41

476 9 3
                                    

Robert postanowił zabrać swoją "dziewczynę" do restauracji. Chociaż to i tak zbyt wielkie określenie, bardziej pasowałaby "sex koleżanka" czy coś w tym stylu. Kobieta, o której mowa nazywała się Marta Marszałkowska. Była farbowaną blondynką, rok starszą od Roberta.

Oboje złożyli zamówienie. Marta podjęła pierwszą inicjatywę rozmowy, bo dobrze wiedziała, że mogliby tak siedzieć w milczeniu. Potem zjedliby, a na koniec padłoby pytanie, czy idą do niej, czy się rozchodzą w swoją stronę. Skąd o tym wiedziała? Bo już taki jeden wieczór Robert jej zafundował.

- Ostatnio słyszałam od koleżanek, że widziały, cię na mieście w towarzystwie innej kobiety.

- Mają na myśli moją matkę?

- Nie wydaje mi się. Nie przychodzi ci do głowy ktoś inny? Może jakaś kuzynka.

- Musiało coś się im pomylić. Nigdy jednocześnie nie spotykam się z dwiema dziewczynami. Nie wiem, może jakaś kobieta zapytała mnie o drogę i wtedy zobaczyły mnie, jak z nią rozmawiam?

- Dobra, zmieńmy temat. Kiedy dasz mi się przejechać swoim autkiem? - oparła łokci o stół, splotła dłonie i położyła na nich podbródek. Wpatrywała się w oczy Olszańskiego.

- Nigdy.

- Kochanie, twoja wymówka, że nikomu nie dajesz prowadzić swojego samochodu, jest już nieaktualna.

- Ile razy od zdania prawka siedziałaś za kółkiem? Ile czasu minęło od ostatniego razu?

- Kochanie - wyciągnęła rękę, chcąc dotknąć dłoni mężczyzny leżącej na stole. Jednak musiała ją zaraz cofnąć, bo kelner przyniósł ich zamówienie.

Robert podziękował mężczyźnie, po czym życzył smacznego swojej towarzyszce.

- Skarbie zawsze możesz mnie podszkolić - nie dawała za wygraną.

- Mów mi po imieniu - rzucił z niezadowoleniem Olszański.

- Ale dlaczego? Skarbie i kochanie ładniej brzmią.

- Może dlatego, że na prawdę ze sobą nie chodzimy. To jest tylko układ i dobrze o tym wiesz od samego początku.

- A to układ nie może przerodzić się w prawdziwe uczucie?

- Chyba naczytałaś się za dużo romansów. Jeżeli tak dalej pójdzie, to nasz związek niedługo dobiegnie końca.

- Dobrze Robercie, nie nazwę cię już skarbem czy kochaniem.

Przez dłuższy czas jedli w milczeniu.

- Drogi Robercie, proszę, wyjaśnij mi, dlaczego pozwoliłeś prowadzić innej kobiecie swój samochód. A nawet ścigać się! - wypiła jednym haustem lampkę wina.

Mężczyzna przeszył Martę wzrokiem.

- A więc o to chodzi. To jest ta sprawa, o której tak bardzo chciałaś ze mną porozmawiać. No dobrze... Pewne okoliczności wymagały tego, abym pożyczył Mai swój samochód. Niestety, ale mój brat nie zgodził się jej użyć swojego. Nic mnie z nią nie łączy. Zresztą jakbyś przyjrzała się sobie i swoim poprzedniczką zrozumiałabyś, że ta dziewczyna nie jest w moim typie. A to, że towarzyszyła mi parę razy na wyścigach czy razem rozmawialiśmy, to jest normalne, bo traktuję ją jak członka Teamu Olszańskich. Zresztą często towarzyszy nam Francis, czy inny członek, albo Karol. Do dzisiaj naprawdę nie myślałem o zakończeniu naszego układu. Popsułaś mi dzisiaj humor. Pozwól, że zamówię ci taksówkę.

