Rozdział 34

130 8 20
                                    

(Chciałabym na wstępie zaznaczyć, że starałam się zrobić jak najdokładniejszy research, ale nie mogłam znaleźć typowej sytuacji jaką zamieściłam tutaj, więc jak są jakieś niezgodności to możecie mnie poprawić ~ aut.)

Obudziłam się i usłyszałam głos.

-- Wszystko będzie dobrze, napewno... Obudzisz się...

Tak to był głos Alana. Smutny i przepełniony rozpaczą. Ja natomiast nie wiedziałam o co chodzi. Nad sobą widziałam szary sufit z wielkim panelem świetlnym. W tle słyszałam pikanie. Lekko poruszyłam głową.

-- Jula? Jula!! O Boże, kochanie -- wstał i mnie pocałował. -- Tak się o ciebie bałem.

-- Alan co się stało? -- wymamrotałam i chciałam się podnieść.

-- Połóż się -- powiedział troskliwie. -- Straciłaś przytomność. Jesteśmy w szpitalu. Mieliśmy wypadek.

-- Wypadek pamiętam, ale... Co było później?

-- Gdy zobaczyłem, że się nie ruszasz od razu zadzwoniłem po pomoc. Szybko cię wyciągneli. Twój oddech był słaby, ale był. Później przestałaś oddychać. Musieli cię reanimować. Trwało to długo, ale dali radę. Przewieźli cię do szpitala no i jesteśmy tu gdzie jesteśmy.

-- Długo byłam nieprzytomna? -- powiedziałam oszołomiona.

-- Tutaj w szpitalu? Cztery godziny.

-- Cztery?

-- Mhm... Ja... Pójdę powiedzieć lekarzowi. Nie ruszaj się -- szybko wyszedł z sali.

Co się właściwie stało? On tu był cały czas? Gdzie moja siostra? Czy ona o tym wie? Co się ze mną działo przez te wszystkie godziny i chwile gdy nic nie czułam? Co lekarze mi robili? Mój stan jest poważny?

-- Witamy spowrotem pani Julio -- nagle usłyszałam głos lekarza.

-- Co mi jest?

-- Była pani nieprzytomna po wypadku. Najpierw dało się usłyszeć oddech, później on zniknął na jakiś czas. Ostatecznie udało się go przywrócić i monitorowaliśmy tu pani stan. Wybudziła się pani po czterech godzinach.

-- Dlaczego byłam w śpiączce? -- próbowałam zapamiętać wszystko o czym lekarz mi mówił.

-- Miała pani wstrząs mózgu. Z tego co widzę wszystko jest w porządku. Miała pani dużo szczęścia, że nie stworzył się krwiak. Chyba jakiś dobry anioł stróż nad panią czuwa -- uśmiechnął się.

-- A co z dzieckiem. Jestem w ciąży. Wszystko w porządku?

-- Chciałbym pani odpowiedzieć na wszystkie pytania, ale musi się pani oszczędzać. Teraz najważniejszy jest odpoczynek. Mogę przyjść do pani jutro i powiedzieć wszystkie ważne informacje.

-- Mam jedną prośbę. Jeżeli będziecie wiedzieć coś więcej to mówcie od razu mojej siostrze lub mojemu chłopakowi.

-- Jeżeli pani wyraża zgodę, to dobrze. Ja już pójdę. Proszę nie męczyć pacjentki -- ostatnie zdanie powiedział po angielsku.

-- Nie mam zamiaru -- odpowiedział mu Alan i usłyszałam lekkie trzaśnięcie drzwiami.

-- Cieszę się, że jest wszystko w porządku... -- uśmiechnął się do mnie.

-- Zrozumiałeś co powiedział? -- odwzajemniłam uśmiech.

-- Pewnie mówił o tym samym co Agnieszce, a Agnieszka mi. Martwiłem się skarbie -- złączył nasze dłonie, a ja ją lekko ścisnęłam.

Kilka minut później Alan uznał, że jak wszystko jest w porządku, ja się wybudziłam i reaguje już na otoczenie to chociaż chwilę się zdrzemnie. Ja jednak cały czas leżałam i myślałam co będzie teraz ze mną i czy moje życie przez to się zmieni. Po chwili jednak zasnęłam ze względu na moje otumanienie.

