Rozdział 43. To Louisa nie chciał w swoim życiu.

Start from the beginning
                                    

- Nie pal, proszę. Nie szkoda ci zdrowia?

Szatyn wywrócił oczami i mocno zaciągnął się dymem, uparcie unikając wzroku mężczyzny.

- Nie sposób całe życie unikać rakotwórczych rzeczy.

- Ale można unikać tych o silniejszym działaniu. Uprawiasz sport, to potrzebujesz płuca w jak najlepszej kondycji.

Tomlinson żałował, że nie rozmawia z którymś z przyjaciół, gdyż wtedy mógłby dmuchnąć mu dymem w twarz i tym sposobem wyrazić, jak bardzo obchodzą go te słowa. Niestety wobec ojca, starszej od siebie osoby nie mógł się tak zachować.

- Jestem już uzależniony, a nie mam ochoty odmawiać sobie czegoś kolejne miesiące, czy ile czasu mi to zajmie i dodatkowo się męczyć.

- Gdyby twój Harry chciał zacząć palić, pozwoliłbyś mu na to? Nie mówię o jednym, okazjonalnie, tylko tyle ile ty.

Usta Louisa jeszcze zdążyły ułożyć się w tak, jednak już sekundę późnej zamknęły się na nowo, a przez umysł chłopaka przewinęło się mnóstwo scenariuszy z czego każdy prawdopodobny. Po krótkiej chwili, w trakcie której Troy dalej czekał na odwiedź, w końcu na moment spojrzał na mężczyznę i wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem.

Chłopak nawet przez chwilę zawahał się, czy na pewno chce dokończyć tego papierosa, lecz nie potrzebował dużo czasu, a znowu zaciągnął się ostrym dymem. Przez moment delektował się tym uczuciem, pozwalając truciznie subtelnie zadomowić się w jego płucach, przy tym kojąc szalejące myśli. W dni kiedy spotykał się ojcem, zawsze wypalał więcej i być może był to dobry argument, żeby przestał to robić, jednak zawsze w końcu się zgadzał. Powoli wypuścił szary obłok spomiędzy swoich wąskich warg, podziwiając go z lekkim uśmiechem, ale też odrobiną zazdrości - pragnął być tak samo lekki, wolny i polecieć gdzieś hen wysoko.

Gdy tylko dym rozmył się w londyńskim powietrzu, wzrok Louisa skupił się szyldzie sklepu jubilerskiego. Mijał go wielokrotnie w ciągu roku, lecz tym razem wydał się bardziej interesujący, niż zwykle. Nawet nie uprzedził swojego ojca, bez zastanowienia kierując kroki w stronę wystawy. Może sam nie był zwolennikiem biżuterii, jednak mimowolnie w jego umyśle zaczęła się kreować myśl o Harrym noszącym różne takie błyskotki. Jego ciało było stworzone dla pięknych rzeczy.

- Myślisz o prezencie walentynkowym? - głos Troya wyrwał go z zamyślenia.

Tomlinson tylko skinął głową i, po zgaszeniu papierosa, wszedł do środka. Szybko uświadomił sobie, że jeszcze nigdy nie miał okazji być w takim sklepie. Wszechobecna biel połączona ze szkłem wręcz raziła go po oczach, a całą niekomfortową sytuację podsycało czujne spojrzenie dwóch elegancko ubranych kobiet stojących za ladą. Może nie wyglądał na kogoś, kto mógłby wykupić cały asortyment, ale nie był złodziejem.

- W czym mogę pomóc? - spytała jedna z pracownic niepasujaco miłym głosem. Gdyby był bardziej piskliwy, czy pretensjonalny, byłoby to bardziej adekwatne do jej wyrazu twarzy. Ale być może to tylko subiektywna opinia Louisa.

- Zainteresował mnie jeden z naszyjników z gablotki przy wejściu...

Tomlinson nigdy nie sądził, że wybór takiej drobnostki mógł być, aż tak trudny. Często nad swoim tatuażem zastanawiał się mniej, niż wtedy spędził czas z różnymi rodzajami łańcuszków, czy zawieszek. Każde na swój sposób miało swój urok i nie sądził, żeby cokolwiek mogło źle wyglądać na smukłej, bladej szyi Stylesa, a przecież musiał zdecydować się na jedno. Chyba urozmaici swoje prezenty z lakierów do paznokci, od czasu do czasu zastępując je jakąś błyskotką. Może nie był najbogatszym osiemnastolatkiem w Londynie, ale on po prostu kochał sprawiać przyjemność swojemu chłopakowi, a to był tylko jeden z wielu sposobów.

Let's Play A Game || Larry&ZiamWhere stories live. Discover now