***

Parę dni później Robert wpadł na Martę w jednym z barów. Przez ostatnie dni zbywał ją, mówiąc, że nie ma czasu. Poniekąd była to prawda. Jednak jeżeli naprawdę chciałby się z nią spotkać, to znalazłby wolny czas.

Marszałkowska podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję.

- Czyli dla mnie nie masz czasu, ale na wyrywanie jakichś panienek to już masz? Bo wątpię, że przyszedłeś tu, aby zrobić mi niespodziankę.

- Przyszedłem tu w interesach.

- A cóż to za interesy masz, żeby załatwiać je w takim miejscu?

- Jesteś podpita - zdjął jej ręce z szyi. - Dobra. Siedź tu grzecznie - zaprowadził ją do pobliskiego stolika. - Później odwiozę cię do domu.

Robert zaczął się rozglądać. Nie mógł nigdzie dostrzec swojego biznesowego partnera. Sięgnął do kieszeni po komórkę, ale nie wyjął Nokii. Zobaczył, jak do baru wchodzi, lekko utykający starszy mężczyzna.

- Bądź grzeczną dziewczynką - położył dłoń na ramieniu Marty. Ta spojrzała na niego już lekko nieobecnym wzrokiem.

Olszański domyślił się, że jak wróci, to zastanie Martę śpiącą z głową na stoliku.

***

Andrzej Chmielewski zdążył, co dopiero usiąść na kanapie pod ścianą, a po drugiej stronie stolika na krześle zasiadł już Robert Olszański.

- O już pan jest. Miałem zamiar do pana zadzwonić, po tym, jak znajdę wolny stolik. Ale widzę, że był pan szybszy ode mnie.

- Przejdźmy od razu do konkretów. Mój brat zgadza się na pańskie warunki.

- Miło mi to słyszeć. Gdy tylko ustalę termin pierwszego wyścigu, niezwłocznie się z panem skontaktuję. Jednakże miałbym do pana jeszcze jedną prośbę.

- Zmieniam się w słuch.

- Widziałem oba wyścigi z udziałem Majki. Chciałbym, aby ona także dołączyła do ekipy. Rozumiem, że może się pan ze mną nie zgadzać. Jednak uważałam, że trzeba dać tej dziewczynie szanse, aby mogła się rozwijać. A może się okazać, że rozkwitnie z niej naprawdę piękny kwiat.

- Rozumiem, że raczej nie przekonam pana do zmiany decyzji - rozmówca uśmiechnął się słysząc te słowa. - Ale Piwońska nie ma samochodu, którym mogłaby się ścigać. Moją Mazdę pożyczyłem jej tylko na te dwa wyścigi.

- Naprawdę, czy myśli pan, że załatwienie samochodu dla Mai jest dla mnie problemem. Zresztą dla pana także nie stanowiłoby problemy zakup nowego samochodu i użyczenie jej swojego starego.

- Tylko widzi pan, ja nie mam zamiaru rozstawać się ze swoim autkiem.

- Mam nadzieję, że uda się panu namówić Maję i na wiosnę będziemy mogli się spotkać w czwórkę, aby omówić wszystkie szczegóły. Bo oczywiście pan także dołączy do zespołu w roli trenera.

- Pierwsze o tym...

- Przepraszam, że wejdę panu w słowo. To panu zawdzięczam odkrycie tych dwóch talentów i niewyobrażań sobie, że nie będzie pan dalej wspierał swojego brata. Przynajmniej teraz na początku jego kariery. On bardzo pana potrzebuje. A Mai muszę się jeszcze trochę po przyglądać. Jeszcze nie mogę stwierdzić z całą pewnością czy nadaje się na zawodowca, czy nie. Przed Bożym Narodzeniem do pańskich drzwi zawita Święty Mikołaj z prezentem dla Mai.

- A dlaczego do moich drzwi?

- Bo ma pan garaż, mechanika i warsztat oraz to będzie prezent dla Teamu Olszańskich...

- Ze specjalną dedykacją dla Piwońskiej?

- Właśnie tak!

Królowie PrędkościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz