71

228 5 1
                                    


Majka nie przypominała sobie, żeby rodzina Mariusza prowadziła jakąś agroturystykę. Zresztą, to była kilka lat temu. W tym czasie mogło się wiele zmienić. Dostali dwa pokoje każdy z trzema pojedynczymi łóżkami. Znajdowały się naprzeciwko siebie. Majka wybrała pokój z własną łazienką, chłopacy musieli korzystać ze wspólnej na korytarzu. Oprócz nich nocowały jeszcze jakieś dwie pary zaprzyjaźnionych ze sobą emerytów.

Dziewczyna zostawiła w jednym z nich swoją torbę. Chłopacy już czekali na nią przy samochodzie.

Gdy schodziła po schodach na parter trafiła na Mariusza. Zagrodził jej ręką przejście.

- Wyładniałaś przez te lata i nawet nauczyłaś się jeździć samochodem - drugą ręką dotknął jej policzka.

Odtrąciła jego dłoń.

- Ale charakterek ci się nie zmienił.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Chciała po prostu już odejść, ale Mariusz złapał ją za rękę.

- Kiedyś za mną szalałaś, a teraz nawet nie chcesz się ze mną przywitać?

- Widocznie nie jesteś już wart mojej uwagi - wyszarpnęła swoją dłoń i zeszła na dół.

Robert stał oparty o framugę drzwi. Czekał na Piwońską, a ona miała nadzieję, że nie widział tej sytuacji.

Zaplanowana trasa na następny dzień prowadziła przez miasteczko. Z tego powodu Majka i Karol nie mogli przygotowywać się jak zazwyczaj. Zresztą sam wyścig nie miał należeć do zwyczajnych.

Obok gospodarstwa agroturystycznego znajdowała łąka z krótko przyciętą trawą. Widocznie nie dawno rolnik musiał zebrać z niej zielonkę. Na zielonym polu stało już Mitsubishi i Mazda. Dalej stały ustawione pionowo kostki siana.

- Co to ma znaczyć? - zapytała zdziwiona dziewczyna niecodziennym widokiem.

- Postanowiłem was przygotować do jutrzejszych zawodów - odpowiedział zagadkowo Robert.

- To nie jest wyjaśnienie.

- Nie widać? - wskazał na tor przeszkód, który znajdował się przed nimi. - Będziecie ćwiczyć jazdę slalomem między szykanami.

- Mam jeździć samochodem po polu między belkami siana?! - Majaka wykrzywiła usta w grymasie.

- Możesz, to i tak nazwać. Ważne, że jak uderzysz w kostkę, to nie uszkodzisz samochodu.

- Serio? Nadal nie wierzysz w moje zdolności? - zapytała z oburzeniem.

Robert dyplomatycznie postanowił nie odpowiadać na to pytanie, czym jeszcze bardziej zdenerwował dziewczynę.

Jak się później okazało jazda slalomem, po śliskiej trawie, a później już trawie wymieszanej z błotem nie należała do najłatwiejszych. Obojgu za pierwszym razem nie udało się przejechać przygotowanego przez Roberta toru bez kolizji ze snopkiem siana. Po ich nie udanej próbie, starszy Olszański przyznał się do tego, że specjalnie ustawił tak blisko siebie ich prowizoryczne pachołki. Kolejne przejazdy poszły im znacznie lepiej. Jednak z czasem Robert znowu zmniejszał odległość między kostkami, aż któryś z kierowców w nie uderzył.

Gdy opanowali już jazdę slalomem. Robert kazał im pokonywać tor przeszkód coraz to szybciej. Na koniec pochwalił swojego brata i powiedział, że może sobie zrobić dwudziestominutową przerwę, bo musi popracować jeszcze nad Piwońską.

- O co ci chodzi? - zapytała dziewczyna, gdy Olszański wsiadł do Lancera - Przecież jeżdżę tak samo jak Karol.

- Nie. Nie jesteś sobą...

- Że co? Skąd to możesz wiedzieć? - wypaliła nie pozwalając mu dokończyć jego wypowiedzi.

- Dlatego, że jeździsz znacznie bardziej agresywnie niż normalnie.

- Ja jeżdżę agresywnie?!

- Oczywiście, gdy prowadzisz muszę brać podwójną dawkę leków, aby z tobą gdziekolwiek pojechać.

- Dziękuję bardzo - skrzyżowała ręce na piersi.

- Poza tym widzę i słyszę, że jesteś wkurzona. Czy to przez tą sprzeczkę na schodach?

- Podsłuchiwałeś?

- Szedłem po ciebie i usłyszałem - wzruszył ramionami. - Weź pojeździj po okolicy samochodem i wróć za godzinę jak ochłoniesz - wysiadł z Mitsubishi. - Gdy górę biorą emocję człowiek nie jest wstanie wygrać. Powinnaś już dobrze o tym wiedzieć - dodał zanim zamknął za sobą drzwi.

Postanowiła skorzystać z rady Olszańskiego i pojeździć po okolicy, którą jeszcze dobrze pamiętała. Podjechała pod swój dawny dom. Przez dłuższy czas przyglądała mu się.

Zauważyła jak wyszedł z niego mężczyzna z walizką i wpakował ją do bagażnika swojego SUV-a. Chwilę później wyleciała z domu dziewczyna, która trzymała w ręku misia i kazała tacie go zapakować. Mężczyzna wziął ją na ręce i wrócił do środka. Kilka minut później cała trzyosobowa, uśmiechnięta rodzinka wsiadła do samochodu.

Dziewczynie zrobiło się nie dobrze od całego tego szczęścia. Przypomniały jej się czasy, które już nigdy nie wrócą.

Królowie PrędkościWhere stories live. Discover now