14.

2.8K 206 95
                                    

70 gwiazdek = nowy rozdział!






Wiecie co jest najpiękniejsze w życiu? Dzień wolny. Dzień, w którym możecie spać do południa i niczym się nie przejmować.

Dziś była sobota i to właśnie miał być taki dzień dla mnie. Tylko ja, moje łóżko, Netflix i jedzenie. Tylko tyle i aż tyle.

Niestety, jak to zwykle w życiu bywa, gdy coś zaplanujesz, los zrobi wszystko aby pokrzyżować Ci plany.

Sen to rzecz święta. Wszyscy wiemy jak ważny jest dla naszego zdrowia.

Światło słoneczne delikatnie muskało moją twarz, było mi wygodnie, ciepło i przyjemnie.

Nagle usłyszłam dzwonek do drzwi. Przerażona, zerwałam się do pozycji siedzącej.

Jęknęłam pod nosem i przejechałam dłońmi po twarzy. Uchyliłam powieki i spojrzałam na zegarek przy łóżku. Dziewiąta... Jest dziewiąta rano, a ktoś dobija się do moich drzwi...

Komu życie niemiłe, żeby budzić mnie w weekend przed południem?

Czy ludzie nie wiedzą, że zawsze mam przy sobie naładowaną broń? I nie boję się z niej skorzystać? Jeśli nie, to ten ktoś stoi za drzwiami zaraz się o tym dowie!

Wściekła zerwałam się z łóżka i jak najszybciej ruszyłam do drzwi. Uprzednio chwyciłam za dużą na mnie bluzę, aby nie otworzyć drzwi w kusej piżamie.

Chwyciłam za broń, którą miałam na biurku i poszłam otworzyć. Może jak raz go postraszę to więcej mnie nie obudzi.

Szybko przekręciłam zamek i pociągnęłam za klamkę, a drzwi ustąpiły.

-Słuchaj frajerze... - zaczęłam i wyciągnęłam broń zza pleców, jednocześnie patrząc kto mnie odwiedził.

O matko... Ale wtopa.

-Mama? Tata? - zdziwiłam się. Ciekawe jak ja się teraz wytłumaczę. - Co tutaj robicie? - Nie kryłam zdziwienia ich obecnością. Ostatnio widzieliśmy się jakieś pół roku temu na rodzinnym obiedzie. - I dlaczego nie ma z wami Abbey? - Abbey to moja siedemnastoletnia siostra.

-Proszę, czy możesz odłożyć broń? - odezwała się rodzicielka. No tak, nigdy nie popierała kobiet w mundurach, a jej córka jest policjantką. O ironio.

-Tak, jasne. - odchrząknęłam - Wejdźcie. - mruknęłam, wpuszczając ich do środka.

Pamiętaj nie poruszaj tematu Mikaelsonów.

Tylko nie poruszaj tego jednego tematu...

-Okey. Więc co tutaj robicie? I czemu nie ma Abbey? - zapytałam, gdy znaleźliśmy się w kuchni. Szybko wstawiłam wodę na kawę.

-Abbey miała dużo nauki. Jest bardzo ambitna, zresztą znasz ją. Chce się dostać na jak najlepszą uczelnię. - wyjaśniła. Tak, Abbey to ta inteligenta, a ja to ta wysportowana.

-Rozumiem. - skinęłam głową - Ale co tutaj robicie i czemu tak bez zapowiedzi? - nie dawałam im spokoju. Chciałam znać prawdę.

-Będziemy z Tobą szczerzy. - westchnął mój ojciec i usiadł naprzeciwko mnie - W mieście pojawili się Mikaelsonowie. - kurwa. Przecież to miał być temat tabatu! Czemu poruszają temat, którego chciałam uniknąć... - Dlatego przyjechaliśmy. Żeby Cię ostrzec, pracujesz w policji, więc pracujesz dla miasta, a oni chcą... - przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi.

Okey to dziwne... Nikt nigdy nie wchodzi sobie tutaj tak po prostu.

Zmarszczyłam brwi, skupiając wzrok na rodzicach.

-Spodziewasz się kogoś? - cieszę przerwał głos matki. Pokręciłam głową, ponownie wyciągnęłam dłoń po broń. Coś mi tutaj nie pasuje. A intuicja nigdy mnie nie zawodzi...

- Nie ruszajcie się stąd. - mruknęłam i powoli opuściłam kuchnię. Krok po kroku zmierzałam w stronę wejścia. Drzwi były otwarte. Nie dobrze.

Mocniej zacisnęłam dłoń na broni i obróciłam się wokół własnej osi.

-Kim jesteś? - warknęłam w stronę brązowowłosej. Co to za małolata?

Dziewczyna wyciągnęła dłoń przez siebie a ja poczułam palący ból głowy. Pisnęłam z bólu i upuściłam broń, upadając na podłogę.

Ból był nie do wytrzymania i z sekundy na sekundę się nasilał.

-Cassidy?! - usłyszałam przerażony krzyk matki. Ból zniknął a dziewczyna skoncentrowała się na moich rodzicach, stojących w progu.

-Uciekajcie! - wrzasnęłam, ale na próżno. Oboje upadli na podłogę, a usta dziewczyny wykrzywiły się w uśmiech.

-Cassidy Green, nazywam się Davina Claire i jestem tutaj w imieniu Marcela... - teraz to dupek przegiął. Momentalnie chwyciłam za broń, leżącą na podłodze i wycelowałam w szatynkę, oddając dwa celne strzały prosto w prawe ramię i prawy bok.

Wrzasnęła z bólu i upadła, jednocześnie przestając wypowiadać zaklęcie. Spojrzała na mnie ze złością i resztkami sił i wybiegła z mojego domu.

Nikt, nigdy nie skrzywdzi mojej rodziny. Nie pozwolę na to.

-Nic wam nie jest? - zerwałam się i znalazłam przy rodzicach, aby pomóc im wstać. Oboje wstali i popatrzyli na mnie.

- Co to miało być? - warknęła moja rodzicielka. Wypuściłam powietrze, z bólem w sercu.

-Wiem, że Mikaelsonowie wrócili do miasta. - westchnęłam i postanowiłam w końcu powiedzieć prawdę - I wiem też czego chcą. A wiem to wszystko, ponieważ... - patrzyli na mnie wyczekująco. Wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Musiałam powiedzieć. - ponieważ pomagam im osiągnąć to czego chcą. - wyznałam. Nie byli w stanie ukryć zaskoczenia. Chyba nigdy ich aż tak bardzo nie zszokowałam.





*****
Rozdział się wam podobał? Czekam na wasze opinie! 🖤

Emilia Mikaelson

Dangerous Game | Klaus Mikaelson ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora