639 65 20
                                    

   — Co tu robisz? — zapytałam chłopaka, a ponieważ miałam jednoosobowe łóżko, byliśmy strasznie blisko siebie. On tylko spokojnie poprawił pomiętą koszulkę, przykrył się puchową i cieplutką pierzyną i przeczesał palcami swoje śnieżnobiałe włosy. Z jego twarzy zniknął delikatnie różowy kolor, który byłby niewidoczny, gdyby nie mleczna karnacja skóry chłopaka. Spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami, w których w tamtym momencie odbijało się światło księżyca, padające przez dużej wielkości okno do pokoju.
   — Cóż... przyszedłem wyjaśnić sytuację, z jakiej powodu mnie unikasz i ze mną nie rozmawiasz    — powiedział i zakopał się bardziej w kołdrze, pod którą coraz bardziej było ciepło.
   — Przecież z Tobą rozmawiam — powiedziałam spokojnie i odwróciłam się plecami do Killa. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy chłopak się poruszył, co dokładnie było czuć, przez uginający się materac i kołdrę, którą delikatnie zsunęła się na mnie. Zerknęłam kątem oka, co robi chłopak i delikatnie się zarumieniłam. Jego twarz była niesamowicie blisko mojej. W jednej chwili oparł lewą dłoń, po prawej stronie mojej głowy, a ja zauważyłam delikatnie zabrudzony krwią bandaż.
   — Dobrze, wiesz o co mi chodzi — szepnął, jednak ja nie oderwałam wzroku od zranionej dłoni.
   — Co ci się stało? — zapytałam, w końcu patrząc prosto w błękitne tęczówki. Czarne źrenicę delikatnie się rozszerzyły, a brwi ściągnęły ku sobie.
   — Nie ważne. To nie jest temat naszej rozmowy — powiedział, jednak ja znowu spojrzałam na zabandażowane przedramię. Delikatnie dotknęłam go, a chłopak cicho syknął, próbując to ukryć. Uśmiechnęłam się, ponieważ nagle pomyślałam, że to uroczę, kiedy ukrywa ból i chce wyjść na twardziela. Po chwili jednak spoważniałam i zrzuciłam z siebie chłopaka. Odwiązałam bandaż, mimo wyrywania się Killa, a kiedy zaczerwieniony materiał opadł na poduszkę, patrzyłam zszokowana na blade ramię chłopaka. Miał ślady szczęki, jakby coś dużego go ugryzło. A ja wiedziałam co to jest. Szybko wstałam z łóżka i nie przejmując się nawet bosymi stopami, które dotknęły lodowatej podłogi, ani zimnym powietrzem otulającym moją skórę. Zignorowałam nawet nieprzyjemny dreszcz, który przeszył moje ciało. Ruszyłam do łazienki, aby z szafki nad zalewem wyciągnąć apteczkę. Wróciłam do pokoju i znowu usiadłam obok chłopaka.
Delikatnie złapałam bladą dłoń i przyciągnęłam w moją stronę. Obejrzałam ranę z każdej strony. Wyglądała okropnie.
   — On, naprawdę cię ugryzł? — zapytałam patrząc prosto w oczy chłopaka. Widziałam niepewność, po czym odwrócił wzrok. — Killua.
   — Chciał się tylko bawić — powiedział i spojrzał na mnie. Spojrzałam na ranę i pokręciłam.
   — To wyszkolony pies. On nie chcę się bawić — odparłam i poważnym, niemalże morderczym wzrokiem spojrzałam na chłopaka. — Rozkaz Illumiego czy Ojca?
   — Illumi namówił Ojca — odwrócił wzrok, a w moich oczach zebrały się łzy. Jedną z nich spadła na dość świeżą ranę chłopaka, a on syknął i spojrzał na mnie. — Sumi?
   — Przepraszam — ścisnęłam mocniej palce na dłoni białowłosego, a kolejna łza spadła na ranę chłopaka. — To moja wina.
   — To nie jest twoja wina — powiedział, jednak ja szybko pokręciłam głową.
   — Jest moja! Gdybym nie zawierała z Tobą jakiejkolwiek znajomości nic by się nie stało. Dlatego Cię unikałam. Czułam, że coś się może przez to stać — mój głos lekko drżał, a moje dłonie mocno ściskały dłoń chłopaka. — Przepraszam.
   — Mówię, że to nie twoja wina — powiedział i wziął w dłonie moją twarz. Starł delikatnie moje łzy i patrzył prosto w moje oczy. Nie mam pojęcia ile tak siedzieliśmy patrząc w swoje tęczówki. Jednak to ja pierwsza się ruszyłam. Opuściłam głowę i załapałam dłoń chłopaka, opatrując ranę. Kiedy skończyłam położyłam się, a białowłosy, ku mojemu zdziwieniu, położył się obok mnie, delikatnie obejmując mnie od tyłu.

 

❞𝐩𝐨𝐝𝐫𝐨𝐳 𝐳𝐲𝐜𝐢𝐚 𝐜𝐨𝐫𝐤𝐢 𝐬𝐦𝐢𝐞𝐫𝐜𝐢❞ killua x oc Where stories live. Discover now