73

212 5 1
                                    

To nie był pierwszy raz kiedy Majka spała po za domem, ale pierwszy raz kiedy bała się zasnąć. Czy to była kobieca intuicja,  czy dziwne zachowanie Mariusza? Sama nie wiedziała. Gdy złożyła podobną propozycję młodszemu Olszańskiemu ten ją na początku wyśmiał. Jednak kiedy zobaczył poważną minę Roberta, to  zmienił zdanie.

Piwońska usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi. Nie zareagowała. Leżała nie ruchomo przykryta kołdrą.

Chwilę potem rozległ się dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Tego samego, które rzekomo zgubił się.

Następnie dziewczyna usłyszała dwa lub trzy kroki po czym głośny rumor. Chwilę później w pokoju zrobiło się jasno.

Tuż obok zgiętego w pół Mariusza stał Karol, wymierzał mu kolejny cios w brzuch. Robert właśnie otwierał drzwi. Młodszy Olszański złapał intruza za kołnierz i wywalił na korytarz. Towarzyszyła temu wymiana soczystych przekleństw między Karolem a Mariuszem.

- Załatwione - Karol zrobił gest jakby czyścił brudne ręce, po czym z powrotem wślizgnął się pod kołdrę.

- Teraz już nikt nie wejdzie - Robert zamknął zamek na klucz, zgasił światło i poszedł w ślady brata.

Następnego dnia Mariusz patrzył na przybyłych wilkiem, ale nie zbliżał się do nich.

***

Początek trasy, to sześć szykan. Każda z przeszkód to cztery opony ułożone jedna na drugiej, do których są przywiązane biało czerwone taśmy. Maja pokonała ten odcinek bez problemu. Chociaż nie dla każdego było to takie łatwe. Dziewczyna wcześniej była świadkiem, jak kilka samochodów przecięło taśmy i przewróciło pachołki z opon. Potem półtora kilometrowa prosta kończąca się rondem. Majka zrobiła dwa okrążenia driftem. Następnie wróciła na tę samą ulicę, którą jechała wcześniej. Tym razem skręciła w lewo tuż przed szykanami. Zakręt był długi i łagodny. Jednak jego pokonanie nie było takie proste, a zadbali o to strażacy. Asfalt jest mokry i śliski. Kilku mało doświadczonych kierowców straciło tam ponownie nad swoimi pojazdami. Majką lekko szarpnęło. Kosztowało to ją sekundy, ale nie straciła panowania nad Mitsubishi. Potem trzysta metrów prosto. Skrzyżowanie. Zakręt w prawo. Meta.

Czekając na wyniki do Piwońskiej i Olszańskich zbliżył się Chmielewski. Mężczyzna zawołał gestem ręki Mariusza. Chłopak podszedł do nich, ale nic nie powiedział. Ustał tuż przy Chmielewskim i tym samym jak najdalej od dwójki braci.

- Mariuszu, Karolu, Maju myśleliście, że to koniec zabawy? - zapytał retorycznie Chmielewski. Roześmiał się.  - Może pewna osoba nie miała jaj i nie potrafiła zorganizować nocnego wyścigu. Zresztą co się spodziewać po chłopcu, który od małego jeździł gokartem po torze? - spojrzał wymownie na miejscowego. - Ale spokojnie wujek Andrzej postanowił się wszystkim zająć - uśmiechnął się tajemniczo. -To jeszcze nie koniec zabawy! Wiecie, że nazwisko Chmielewski coś jeszcze znaczy w tych czasach? Wystarczył jeden telefon do starego przyjaciela. Za czterdzieści minut widzimy w Bednarach!





Królowie PrędkościWhere stories live. Discover now