***

Rano obudziłam się dosyć wcześnie. Alan był ze mną cały czas. Powiedział mi, że dzisiejszego dnia będą obserwować mój stan czy ta śpiączka wniesie do mojego życia więcej nieprzyjemności i problemów, czy wręcz przeciwnie i nie będzie po niej prawie śladu.

Jak narazie pozwolone mi było usiąść na łóżku. Oparcie od łóżka zostało delikatnie podniesione przez co mogłam być w innej pozycji niż leżenie, które nie należało do bardzo wygodnych po tylu godzinach.

Jak zbliżał się czas obchodu lekarz przyszedł do sali i po wstępnym badaniu mogłam stanąć na nogi. Sama całkowicie jeszcze tego nie mogłam zrobić, ale z pomocą niego i Alana przeszłam parę kroków. Asekuracja była głównie po to żebym się nie przewróciła gdyby zrobiło mi się nagle słabo. Dowiedziałam się też, że przez to iż wybudziłam się szybko, nie będę musiała uczęszczać na rehabilitację, a ćwiczenia logiczne w domu mi wystarczą. Ucieszyła mnie ta wiadomość.

Jednak to czego później się dowiedziałam sprawiło, że miałam ochotę skoczyć z okna.

-- Proszę pana, a co z moim dzieckiem? Jest wszystko w porządku? -- powiedziałam do lekarza. Spojrzałam się na Alana, ale ten tylko opuścił głowę.

-- Przykro mi, dziecko nie przeżyło. Przez to, że pani organizm nie produkował tlenu, dziecko sie udusiło. Jest martwe -- powiedział ze współczuciem.

-- Ale... Nie, to niemożliwe -- odpowiedziałam z niedowierzaniem.

-- Musi mi pani uwierzyć. Nie chciałem martwić pani wcześniej, więc mówię o tym dzisiaj. Przykro mi.

-- Ale jak to. Nie. Ono żyje! Powie mi pan prawdę! -- moje oczy zrobiły się momentalnie pełne łez.

-- Mówię prawdę. Rozumiem, że to dla was ciężka sytuacja, ale nic nie możemy zrobić. Za dwa tygodnie powinna pani poronić.

-- Nie, ja w to nie wierzę. Tak nie jest. To wszystko jest jeszcze pieprzony koszmar!

-- Kochanie... -- Alan podszedł do mnie i mnie objął od tyłu.

-- Zostaw mnie! Ono żyje! To wszystko to są pieprzone kłamstwa! -- próbowałam się wyrwać.

-- Dziecka już nie ma. Nie żyje. Nie oddycha. Nie wróci do nas -- Dj powiedział ze smutkiem próbując się nie rozpłakać. Trzymał mnie tak żebym się nie wyrwała i nie rzuciła na lekarza.

-- Obydwoje kłamiecie! -- zmieniałam język z polskiego na angielski i z angielskiego na polski.

-- Jula my nie kłamiemy -- powiedział spokojnie. -- Jego serce przestało bić. Pogódź się z tym -- obrócił mnie do siebie.

-- Nie. To nie jest prawda. Ja czuję że ono żyje.

-- Nie! Nie rób sobie głupiej nadziei. Ono do nas nie wróci -- lekko mu się głos zachwiał.

W tedy dotarło do mnie, że to koniec. Nie wytrzymałam i się rozpłakałam. Alan mocno mnie przytulił i sądząc po dźwięku zamykanych drzwi, lekarz wyszedł z sali.

-- Dlaczego... -- powiedziałam przez płacz nadal przyciskając głowę do jego ramienia.

-- Nie wiem kochanie -- wymamrotał.

-- Ja... Ja się naprawdę cieszyłam. Chciałam mieć to dziecko -- spojrzałam się w jego oczy. Widziałam, że on też płakał.

-- Wiem... Ja też. Usiądź sobie. Możesz być jeszcze słaba.

Zrobiłam co kazał. Usiadłam na łóżku i wbiłam pusty wzrok w pościel. Nadal nie mogłam zatrzymać łez wypływających z moich oczu. Czułam się pozbawiona jakiejś cząstki siebie. Czułam się winna.

I'm On My Way // Alan Walker ✓ Zakończone ✓Where stories live. Discover now