542 52 2
                                    

Zakończyłam. Zakończyłam, a ogromna brama za mną, zamknęła się z głuchym hukiem.
Patrzyłam przed siebie smutnym wzrokiem. Szalała ogromna burza, krople deszczu spadały ciężko na podłogę. Za duża, czarna bluza, była teraz cała przemoczona i przylegała do mojego ciała. Co chwila do moich uszu dostawał się głośny odgłos grzmotu, a niebo przecinała błyskawica. Wiatr mocno targał moimi rozpuszczonymi włosami. Po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy.
Zostawiam ją. Zostawiam ją z całą świrniętą rodzinką. Byłam beznadziejna i okropna. Taka sama jak szalejąca aktualnie pogoda.
Odwróciłam się do tyłu patrząc na bramę.
— Przepraszam — szepnęłam. Do moich uszu dostał się dźwięk telefonu. Popatrzyłam na małą budkę i opuściłam głowę. Włosy zasłoniły mi widok, przyklejając się do mokrej twarzy. Spojrzałam przed siebie łapiąc torbę, leżącą na ziemi. Postawiłam pierwszy krok przed siebie. Ostatni raz spojrzałam za siebie. Usłyszałam szczekanie. Ohydne, głośne, przedzierające się przez uszy do środka. Okropne.
Pokręciłam głową i powolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Zakończyłam to, co było za mną. Chciałam zapomnieć, jednak część mnie mi nie pozwalała. To byłoby jak zdrada. Zdrada tej małej osóbki. Tego nie chciałam za żadne skarby.
Zeszłam z góry najwolniej jak umiałam, nie zatrzymując się. Ostatni raz spojrzałam w tył. Chciałam wrócić. Jednak nie mogłam. Zakończyłam to wszystko.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przemoczona, wyrzucona, zakochana i zraniona. Nie miałam nawet miejsca, w które mogłabym się udać, schować się. Byłam sama, zdana na siebie. Tak samo, jak przed moim przybyciem do posesji Zoldycków. Teraz było tak samo. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam prostą drogą. Góra za mną powoli się oddalała, a ja czułam, że już nigdy nie znajdę się w tamtym domu. Że już nigdy nie zobaczę osób tam mieszkających.
Ta myśl sprawiała, że klatka piersiową zaciskała się na tyle mocno, że miałam wrażenie jakbym się dusiła. Zabierała mi powietrze z płuc i uświadamiała rzeczywistość. Przemoknięta, czując każdą, najdrobniejszą, najzimniejszą kroplę uderzającą o moje ciało, ze zbyt wieloma myślami, powoli zabierającymi mi powietrze, zaciskającymi płuca, ze świadomością, że zostałam sama, która sprawiła uczucie, jakby czyjaś zimna, wręcz lodowata dłoń zacisnęła się mocno na sercu, nie pozwalając, aby cieszyło się każdą chwilą, w której może bić. Sprawiając, że nawet najbardziej podstawowe czynności stawały się największą udręką, czymś, co powoli przestawałeś rozumieć. Sprawiały, że przestałam widzieć sens w wykonywaniu ich. Były czymś naturalnym i za każdym razem, jak to robiłeś, przychodziło pytanie: Dlaczego.
— Dlaczego stoisz tutaj tak w deszczu dziecko? Chodź, zrobię ci herbaty — spojrzałam na starca w drzwiach. Uśmiechał się życzliwe, dlatego poszłam za nim. Nie widziałam nic złego w mężczyźnie, jednak w tamtym momencie, nie robiło mi to wielkiej różnicy. Chciałam po prostu coś z sobą zrobić. Usiadłam na podłodze przy niskim stoliczku, a mężczyzna podał mi miękki, puchowy biały ręcznik, oraz jakieś ciuchy na zmianę. Pokazał gdzie znajduję się łazienka, a ja się tak udałam. Zdjęłam mokre rzeczy i zaczęłam wycierać się ręcznikiem. Błądził on po moim nagim ciele, a mi przypomniały się białe włosy. Miękkie i puszyste niemalże tak jak ten ręcznik, sterczące na wszystkie strony. Uśmiechnęłam się krótko i wieszając mokry ręcznik, ubrałam się po czym wyszłam. Staruszek dał mi swoją czarną bluzkę oraz jakieś getry, najprawdopodobniej należące do:
— Spodnie są mojej córki. Zmarła rok temu — powiedział z delikatnym uśmiechem podając kubek gorącego napoju. — Dlaczego byłaś w taką pogodę sama? Na dodatek w taki mróz i deszcz.
— Nie mam gdzie się podziać. Wyrzucili mnie z miejsca, które mogłam nazywać domem — szepnęłam bez wyrazu i upiłam łyk herbaty.
— Kto mógł zrobić coś takiego, takiej młodej, pięknej dziewczynie. Posłuchaj mnie. Za pewien czas wyjeżdżam, aby odejść od wspomnień córki. Kochałem ją, jednak przebywanie tutaj, zbyt boli. Mam dla ciebie propozycję. Zostaniesz ze mną do tego czasu, a jeśli ci się spodoba, wyjedziesz ze mną, dobrze?
— Dobrze... — szepnęłam i delikatnie uśmiechnęłam się znad kubka.
— Jestem Tonka Nakamuro. Możesz na mnie mówić jak chcesz.
— Dziękuję za wszystko, Tonka-san.

❞𝐩𝐨𝐝𝐫𝐨𝐳 𝐳𝐲𝐜𝐢𝐚 𝐜𝐨𝐫𝐤𝐢 𝐬𝐦𝐢𝐞𝐫𝐜𝐢❞ killua x oc Där berättelser lever. Upptäck nu