, gdy drzwi wejściowe zostały szeroko otwarte. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam frajera, którego szukałam.

-Dzięki. - zwróciłam się do blondynki, po czym zeskoczyłam z krzesła, idąc w kierunku Gerarda. - Na zewnątrz. - wysyczałam - Ale już. - palcem wskazującym pokazałam na drzwi za jego plcami.

Zaśmiał się kręcąc głową.

- Co karze ci myśleć, że zrobię to co chcesz? - zakpił - Świadomość, że masz przy sobie broń, którą i tak nie jesteś w stanie nic mi zrobić. - z jego ust znowu uciekł krótki śmiech - A może twoje metr sześćdziesiąt pięć? - przewróciłam oczami.

On naprawdę myśli, że mnie przestraszy? Jego niedoczekanie.

Dłońmi chwyciłam za kołnierzyk jego koszuli.

-Możesz być wyższy, starszy i silniejszy, ale ja jestem o wiele inteligentniejsza! - wysyczałam - Myślisz, że nie wiem czemu powiedziałaś Thomasowi o Mikaelsonach? Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Boisz się ich. Cholernie się ich boisz. A jeśli będziesz grał przeciwko mnie to ja załatwię Ci wojnę z pierwotnymi. - uśmiechnęłam się przebiegle - Oboje wiemy, że jestem w  stanie to zrobić bez mrugnięcia okiem. Zatem, może powtórzę jeszcze raz. Na zewnątrz, Gerard. Już. - strzepnął moje dłonie ze swojej koszuli i wyszedł. Odwróciłam się i pomachałam do Cami, po czym wyszłam do Marcela. Przeszliśmy kilka metrów, aby znaleźć się między dwoma budynkami i nie zwracać na siebie uwagi.

-Czego chcesz, Cassie? - warknął.

-Żebyś odwołał to co powiedziałeś Thomasowi. Ty boisz się pierwotnych, więc ty sobie ich śledź! - prychnęłam, wrzucając ręce w powietrze.

- Nie. Nie zamierzam nic odwoływać, muszę wiedzieć co kombinuje Klaus, a sam nie będę mu się narażał. - wyjaśnił.

-Jesteś zwykłym tchórzem. - zakpiłam - Kurwa, taki z Ciebie wampir jak ze mnie papież. - wysyczałam - Jesteś do niczego. - pokręciłam głową - Zresztą - machnęłam dłonią - wiedziałam od kiedy Cię poznałam, że jesteś tchórz i debil. - warknęłam - Nie będę już tracić czasu, ale pamiętaj, że nie będę grać według twoich zasad. Policja ma być dla ludzi, a nie dla wampirzym nieudaczników. - posłałam mu najbardziej fałszywy uśmiech na jaki było mnie stać. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do auta. Muszę wracać na komisariat.

Tak bardzo byłam skoncentrowana na moim problemie z Gerardem, że przez przypadek na kogoś wpadłam. Podniosłam wzrok i ujrzałam znajomą twarz.

-Noah, wybacz. - mruknęłam - Zamyśliłam się. - podrapałam się po głowie - Co tutaj robisz? - uniósł kubek z kawą w górę.

-Miałem przerwę, więc przyszedłem po kawę. - wyjaśnił, wzruszając ramionami - A Ty? Co tutaj robisz? - westchnęłam.

-Szkoda gadać. - stwierdziłam w końcu - Podwieźć Cię na komisariat? - zaproponowałam - I tak miałam wracać. Ochoczo pokiwał głową.

-Byłbym wdzięczny. - posłał w moją stronę, piękny uśmiech, ukazując przy okazji idealnie białe zęby.

- To chodź. - ruszyliśmy w stronę radiowozu, gdy mój wzrok powędrował na drugą stronę ulicy.

Cholera jasna. Mam mniej czasu niż myślałam. Pierwotni już są w mieście. A to oznacza kłopoty dla mnie...

******

Ja wam powiem tak

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Ja wam powiem tak... Ta historia jest dla mega ważna i pisanie jej to nie lada wyzwanie, bo chcę pokazać coś więcej niż dotychczas, więc mam nadzieję, że przeczytacie! 🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Dangerous Game | Klaus Mikaelson ✔Where stories live. Discover now